Lalka. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lalka - Болеслав Прус страница 27

Название: Lalka

Автор: Болеслав Прус

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ dla śmierci, ale za to poczyna tęsknić do legend o życiu wiecznym?…

      – Obojętność dla śmierci – odpowiedział doktór – jest cechą umysłów dojrzałych, a pociąg do życia wiecznego – zapowiedzią nadchodzącej starości.

      Znowu umilkli. Gość palił fajkę, gospodarz kręcił się nad mikroskopem.

      – Czy myślisz – spytał Wokulski – że można… kochać kobietę w sposób idealny, nie pożądając jej?

      – Naturalnie. Jest to jedna z masek, w którą lubi przebierać się instynkt utrwalenia gatunku.

      – Instynkt – gatunek – instynkt utrwalenia czegoś i – utrwalenie gatunku!… – powtórzył Wokulski. – Trzy wyrazy, a cztery głupstwa.

      – Zrób szóste – odpowiedział doktór nie odejmując oka od szkła – i ożeń się.

      – Szóste?… – rzekł Wokulski podnosząc się na kanapie. – A gdzież piąte?

      – Piąte już zrobiłeś: zakochałeś się.

      – Ja?… W moim wieku?…

      – Czterdzieści pięć lat – to epoka ostatniej miłości, najgorszej – odpowiedział doktór.

      – Znawcy mówią, że pierwsza miłość jest najgorsza – szepnął Wokulski.

      – Nieprawda. Po pierwszej czeka cię sto innych, ale po setnej pierwszej – już nic. Żeń się; jedyny to ratunek na twoją chorobę.

      – Dlaczegożeś ty się nie ożenił?

      – Bo mi narzeczona umarła – odpowiedział doktór pochyliwszy się na tył fotelu i patrząc w sufit. – Więc zrobiłem, com mógł: otrułem się chloroformem. Było to na prowincji. Ale Bóg zesłał dobrego kolegę, który wysadził drzwi i uratował mnie. Najpodlejszy rodzaj miłosierdzia!… Ja zapłaciłem za drzwi zepsute, a kolega odziedziczył moją praktykę ogłosiwszy, żem wariat…

      Znowu wrócił do włosów i mikroskopu.

      – A jaki z tego sens moralny dla ostatniej miłości? – spytał Wokulski.

      – Ten, że samobójcom nie należy przeszkadzać – odpowiedział doktór.

      Wokulski poleżał jeszcze z kwadrans, potem podniósł się, postawił w kącie fajkę i schyliwszy się nad doktorem ucałował go.

      – Bywaj zdrów, Michale.

      Doktór zerwał się od stołu.

      – No?…

      – Wyjeżdżam do Bułgarii

      – Po co?

      – Zostanę wojskowym dostawcą. Muszę zrobić duży majątek!… – odparł Wokulski.

      – Albo?…

      – Albo… nie wrócę.

      Doktór popatrzył mu w oczy i mocno ścisnął go za rękę.

      – Sit tibi terra levis202 – rzekł spokojnie. Odprowadził go do drzwi i znowu wziął się do swojej roboty.

      Już Wokulski był na schodach, gdy doktór wybiegł za nim i zawołał wychylając się przez poręcz:

      – Gdybyś jednak wrócił, nie zapomnij przywieźć mi włosów: bułgarskich, tureckich i tak dalej, od obu płci. Tylko pamiętaj: w oddzielnych pakietach z notatkami. Wiesz przecie, jak to robić…

      …Wokulski ocknął się z tych dawnych wspomnień.

      Nie ma doktora ani jego mieszkania i nawet ich od dziesięciu miesięcy nie widział. Tu jest błotnista ulica Radna, tam Browarna. Na górze spoza nagich drzew wyglądają żółte gmachy uniwersyteckie; na dole parterowe domki, puste place i parkany, a niżej – Wisła.

      Obok niego stał jakiś człowiek w wypłowiałej kapocie z rudawym zarostem. Zdjął czapkę i pocałował Wokulskiego w rękę. Wokulski przypatrzył mu się uważniej.

      – Wysocki?… – rzekł. – Co ty tu robisz?

      – Tu mieszkamy, wielmożny panie, w tym domu – odpowiedział człowiek wskazując na niską lepiankę.

      – Dlaczego nie przyjeżdżasz po transporta203? – pytał Wokulski.

      – Czym przyjadę, panie, kiedy jeszcze na Nowy Rok koń mi padł.

      – Cóż robisz?

      – A ot tak – razem nic. Zimowaliśmy u brata, co jest dróżnikiem na Wiedeńskiej Kolei204. Ale i jemu bieda, bo go ze Skierniewic205 przenieśli pod Częstochowę. W Skierniewicach ma trzy morgi206 i żył jak bogacz, a dzisiaj i on kiepski, i grunt wynędznieje bez dozoru.

      – No, a z wami co teraz?

      – Kobieta niby trochę pierze, ale takim, co nie bardzo mają czym płacić, a ja – ot tak… Marniejemy, panie… nie pierwsi i nie ostatni. Jeszcze póki wielkiego postu, to człowiek krzepi się mówiący207: dzisiaj pościsz za dusze zmarłe, jutro na pamiątkę, że Chrystus Pan nic nie jadł, pojutrze, na intencję, ażeby Bóg złe odmienił. Zaś po świętach nie będzie nawet sposobu i dzieciom wytłomaczyć, na jaką intencję nie jedzą…

      Ale i wielmożny pan coś markotnie wygląda? Taki już widać czas nastał, że wszyscy muszą zginąć – westchnął ubogi człowiek.

      Wokulski zamyślił się.

      – Komorne wasze zapłacone? – spytał.

      – Nawet nie ma, panie, co płacić, bo nas i tak wypędzą.

      – A dlaczego nie przyszedłeś do sklepu, do pana Rzeckiego? – spytał Wokulski.

      – Nie śmiałem, panie. Koń odszedł, wóz u Żyda, kubrak na mnie jak na dziadzie… Z czymże było przyjść i jeszcze ludziom głowę zaprzątać?…

      Wokulski wydobył portmonetkę.

      – Masz tu – rzekł – dziesięć rubli na święta. Jutro w południe przyjdziesz do sklepu i dostaniesz kartkę na Pragę. Tam u handlarza wybierzesz sobie konia, a po świętach przyjeżdżaj do roboty. U mnie zarobisz ze trzy ruble na dzień, więc dług spłacisz łatwo. Zresztą dasz sobie radę.

      Ubogi człowiek dotknąwszy pieniędzy zaczął się trząść.

      Uważnie słuchał Wokulskiego, a łzy spływały mu po wychudzonej twarzy.

      – Czy СКАЧАТЬ



<p>202</p>

Sit tibi terra levis (łac.) – niech ci ziemia lekką będzie. [przypis redakcyjny]

<p>203</p>

transporta – dziś: transporty, towary do przewiezienia. [przypis redakcyjny]

<p>204</p>

Kolej Wiedeńska – linia kolejowa Warszawa—Skierniewice—Koluszki—Piotrków—Częstochowa—Dąbrowa Górnicza na Kraków i Wiedeń, najdawniejsza w Królestwie Kongresowym, zbudowana w latach 1838–1848. [przypis redakcyjny]

<p>205</p>

Skierniewice – miasto powiatowe i węzeł kolejowy, 66 km na południowy zachód od Warszawy. [przypis redakcyjny]

<p>206</p>

mórg – miara powierzchni: mórg polski – ok. 55 arów. [przypis redakcyjny]

<p>207</p>

człowiek krzepi się mówiący – dawna forma imiesłowowa; dziś: człowiek krzepi się mówiąc. [przypis edytorski]