Название: Nad Niemnem, tom trzeci
Автор: Eliza Orzeszkowa
Издательство: Public Domain
Жанр: Зарубежная классика
isbn:
isbn:
Czule, macierzyńsko obejmowała synową, głowę jej do piersi tuliła i z łagodnym spokojem pocieszała ją wszystkim, czym mogła, o jej obawach i cierpieniach poważnie z Zygmuntem pomówić przyrzekała, a na dnie duszy snuła rozpaczliwe myśli i pytania. Kiedy młoda kobieta, której uczynione zwierzenia, a także pieszczoty i obietnice matki ulgę przyniosły, blada i spłakana, ale już znowu uśmiechająca się do życia, wyszła do ogrodu, aby ulubione kwiaty swe obejrzeć, pani Andrzejowa powstała i poruszyła stojący na stole dzwonek.
– Dokąd pan Zygmunt pojechał? – zapytała zjawiającego się we drzwiach lokaja.
Miała jeszcze trochę nadziei, że pojechał nie do Korczyna, a usłyszawszy odpowiedź, która jej tę nadzieję odbierała, po chwilowym milczeniu rzekła jeszcze:
– Kiedy powróci, powiedz, że proszę, aby zaraz przyszedł do mnie.
Po odejściu służącego długo sama jedna stała pośrodku pokoju z rękami splecionymi i opartymi o stół, pełen dzienników i książek. Na blade jej policzki wystąpiły plamy ognistych rumieńców. Wrzała w niej burza zgrozy i niezmiernego żalu. Zbyt wiele w samotności rozważała i myślała, aby miłość i nawet namiętność wzrok jej utrzymać mogły w wiecznej ślepocie. To zaś, co niezupełnie jeszcze dokładnie, ale już spostrzegała, było grubą ciemnością zachodzącą na najdroższe ideały i wszystkie pociechy i chluby.
II
W ostatnich dniach lipca, kiedy część zboża jeszcze niezdjęta stała na korczyńskich polach, Witold i Justyna postępowali drogą z Bohatyrowicz do Korczyna wiodącą. Szli prędko i rozmawiali żywo, tak żywo i z takim zajęciem, że aż na policzki młodej panny wybiły się gorące rumieńce, a oczy jej, zazwyczaj trochę chmurne, jaśniały radością. Nie zatrzymując się i nawet kroku nie zwalniając, do młodego krewnego rękę wyciągnęła.
– Dziękuję ci, Widziu, z całego serca dziękuję – z niezwykłym sobie wylaniem mówiła. – Wszystko, co mi powiedziałeś, przejęło mnie głęboko. Od jakiegoś czasu te same myśli przechodziły mi przez głowę, tylko ich tak wyraźnie układać nie umiałam. Nie jestem, widzisz, ani uczona, ani pod żadnym względem wyjątkowa… sama jednak nie wiem dlaczego, dostrzegłam już w życiu wiele rzeczy marnych i trochę ważnych…
Z wesołym uśmiechem dodała:
– Nudziłam się okropnie i może z nudy wymyślałam sobie to wszystko, o czym ty daleko lepiej i więcej wiesz ode mnie…
Spojrzał na nią z boku i filuternie.
– A teraz nie nudzisz się? – zapytał.
Przecząco wstrząsnęła głową.
– Nie, od jakiegoś czasu nie! Chociaż, przyznam ci się, że jeszcze dobrze nie rozumiem…
Urwała.
– Czego jeszcze nie rozumiesz dobrze?
Po chwilowym wahaniu się odpowiedziała z cicha:
– Tego, co czuję i tego, co myślę…
– Brak przygotowania – zauważył – ale – dodał wesoło – wyjaśni się to zapewne, bo i doprawdy, dlaczegóż byś nie miała pójść nową drogą…
Zarumieniła się jeszcze ogniściej i z żywością szepnęła:
– Nie wiem… nie wiem… może to tylko złudzenie… lękam się…
– Czego? – ciekawie zapytał Witold.
Ale ona spłonioną twarz ku polu zwróciła i może pod wpływem zakłopotania, jakie jej ta rozmowa sprawiała, silnie ściskała w dłoni sporą wiązankę tylko co znać zerwanych floksów, pośród których tkwiła ogromna czerwona georginia.
– Wcale niewytworny bukiet – patrząc na kwiaty uśmiechnął się Witold. – Rzecz jest jednak godna uwagi, jak ci ludzie kochają się w kwiatach. Nawet ta prozaiczna Elżusia, która na dwa tygodnie przed ślubem liczy sztuki bydła narzeczonego i myśli o wekselach, które wyda jej ojciec, mnóstwo ich w ojcowskiej zagrodzie hoduje…
Nagle zwracając się ku towarzyszce zapytał:
– Czy doprawdy będziesz na tym weselu?
– Naturalnie! – z żywością zawołała.
– Drużką Elżusi?
– Naturalnie.
– A tworzącym dla ciebie parę drużbantem będzie pan Kazimierz Jaśmont, którego cyfry na cieniutkiej chusteczce wyhaftujesz i tę chusteczkę ofiarujesz mu w zamian podanych ci przez niego bukietów mirtowych… Tak? Umiesz to zapewne na pamięć, jak i wiele innych rzeczy, których ponauczałaś się w czasach ostatnich. Czy wiesz o tym, że wczoraj, kiedy panna Teresa łzawiąc się z czułości opowiadała ci radość swoją i mamy z przypuszczalnego twojego małżeństwa z panem Różycem, śmiejąc się odpowiedziałaś: „Bo to wy wiecie jedno, a ja drugie!” Gdybym wtedy na ciebie nie patrzał, myślałbym, że to stara Starzyńska mówi! Prościejesz, Justysiu, widocznie prościejesz…
Śmiał się głośno, wesoło i patrzał na Justynę bardzo przyjaźnie. Nagle zagadnął:
– Czy to prawda, co pani Fabianowa Bohatyrowiczowa, née30 СКАЧАТЬ
29
Fryne – właśc. Mnesarete (IV w. p.n.e.), słynna hetera grecka, kobieta lekkich obyczajów. Uważana była za wcielenie kobiecego piękna i wielokrotnie służyła jako model słynnym rzeźbiarzom i malarzom. [przypis redakcyjny]
30