Ogniem i mieczem, tom drugi. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ogniem i mieczem, tom drugi - Генрик Сенкевич страница 31

Название: Ogniem i mieczem, tom drugi

Автор: Генрик Сенкевич

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ za nozdrza sięgały jak u chrabąszcza, zwisły mu także ku dołowi, zadarty nos się wydłużył, z twarzy znikła zwyczajna pogoda i stał milczący, nie poruszył się nawet, gdy książę z kolei jego męstwo i nadzwyczajne przewagi wychwalał. Cóż bowiem znaczyły dlań wszystkie pochwały, gdy ona ich słyszeć nie mogła!

      Aż zlitowała się nad nim Anusia Borzobohata i choć miewali między sobą sprzeczki, postanowiła go pocieszyć. W tym celu, strzygąc oczyma ku księżnie, przysuwała się nieznacznie do rycerza i wreszcie znalazła się tuż przy nim.

      – Dzień dobry waćpanu – rzekła. – Dawnośmy się nie widzieli.

      – Oj, panno Anno! – odrzekł melancholicznie pan Michał – siła384 wody upłynęło i w niewesołych czasach się znów widzimy – i nie wszyscy.

      – Pewnie, że nie wszyscy: tylu rycerzy poległo!

      Tu westchnęła Anusia, po chwili zaś mówiła dalej:

      – I my nie w tej liczbie, jako dawniej, bo panna Sieniutówna za mąż poszła, a księżniczka Barbara została u pani wojewodziny wileńskiej.

      – I pewnie także za mąż idzie?

      – Nie, nie bardzo ona o tym myśli. A czemu się to waćpan o to dopytuje?

      To rzekłszy Anusia przymrużyła czarne oczęta tak, iż tylko szpareczki pozostały, i spoglądała ukośnie spod rzęs na rycerza.

      – Przez życzliwość dla familii – odparł pan Michał.

      A Anusia na to:

      – Oj, to i słusznie, bo też wielką pan Michał ma w księżniczce Barbarze przyjaciółkę. Nieraz pytała: gdzie to ów mój rycerz, któren na turnieju w Łubniach najwięcej głów tureckich zrzucił, za com mu nagrodę dawała? Co on porabia? Zali385 żyje jeszcze i o nas pamięta?

      Pan Michał podniósł z wdzięcznością oczy na Anusię i po pierwsze, ucieszył się, po wtóre, dostrzegł, że Anusia wyładniała niepomiernie.

      – Zali naprawdę księżniczka Barbara tak mówiła? – spytał.

      – Jako żywo! I to jeszcze wspominała, jakeś waćpan przez fosę dla niej skakał, wtedy gdyś to w wodę wpadł.

      – A gdzie teraz pani wojewodzina wileńska?

      – Była z nami w Brześciu, a tydzień temu pojechała do Bielska, skąd do Warszawy przybędzie.

      Pan Wołodyjowski drugi raz spojrzał na Anusię i nie mógł już wytrzymać.

      – A panna Anna – rzekł – już do takowej gładkości doszła, że aż oczy bolą patrzyć.

      Dziewczyna uśmiechnęła się wdzięcznie.

      – Pan Michał tak jeno mówi, by mnie skaptować386.

      – Chciałem swego czasu – rzekł ruszając ramionami rycerz – Bóg widzi, chciałem i nie mogłem, a teraz panu Podbipięcie życzę, by był szczęśliwy.

      – A gdzie pan Podbipięta? – spytała cicho Anusia, spuszczając oczki.

      – W Zamościu ze Skrzetuskim; został już namiestnikiem w chorągwi i służby pilnować musi, ale gdyby był wiedział, kogo tu ujrzy, o! jak Bóg na niebie, byłby wziął permisję i tu z nami wielkim krokiem nadążył. Wielki to jest kawaler, na wszelką łaskę zasługujący.

      – A na wojnie… nie doznał jakowego szwanku?

      – Widzi mi się, że waćpanna nie o to chcesz pytać, jeno o te trzy głowy, które ściąć zamierzył?

      – Nie wierzę, aby on to naprawdę zamierzył.

      – A jednak wierz waćpanna, bo bez tego nie będzie nic. Nieleniwie on też szuka okazji. Pod Machnówką ażeśmy jeździli oglądać miejsce, w którym śród tłumu walczył, i sam książę z nami jeździł, bo powiem waćpannie: dużo bitew widziałem, ale takich jatek, pókim żyw, nie będę widział. Kiedy się szarfą waćpanny do bitwy przepasze – strach, co dokazuje! Znajdzie on swoje trzy głowy, bądź waćpanna spokojna.

      – Niechże każdy znajdzie to, czego szuka! – rzekła z westchnieniem Anusia.

      Za nią westchnął pan Wołodyjowski i wzrok podniósł ku górze, gdy nagle spojrzał ze zdziwieniem w jeden kąt izby.

      Z tego kąta patrzyła na niego jakaś twarz gniewna, zapalczywa, a całkiem mu nieznana, zbrojna w olbrzymi nos i wąsiska do dwóch wiech podobne, które poruszały się szybko jakby z tłumionej pasji.

      Można się było przestraszyć tego nosa, tych oczu i wąsów, ale mały pan Wołodyjowski wcale nie był łatwo płochliwy, więc jako się rzekło, zdziwił się tylko i zwróciwszy się do Anusi pytał:

      – Co to za jakowaś figura, ot tam w kącie, która spogląda na mnie tak, jakby mnie z kretesem połknąć chciała, i wąsiskami rusza jako właśnie stary kot przy pacierzu.

      – To? – rzekła Anusia ukazując białe ząbki – to jest pan Charłamp.

      – Cóż to za poganin?

      – Wcale to nie poganin, jeno z chorągwi pana wojewody wileńskiego rotmistrz petyhorski387, któren nas aż do Warszawy odprowadza i tam na wojewodę ma czekać. Niech pan Michał jemu w drogę nie włazi, bo to wielki ludojad.

      – Widzę ja to, widzę. Ale skoro to ludojad, przecie są tłustsi ode mnie: dlaczegóż na mnie, nie na innych zęby ostrzy?

      – Bo… – rzekła Anusia i zachichotała z cicha.

      – Bo co?

      – Bo on się we mnie kocha i sam mi powiedział, że każdego, który by się do mnie zbliżał, w sztuki posieka, a teraz wierz mi waćpan, że się tylko przez wzgląd na obecność księstwa wstrzymuje, inaczej zaraz by poszukał okazji.

      – Maszże tobie! – rzecze wesoło pan Wołodyjowski. – To tak, panno Anno? Oj! Nie darmośmy, jak widzę, śpiewywali: „Jak tatarska orda, bierzesz w jasyr corda388!” Pamiętasz waćpanna? Że też waćpanna nie możesz się ruszyć, żeby się ktoś zaraz nie zakochał!

      – Takie to już moje nieszczęście! – odparła spuszczając oczki Anusia.

      – Ej, faryzeusz z panny Anny! A co na to powie pan Longinus?

      – Cóż ja winna, że ten pan Charłamp mię prześladuje? Ja go nie cierpię i patrzyć na niego nie chcę.

      – No, no! Patrz waćpanna, aby się przez nią krew nie polała. Podbipiętę choć do rany przyłożyć, ale w rzeczach sentymentu żarty z nim niebezpieczne.

      – Niech mu uszy obetnie, jeszcze będę rada.

      To СКАЧАТЬ



<p>384</p>

siła (starop.) – dużo, wiele. [przypis redakcyjny]

<p>385</p>

zali (starop.) – czy. [przypis redakcyjny]

<p>386</p>

skaptować – przekonać kogoś do swoich racji, namówić do przejścia na swoją stronę. [przypis edytorski]

<p>387</p>

petyhorcy – średniozbrojna jazda w wojsku litewskim. [przypis redakcyjny]

<p>388</p>

cor, cordis (łac.) – serce, tu: lm, serca. [przypis redakcyjny]