Ogniem i mieczem, tom drugi. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ogniem i mieczem, tom drugi - Генрик Сенкевич страница 25

Название: Ogniem i mieczem, tom drugi

Автор: Генрик Сенкевич

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ że ona jest za Jampolem.

      – O! jako Bóg na niebie! – zakrzyknął Wołodyjowski.

      – Na Dzikie Pola przecie jej nie zaprowadził, więc wedle mojej głowy, musiał ją ukryć gdzieś między Jampolem a Jahorlikiem308. Byłem też raz w tamtych stronach, gdy się królewscy i chanowi sędzie309 zjeżdżali, bo w Jahorliku, jak waćpaństwu wiadomo, pograniczne sprawy się sądzą o zabrane stada, których spraw nigdy nie brak. Pełno tam jest nad całym Dniestrem jarów i zakrytych miejsc, i różnych komyszy, w których żyją w chutorach310 ludzie, co żadnej zwierzchności nie znają, mieszkając w pustyni i bliźnich nie widując. U takich to dzikich pustelników on pewnie ją ukrył, bo mu tam było i najbezpieczniej.

      – Ba! ale jak się tam dostać teraz, gdyż drogę Krzywonos zagradza – rzecze pan Longinus. – Jampol to też, jak słyszałem, gniazdo rozbójnicze.

      Na to Skrzetuski:

      – Choćbym i dziesięć razy gardło miał stracić, będę ją ratował. Pójdę przebrany i będę szukał – Bóg mnie pomoże – znajdę.

      – Ja z tobą, Janie! – rzecze pan Wołodyjowski.

      – I ja po dziadowskku z teorbanem311. Wierzajcie mi waszmościowie, że najwięcej mam między wami eksperiencji312, a że mnie teorban z ostatkiem obrzydł, więc wezmę dudy.

      – Toż i ja się na coś przydam, braciaszki? – rzekł pan Longinus.

      – I pewnie – odpowiedział pan Zagłoba. – Jak będzie nam trzeba przez Dniestr się przebrać313, to waćpan będziesz nas przenosił, jako święty Krzysztof.

      – Dziękuję z duszy waszmościom – rzekł Skrzetuski – i gotowość waszą chętnym przyjmuję sercem. Nie masz to w przeciwnościach nad przyjaciół wiernych, których, jak widzę, nie pozbawiła mnie Opatrzność! Dajże mnie, wielki Boże, odsłużyć waszmościom zdrowiem i mieniem!

      – Wszyscy my jako jeden mąż! – wykrzyknął Zagłoba. – Bóg zgodę pochwala, i obaczycie, iż frukta314 naszych prac niedługo będziemy oglądali.

      – To już nie pozostaje mnie nic innego – mówił po chwili milczenia Skrzetuski – jak chorągiewkę księciu odprowadzić i zaraz w kompanii ruszyć. Pójdziem Dniestrem, hen, na Jampol aż do Jahorlika, i wszędzie będziemy szukali. A gdy, jak mam nadzieję, Chmielnicki już musi być zniesiony lub nim dojdziemy do księcia, zniesiony będzie, przeto315 i służba publiczna nie staje nam na przeszkodzie. Pewnie chorągwie ruszą na Ukrainę, by buntu dogasić, ale się tam już bez nas obejdzie.

      – A poczekajcie waszmościowie – rzecze Wołodyjowski – pewnie po Chmielnickim na Krzywonosa przyjdzie kolej, może więc razem z chorągwiami ku Jampolowi ruszymy.

      – Nie, nam tam trzeba być pierwej – odparł Zagłoba – ale najpierwej odprowadzić chorągwie, by mieć wolne ręce. Spodziewam się też, że książę będzie z nas contentus316.

      – Szczególniej z waćpana.

      – Tak jest, bo mu najlepsze wieści przywożę. Wierzaj mi waćpan, iż nagrody się spodziewam.

      – Więc tedy w drogę?

      – Do jutra musimy spocząć – rzekł Wołodyjowski. – Zresztą niech Skrzetuski rozkazuje: on tu wodzem; ale ja przestrzegam, iż jeśli dziś ruszymy, konie mnie wszystkie popadają.

      – Wiem, że to jest niepodobieństwo – rzecze Skrzetuski – ale myślę, iż po dobrych obrokach317 jutro możemy.

      Jakoż nazajutrz ruszono. Wedle ordynansów318 książęcych mieli się wrócić do Zbaraża319 i tam czekać dalszych rozkazów. Szli więc na Kuźmin, w bok od Felsztyna ku Wołoczyskom, skąd na Chlebanówkę wiódł stary gościniec do Zbaraża. Drogę mieli przykrą, bo padały deszcze, ale spokojną, i tylko pan Longinus, idący w sto koni naprzód, rozgromił kilka kup swawolnych320, które się na tyłach wojsk regimentarskich zebrały. Dopiero w Wołoczyskach zatrzymali się znów na nocny wypoczynek.

      Ale zaledwie zasnęli snem smacznym po długiej drodze, zbudził ich alarm i straże dały znać, że jakiś konny oddział się zbliża. Wnet jednak przyszła wieść, że to Wierszułłowa tatarska chorągiew, zatem swoi. Zagłoba, pan Longinus i mały Wołodyjowski natychmiast zebrali się w izbie Skrzetuskiego, a w ślad za nimi wpadł jak wicher oficer spod lekkiego znaku, zziajany, cały pokryty błotem, na którego spojrzawszy Skrzetuski wykrzyknął:

      – Wierszułł!

      – Jam… jest! – mówił przybyły nie mogąc oddechu złapać.

      – Od księcia?

      – Tak!… O tchu! tchu!…

      – Jakie wieści? Już po Chmielnickim?

      – Już… po… Rzeczypospolitej!…

      – Na rany Chrystusa! co waść gadasz? Klęska?

      – Klęska, hańba, sromota!… bez bitwy… Popłoch!… O! o!

      – Uszom się nie chce wierzyć. Mówże! mów, na Boga żywego!… Regimentarze?…

      – Uciekli.

      – Gdzie nasz książę?

      – Uchodzi… bez wojska… Ja tu od księcia… rozkaz… do Lwowa natychmiast… idą za nami!

      – Kto? Wierszułł, Wierszułł! Opamiętaj się, człowieku! Kto?

      – Chmielnicki, Tatarzy.

      – W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego! – zawołał Zagłoba. – Ziemia się rozstępuje.

      Ale Skrzetuski zrozumiał już, o co chodzi.

      – Na potem pytania – rzekł – teraz na koń!

      – Na koń, na koń!

      Kopyta koni pod Wierszułłowymi Tatarami szczękały już przed oknami; mieszkańcy, zbudzeni nadejściem wojska, wychodzili z domów z latarkami i pochodniami w ręku. Wieść przeleciała całe miasto jak błyskawica. Wnet uderzono we dzwony na trwogę. Ciche przed chwilą miasteczko napełniło się zgiełkiem, tętentem koni, okrzykami komendy i wrzaskiem żydowskim. Mieszkańcy chcieli uchodzić wraz z wojskiem, zaprzęgano wozy, ładowano na nie dzieci, żony, pierzyny; burmistrz na czele kilku mieszczan przyszedł błagać Skrzetuskiego, by nie odjeżdżał naprzód i odprowadził mieszkańców chociaż do Tarnopola321, СКАЧАТЬ



<p>308</p>

Jahorlik – miasteczko i stanica wojskowa u ujścia rzeki Jahorlik do Dniestru, ok. 150 km na płd. od Bracławia, wówczas przy granicy z Mołdawią i Turcją, dziś na terenie Mołdawii. [przypis redakcyjny]

<p>309</p>

sędzie – dziś popr. forma M. lm: sędziowie. [przypis redakcyjny]

<p>310</p>

chutor a. futor – pojedyncze gospodarstwo, oddalone od wsi; przysiółek. [przypis redakcyjny]

<p>311</p>

teorban – lutnia basowa, duży strunowy instrument muzyczny, podobny do bandury. [przypis redakcyjny]

<p>312</p>

eksperiencja (z łac.) – doświadczenie. [przypis redakcyjny]

<p>313</p>

przebrać się (daw.) – przeprawić się, przejść. [przypis redakcyjny]

<p>314</p>

frukta (łac. fructa) – owoce. [przypis redakcyjny]

<p>315</p>

przeto (przest.) – więc, zatem. [przypis redakcyjny]

<p>316</p>

contentus (łac.) – zadowolony. [przypis redakcyjny]

<p>317</p>

obrok – karma końska; tu: nakarmienie koni. [przypis redakcyjny]

<p>318</p>

ordynans (z łac.) – rozkaz. [przypis redakcyjny]

<p>319</p>

Zbaraż – miasto w zach. części Ukrainy, ok. 20 km na płn. wschód od Tarnopola. [przypis redakcyjny]

<p>320</p>

kupy swawolne – oddziały nieprzyjacielskie, które odłączyły się od swojej armii. [przypis redakcyjny]

<p>321</p>

Tarnopol – miasto w zach. części Ukrainy, ok. 110 km na wschód od Lwowa. [przypis redakcyjny]