Stara baśń, tom pierwszy. Józef Ignacy Kraszewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stara baśń, tom pierwszy - Józef Ignacy Kraszewski страница 9

Название: Stara baśń, tom pierwszy

Автор: Józef Ignacy Kraszewski

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ kneziowski jadący przodem konia zatrzymał, starego poznawszy lub się domyślając gospodarza. On i jego towarzysze mniej się mu jednak niż Niemcowi przypatrywali. Czuli w nim obcego, a obcy dla nich zawsze był dobrym obłowem…

      Gdy podeszli, starzec się smerdzie pokłonił, chociaż ten mu nie myślał oddać powitania. Skłonił się i Hengo, ale mu twarz pobladła, czuł, że chciwe oczy wszystkich na niego się skierowały.

      – Kogóż to z sobą prowadzicie, stary? – wołał smerda. – Obcy? Skąd?

      Czterej jezdni wnet go obstąpili dokoła.

      – Znad Łaby jestem, przekupień, człek spokojny, nieobcy… – rzekł, nabierając śmiałości trochę, Hengo – nieobcy, bom tu nieraz bywał z towarem… wszędy mnie swobodnie przepuszczano…

      – Znamy my tych ludzi spokojnych! – krzyknął śmiejąc się smerda – Znamy… Kto wie, na co wypatrujecie drogi po kraju, szukacie brodów po rzekach, zaciosujecie znaki po drzewach… Aby potem poprowadzić…

      – Spokojny człek – odezwał się Wisz powoli – dajcie mu pokój, chleb z nim łamałem.

      – A mnie co do tego? – zawołał smerda gniewnie. – Kneź surowo zakazuje, aby się tu obcy po kraju nie wałęsali. – Pójdzie z nami.

      – Pojadę z wami po dobrej woli, miłościwy panie – rzekł szybko Hengo – A gdy na twarz padnę przed kneziem, łaskę u niego zyszczę93, bo pan jest sprawiedliwy… Jam samowtór94 z chłopięciem… i – cóż ja złego zrobić mogę?

      – Związać mu ręce – krzyknął smerda – ano, zobaczymy…

      Gdy to mówił, dwóch pachołków skoczyło z koni, aby rozkaz jego wykonać. Smerda skierował się ku zagrodzie.

      Stali tu już parobcy i synowie, stała we drzwiach stara Jaga, z równie starą sługą – żadnej z młodszych niewiast widać nie było.

      Na znak dany przez ojca wszystkie się ukryły po kątach i zbiegły do lasu, aby się z obcymi ludźmi zuchwałymi nie spotykać. Wyjaśniła się95 też twarz Wisza, gdy w podwórku ani córek, ani synowej żadnej nie zobaczył.

      Smerda zlazł z konia u wrót, ludzie jego także, dwu z nich poprowadziło Henga z sobą, wydrwiwając się z niego, popychając i bijąc. Ręce już miał w tył związane sznurem, którego koniec trzymał jeden z pachołków. Konie poszły do szopy, ludzie wprost kroczyli do dworu. Tu Jaga, pokłonami ich witając, zapraszała. Wisz stary szedł zamyślony i chmurny. Zaszumiało wnet w izbie, gdy obcy się do niej wcisnęli. Smerda padł na ławę, pierwsze, gospodarskie zajmując miejsce. Wołali już piwa i miodu, które zaraz niesiono, aby sobie gardła zalali. Gospodarz, nic nie mówiąc, z dala zajął miejsce na ławie.

      – No, stary gospodarzu – ozwał się smerda – wy to już wiedzieć powinniście, z czym my jedziemy… Należy kneziowi dań…

      – A dawnoście ją brali? – mruknął stary.

      – Myślicie się rachować z nami? Kmieć z kneziem? – rozśmiał się smerda.

      – Kmieć z kneziem, bo ja tu, na tej ziemi, kneziem jestem – mówił Wisz. – Ze skóry nas drzecie pod pozorem obrony.

      Smerda chciał się śmiać, ale popatrzywszy na starego, rychło mu ochota odeszła, spowolniał96 jakoś.

      – Pijcie i niech wam tak będzie na zdrowie, jako życzę – dodał stary. – A potem o sprawie.

      Kneziowski sługa, pomyślawszy, stał się łagodniejszym, czerpakiem piwa z cebra nabrawszy, począł je chciwie żłopać. Towarzysze też jego garnuszkami czerpać jęli, aby ugasić pragnienie. Hengo związany stał u progu. Chwilę trwało przerywane chlipaniem milczenie. Smerda wąsy otarł i zwrócił się do Niemca.

      – Gdzie twoje konie i sakwy?

      – Znajdą się jutro razem ze mną przed kneziem – rzekł Hengo. – Proszę was, w pokoju mnie zostawcie.

      – Zrobię z tobą, co chcę! – krzyknął smerda.

      Wisz chciał bronić obcego, gdy Hengo z rękami związanymi, za sobą sznur wlokąc, szybko podszedł do siedzącego na ławie smerdy, przysunął mu się do ucha, zasłonił dłonią i żywo, długo coś mu szeptać począł. Z twarzy nie widać mu było przestrachu… Gdy mówił, z wolna lice kneziowskiego sługi mieniło się97, marszczyło, rozjaśniało. Popatrzał z ukosa na Niemca, głową potrząsnął i rzekł do swoich ludzi:

      – Rozwiązać mu ręce – pojedzie jutro z nami, na grodzie się z nim rozprawim.

      Uwolniony tak cudownie od sznurów, które mu ręce krępowały, Hengo ze spuszczoną głową usiadł w kącie. Smerda, już co innego mając na myśli, zwrócił się do starej Jagi.

      – Matko stara – zawołał – a gdzież to niewiastki i córki wasze? Radzi byśmy na nie popatrzyli, gładkie mają liczka.

      – I dlatego wam ich nie pokażą – wtrącił gospodarz. – Co wam do nich?

      A Jaga dodała:

      – Nie ma ich od rana. Poszły w las wszystkie za grzybami, za rydzami, chyba i na noc nie powrócą.

      – W las! – zaśmiał się smerda, któremu zawtórowały śmiechy jego towarzyszów, piwem rozochoconych. – Oj! Szkodaż to, szkoda, żeśmy ich po drodze nie spotkali. Byłoby się z kim zabawić, choćby i do jutra.

      Wisz spojrzał z ukosa na mówiącego, któremu śmiech zamarł na ustach.

      – Przy takiej zabawie – rzekł Wisz – jakby was ojciec i bracia zastali, moglibyście i na wieki w lesie pozostać, a nigdy z niego nie wrócić. – Wilcy z krukami tylko by o was wiedzieli.

      Cicho, ponuro wymówił te słowa. Smerda je usłyszał i zachmurzył się. Drudzy znowu około kadzi z piwem chodzili i on też, milcząc, do niej powrócił. Tymczasem na dany znak synowie Wisza podeszli do rozmowy, podsunęła się i Jaga, a Wisz z wolna poszedł naprzód ku ognisku, potem od niego ku drzwiom, gdzie się z wiadra wody napił. – Tu nieopodal rozwiązany siedział Hengo, gospodarz dał mu znak i wyszli razem do sieni.

      Nic nie mówiąc, stary ręką ukazał Niemcowi na drzwi i wrota – dając do zrozumienia, by uchodził, lecz Niemiec – obejrzawszy się, szepnął mu do ucha:

      – Ja się ich nie boję, nic mi nie zrobią – dostanę się z nimi do knezia. Towaru tylko nie wezmę z sobą wszystkiego – by darmo się nie wozić z ciężarem.

      Wisz popatrzał nań zdziwiony.

      – Dlaczegóż uchodzić nie chcesz? Spod mojego dachu na co ma cię spotkać nieszczęście?

      Hengo uśmiechnął się chytrze, głową potrząsając.

      – Nie boję się – nic mi nie zrobią… Wykupię СКАЧАТЬ



<p>93</p>

zyszczę (starop.) – zyskam, pozyskam. [przypis edytorski]

<p>94</p>

samowtór (daw.) – sam z kimś, we dwóch; przysłówek oznaczający wykonywanie jakiejś czynności przez dwie osoby; samotrzeć – sam z dwoma towarzyszami, we trzech; samoczwór – sam z trzema towarzyszami, we czterech; samopiąt – sam z czterema towarzyszami, w pięciu; samoszóst – sam z pięcioma towarzyszami, w sześciu itd. [przypis edytorski]

<p>95</p>

wyjaśniła się – tu: rozjaśniła się, rozpogodziła. [przypis edytorski]

<p>96</p>

spowolnieć – tu: spokornieć; zachowywać się „po (według) czyjejś woli”. [przypis edytorski]

<p>97</p>

mienić się (starop.) – zmieniać się. [przypis edytorski]