Название: MALARZ DUSZ
Автор: Отсутствует
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Юмористическая проза
isbn: 978-83-8215-103-9
isbn:
Za to Bertrán był niezadowolony, kiedy oznajmiła mu, że w niektóre dni będzie przychodzić do pracy godzinę później. Kilka razy w tygodniu szef zabierał ją ze sobą na zakupy. Miała wyostrzone zmysły smaku i węchu (Dalmau dodałby do tego dotyk), dzięki czemu potrafiła rozpoznać podrobione produkty, które kramarze próbowali sprzedać jako pełnowartościowe; w tamtych czasach była to w Barcelonie prawdziwa plaga. Na przykład smarowali roztworem sody zepsute mięso pochodzące ze zdechłych albo chorych zwierząt. Na szczęście akurat w tej kwestii Bertrán mógł polegać na Sebastianie, stryju Emmy, który pracował w rzeźni i zaopatrywał jadłodajnię w tusze zdrowych zwierząt ubijanych pod czujnym okiem weterynarza. Choć Emma nigdy nie kwestionowała głośno jakości mięsa, które im dostarczał, zdarzało się, że miała wątpliwości.
Pieczywo – droższe niż w większości dużych europejskich miast – było wybielane siarczanem baru; sypki cukier mieszano ze sproszkowanym węglanem wapnia; ciasta słodzono sacharyną i obciążano zmielonym gipsem; podrabiano ziarna kawy; czekoladę zagęszczano skrobią i sprzedawano ją taniej niż kakao, z którego rzekomo była zrobiona; w klarowanym sztucznie piwie zastępowano chmiel strychniną; ocet robiono z kwasu octowego, a niekiedy nawet siarkowego; mleko rozcieńczano wodą i odtłuszczano. Stosowano tysiące sztuczek, żeby tylko zwiększyć zyski.
Przede wszystkim jednak podrabiano wino. W Europie panoszyła się filoksera, mszyca, która po zniszczeniu katalońskich winnic przerzuciła się na Walencję i inne regiony. Niedobór winogron sprawił, że zaczęto sprowadzać trunek z części Hiszpanii, które nie padły jeszcze ofiarą szkodnika.
Ceny wina wzrosły, w kraju, gdzie uchodziło ono za produkt pierwszej potrzeby. Rozzuchwaleni oszuści prześcigali się w pomysłach: jedni dodawali do trunku chlorek sodu i rozcieńczali go wodą; inni, bardziej wyrafinowani, sprzedawali mieszankę sfermentowanych owoców, wody i taniego niemieckiego spirytusu zabarwioną fuksyną. Ludzie pili to podrabiane wino, niektórzy wręcz je chwalili. Bertrán również czasami je serwował, jednak sam nie dawał się oszukać. Jedna piąta próbek badanych w miejskich laboratoriach okazywała się rozcieńczona albo sfałszowana.
Emma próbowała słodyczy i napitków, chroniąc szefa przed szalbierzami. Lubiła też gotować – córki Bertrana chętnie zamieniały gorącą, wypełnioną zapachami kuchnię, atmosferę napięcia oraz pokrzykiwania i rozkazy matki na królestwo ojca: salę, gdzie Emma pracowała jako kelnerka. Wieczorami dziewczyny dzieliły się niewdzięcznymi zajęciami, jak szorowanie podłóg, zmywanie naczyń, sprzątanie ze stołów i czyszczenie kuchni.
Bertrán potrzebował Emmy, dlatego w końcu dał się przekonać jej argumentom i uznał, że będą chodzili na zakupy w pozostałe dni.
– Co cię obchodzi, co będę robić? – odpowiedziała szorstko na pytanie szefa, ale zaraz dodała, żeby mu się przypodobać: – Pomagam w centrum robotniczym w Gràcii, do którego rano przychodzą najmłodsze dzieci. Spytali, czy nie mogłabym się nimi zajmować.
Bertrán pokręcił głową, cmoknął i zagroził, że będzie musiała odpracować wieczorem stracone godziny.
– Jasne! Może jeszcze mam z tobą sypiać? – oburzyła się Emma. – Tyram tu dłużej niż robotnice w zakładach włókienniczych. Może to do ciebie nie dotarło, ale pracownicy walczą o ośmiogodzinny dzień pracy – dodała z przekąsem. – Niektórym udało się to przeforsować, choćby murarzom.
Znowu pokręcił głową.
– Życie jest cholernie ciężkie, dobrze o tym wiesz.
Miał rację. Wskutek Katastrofy – jak nazywano wojnę z 1898 roku, w wyniku której Hiszpania straciła Kubę i Filipiny, a tym samym zamorskie rynki zbytu – w Katalonii zamknięto wiele zakładów włókienniczych; bez pracy zostało prawie czterdzieści procent osób zatrudnionych w tym sektorze. Mechanizacja wprowadzona przy produkcji korków – w ponad tysiącu dwustu fabryk rozsianych po całej prowincji Girona na północy regionu – pozbawiła zajęcia dziesięć tysięcy robotników. Większość z nich ściągnęła do Barcelony. Tymczasem miejscowe zakłady tekstylne, które jeszcze się ostały, przestały zatrudniać mężczyzn: kobiety były znacznie tańsze i lepiej radziły sobie z obsługą maszyn. Barcelonę zalały tysiące bezrobotnych, w większości niewykwalifikowanych, a w dodatku analfabetów.
To właśnie ciemnota była największym wrogiem anarchistów i republikanów. „Robotnik ma obowiązek kształcić się i walczyć z zacofaniem”, głosiło jedno z popularnych haseł. Przeciwstawiając rozum i naukę teizmowi, anarchiści dochodzili do wniosku, że Bóg i człowiek nie mogą ze sobą współistnieć. Kościół uczył konformizmu i godzenia się z losem, ograniczając w ten sposób wolność i zdolność racjonalnego myślenia jednostki. Szerzenie oświaty wśród robotników, by uczynić ich wolnymi, zdolnymi do samodzielnego myślenia istotami, było konieczne do przeprowadzenia upragnionej rewolucji społecznej.
W Barcelonie przy klubach robotniczych powstało wiele szkółek. Anarchista Francesc Ferrer i Guàrdia planował otwarcie Szkoły Nowoczesnej, która miała zrezygnować z nauczania opartego na dogmacie na rzecz nauk przyrodniczych. Republikanie pod wodzą Lerroux zaczęli zakładać szkoły na wsiach, w prywatnych domach i lokalach organizacji związkowych. Powstawały także nowe szkoły publiczne finansowane przez władze miast.
Niemniej edukacja barcelońskich dzieci i młodzieży wciąż była przede wszystkim domeną dużych zgromadzeń zakonnych – monumentalne przyklasztorne budynki przyćmiewały szkółki działające w prywatnych mieszkaniach, pozbawione środków i infrastruktury, zatrudniające po jednym nauczycielu, który prowadził lekcje dla dwudziestu uczniów w różnym wieku i o różnym poziomie wiedzy.
O ile Dalmau miał szczęście i dostał się do barcelońskiej Szkoły Malarstwa i Rysunku, o tyle Emma chodziła do szkółki robotniczej, gdzie nauczono ją zaledwie czytania, pisania, liczenia, gotowania, szycia i haftowania. Po skończeniu nauki od razu zaczęła pracować, najpierw w rzeźni ze stryjem, potem w jadłodajni Bertrana.
Dzięki katechezie u pasterzanek doceniła oddanie i zaangażowanie, z jakim zakonnice – zwłaszcza siostra Inés – uczyły zawodu swoje podopieczne, i te jeszcze niewinne, i te wykolejone. Podobne wrażenia Dalmau wyniósł ze szkoły pijarów.
– To prawda, że od niektórych pobierają opłaty – przyznał – ale tylko po to, żeby móc uczyć za darmo innych. Prawie sześćset osób korzysta z bezpłatnych lekcji, głównie dzieci robotników, najbiedniejszych mieszkańców dzielnic Sant Antoni i El Raval.
– Ale uczą ich religii – zaprotestowała Emma.
– Oczywiście. – Dalmau wzruszył ramionami. – Przecież nie będą ich uczyć anarchizmu. To duchowni. Uczą religii.
Takiej odpowiedzi udzielił mu ksiądz Jacint, kiedy podzielił się z nim swoimi wątpliwościami.
– No tak – zgodziła się Emma.
– Sześćset dzieci z ubogich rodzin to bardzo dużo. Maryści i salezjanie kształcą drugie tyle – dodał Dalmau. – Za darmo.
– No tak – powtórzyła Emma. Przez chwilę oboje milczeli. – Czyżbyśmy się nawracali? – zażartowała, robiąc zawadiacką minę. – Jestem chrześcijanką z łaski Bożej – wyrecytowała СКАЧАТЬ