Название: Ballada ptaków i węży
Автор: Suzanne Collins
Издательство: PDW
Жанр: Учебная литература
Серия: Igrzyska śmierci
isbn: 9788380088245
isbn:
– Patrz, to pewnie moje łóżko – powiedział Sejanus.
– Tobie to nie grozi – zapewnił go Coriolanus.
– Ale spokojnie mogłoby mi grozić, gdybyśmy nie byli teraz tacy bogaci. Mieszkałbym w Drugim Dystrykcie i albo bym chodził jeszcze do szkoły, albo już pracował w kopalni. Na pewno wziąłbym udział w dożynkach. Widziałeś mojego trybuta?
– Trudno go nie zauważyć – przyznał Coriolanus. – Myślę, że ma spore szanse na wygraną.
– Był moim kolegą z klasy. No wiesz, zanim tu przyjechałem. W domu. Ma na imię Marcus – ciągnął Sejanus. – W zasadzie nie był moim przyjacielem, ale na pewno nie wrogiem. Pewnego dnia przytrzasnąłem sobie palec w drzwiach, i to mocno, a on zebrał kubek śniegu z parapetu, żeby zmniejszyć opuchliznę. Nawet nie spytał nauczyciela, po prostu tak zrobił.
– Myślisz, że w ogóle cię pamięta? – spytał Coriolanus. – Byliście mali, a od tamtego czasu sporo się wydarzyło.
– O tak, pamięta. W domu Plinthowie są sławni. – Na twarzy Sejanusa malował się ból. – Sławni i znienawidzeni.
– A teraz jesteś jego mentorem – powiedział Coriolanus.
– A teraz jestem jego mentorem – powtórzył Sejanus.
Światła w małpiarni przygasły. Kilkoro trybutów zajęło się przygotowywaniem sobie posłań z siana. Coriolanus dostrzegł Marcusa, który pił wodę z kranu i wylewał ją sobie na głowę. Kiedy się podniósł i odszedł do bel siana, górował na całą resztą trybutów.
Sejanus lekko kopnął plecak.
– Nie chciał wziąć ode mnie kanapki. Wolał iść na igrzyska z pustym brzuchem, niż przyjąć jedzenie z mojej ręki.
– To nie twoja wina – zauważył Coriolanus.
– Wiem, wiem. Jestem taki niewinny, że aż mi to staje kością w gardle – westchnął Sejanus.
Kiedy Coriolanus usiłował rozgryźć, co miał na myśli, w klatce wybuchła walka. Dwóch trybutów pobiło się o belę siana. Po chwili interweniował Marcus – złapał obu chłopaków za kołnierze i odrzucił na boki jak szmaciane lalki. Przelecieli kilka metrów w powietrzu, zanim bezwładnie wylądowali na podłodze i chyłkiem umknęli w mrok. Tymczasem zupełnie nieporuszony tym zajściem Marcus zgarnął belę siana.
– On i tak wygra – oświadczył Coriolanus.
Jeśli miał jakiekolwiek wątpliwości, to pokaz siły Marcusa całkowicie je rozwiał. Znowu poczuł gorycz na myśl, że Plinth dostał najlepszego trybuta. Dość miał narzekania Sejanusa na to, że ojciec kupił mu zwycięzcę.
– Każdy z nas byłby zachwycony, gdyby go dostał – dodał.
– Serio? – Sejanus trochę się rozpogodził. – No to go sobie weź. Jest twój.
– Nie mówisz poważnie – odparł Coriolanus.
– Stuprocentowo poważnie. – Sejanus zerwał się z miejsca. – Chcę, żebyś to ty go miał! Ja wezmę Lucy Gray. Nadal będzie okropnie, ale przynajmniej jej nie znam. Wiem, że tłum ją lubi, ale co jej z tego przyjdzie na arenie? Nie ma mowy, żeby go pokonała. Zamień się ze mną na trybutów. Wygraj igrzyska i napawaj się chwałą. Proszę, Coriolanusie. Nigdy ci tego nie zapomnę.
Przez krótką chwilę Coriolanus niemal czuł słodycz zwycięstwa, słyszał okrzyki tłumu. Skoro dzięki niemu Lucy Gray została faworytką, można było sobie wyobrazić, co zdołałby zrobić z takim drągalem jak Marcus. No naprawdę, jakie szanse miała Lucy Gray? Jego spojrzenie powędrowało do dziewczyny opartej o pręty jak dzikie zwierzę. W półmroku jej barwność i wyjątkowość zbladły, teraz była tylko nijakim, posiniaczonym stworzeniem. Nie stanowiła wyzwania nawet dla pozostałych dziewczyn, o chłopakach nie wspominając. Sam pomysł, że mogłaby pokonać Marcusa, był śmiechu warty. To jakby wystawić małego ptaszka przeciwko niedźwiedziowi grizzly.
Już miał powiedzieć: „Załatwione”, kiedy nagle się powstrzymał.
Wygrana Marcusa wcale nie byłaby wygraną. Nie wymagała sprytu, umiejętności, nawet łutu szczęścia. Wygrana Lucy Gray była niemal nieprawdopodobna, ale gdyby mu się udało, przeszedłby do historii. Zresztą czy tu w ogóle chodziło o zwycięstwo, czy też raczej o zainteresowanie widzów? Dzięki niemu Lucy Gray była obecnie gwiazdą igrzysk, najlepiej zapamiętaną trybutką, niezależnie od tego, kto zwycięży. Pomyślał o tym, jak trzymali się za ręce w zoo, stawiając czoło światu. Byli drużyną. Ufała mu. Nie wyobrażał sobie, jak miałby jej powiedzieć, że wystawił ją dla Marcusa – albo, co gorsza, jak miałby to powiedzieć widowni.
Poza tym wcale nie było pewne, że Marcus potraktuje go inaczej niż Sejanusa. Wyglądał na takiego, który będzie ignorował wszystkich. Wtedy Coriolanus wyszedłby na głupka, błagając Marcusa o odrobinę uwagi, a Lucy Gray kręciłaby piruety wokół Sejanusa.
Należało wziąć pod uwagę coś jeszcze. Miał to, czego pragnął Sejanus Plinth, i to bardzo. Sejanus już przywłaszczył sobie jego pozycję, dziedzictwo, ubrania, słodycze, kanapki i przywileje należne Snowom. Teraz czaił się na jego apartament, miejsce na Uniwersytecie, na całą jego przyszłość i miał czelność gardzić swoim szczęściem. Odrzucać je, wręcz uważać za karę. Jeśli bycie mentorem Marcusa zawstydzało Sejanusa, to niech się wstydzi. Lucy Gray była jedynym, co należało do Coriolanusa i na co Sejanus nie miał żadnych szans.
– Wybacz, przyjacielu – odparł łagodnie. – Ale raczej ją zatrzymam.
Coriolanus napawał się rozczarowaniem na twarzy Sejanusa, ale niezbyt długo, bo to byłoby małostkowe.
– Słuchaj, Sejanus, pewnie tak nie myślisz, ale oddaję ci przysługę. Zastanów się. Co by powiedział twój ojciec, gdyby odkrył, że wymieniłeś trybuta, za którym optował?
– Mam to gdzieś – odparł Sejanus, ale nie zabrzmiało to przekonująco.
– W porządku, zapomnij o ojcu. A co z Akademią? – spytał Coriolanus. – Wątpię, żeby pozwolili na zamianę trybutów. Ja dostałem naganę już za samo wcześniejsze spotkanie z Lucy Gray. A gdybym próbował ją wymienić? Poza tym biedactwo już się do mnie przywiązało. Zostawić ją to jak kopnąć kotka. Nie miałbym serca.
– Niepotrzebnie prosiłem. Do głowy mi nie przyszło, że to mogłoby utrudnić ci życie. Przepraszam. Po prostu... – Nagle z Sejanusa wylał się potok słów. – Po prostu te całe Głodowe Igrzyska doprowadzają mnie do szału! No bo co my robimy? Zapędzamy dzieciaki na arenę, żeby się pozabijały? Przecież to okropne pod tyloma względami! Zwierzęta pilnują swoich młodych, prawda? I my też. Brońmy dzieci! To wbudowany w człowieka mechanizm. Kto tak naprawdę chciałby robić coś takiego? To nienaturalne!
– Nic miłego – przyznał Coriolanus, rozglądając СКАЧАТЬ