Название: Ballada ptaków i węży
Автор: Suzanne Collins
Издательство: PDW
Жанр: Учебная литература
Серия: Igrzyska śmierci
isbn: 9788380088245
isbn:
Nortonowi i Jeanne Justerom
W ten sposób widać, że kiedy ludzie żyją bez wspólnej władzy, która budzi w nich wszystkich trwogę, pozostają w stanie zwanym wojną, i to jest taka wojna, jaką każdy toczy przeciwko każdemu.
THOMAS HOBBES, Lewiatan, 1651
W stanie natury rządzi prawo natury, które obowiązuje każdego. Rozum, będący owym prawem, naucza całą ludzkość, o ile zechce ona korzystać z tej nauki, że wszyscy są równi i niezależni, a zatem nikt nie powinien krzywdzić innego człowieka, odbierając mu życie, zdrowie, wolność czy własność (...).
JOHN LOCKE, Drugi traktat o rządzie, 1689
Człowiek rodzi się wolny, a wszędzie jest skuty łańcuchami.
JEAN-JACQUES ROUSSEAU, Umowa społeczna, 1762
Miast słodką wiedzę brać z natury,
My własną mamy lekcję.
Z piękności czynim kreatury,
Mordując, robiąc sekcje.
WILLIAM WORDSWORTH, Pięknym za nadobne,
Ballady liryczne, 1798
Pomyślałem o perspektywie cnót, którą roztoczył u progu swojego istnienia, oraz o późniejszym zaniku wszelkich dobrych uczuć z winy nienawiści i pogardy, które okazali mu jego opiekunowie.
MARY SHELLEY, Frankenstein, 1818
CZĘŚĆ I
MENTOR
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Coriolanus wrzucił garść kapusty do garnka z wrzątkiem i poprzysiągł sobie, że przyjdzie dzień, w którym już nigdy więcej nie weźmie kapuśniaku do ust. Jednak nie dzisiaj – dzisiaj musiał zjeść dużą miskę cienkiej zupy i wypić wywar do ostatniej kropli, żeby nie burczało mu w brzuchu podczas ceremonii dożynek. To był tylko jeden punkt z długiej listy środków ostrożności, które podejmował, aby ukryć fakt, że jego rodzina, choć mieszkała w luksusowym penthousie w najbardziej luksusowym apartamentowcu w Kapitolu, była biedna jak hołota z dystryktów. Nie mógł zdradzić, że osiemnastoletni potomek niegdyś wielkiego rodu Snowów musi polegać wyłącznie na swoim sprycie, aby przeżyć.
Przejmował się koszulą na ceremonię. Miał przyzwoitą parę eleganckich ciemnych spodni, kupionych w zeszłym roku na czarnym rynku, ale ludzie patrzyli przede wszystkim na koszulę. Na szczęście Akademia zapewniała mundury, które uczniowie nosili na co dzień. Na dzisiejszą uroczystość nakazano im jednak ubrać się modnie, lecz z powagą podyktowaną okolicznościami. Tigris prosiła, żeby jej zaufał, i tak właśnie zrobił. Jak dotąd ratowało go tylko to, że jego kuzynka doskonale posługiwała się igłą i nitką, ale przecież nie mógł oczekiwać cudów.
Koszula, którą wyciągnęli z głębi szafy – szafy ojca, pamiętającej lepsze dni – była poplamiona i pożółkła ze starości. Brakowało przy niej połowy guzików, na mankiecie widniał ślad po przypaleniu papierosem i nie nadawała się na sprzedaż nawet w najgorszych czasach. To miał włożyć na dożynki? Tego dnia o świcie wszedł do pokoju Tigris i odkrył, że nie ma ani jej, ani koszuli. To źle wróżyło. Czyżby kuzynka darowała sobie pracę nad tym łachem i wyruszyła na czarny rynek w rozpaczliwej próbie znalezienia mu przyzwoitego ubrania? Co, u licha, miała na tyle wartościowego, żeby się nadawało na wymianę? Tylko jedno – siebie – ale ród Snowów jeszcze tak nisko nie upadł. A może właśnie upadał w chwili, w której on solił kapustę?
Wyobraził sobie, jak ludzie wyceniają Tigris. Z długim, spiczastym nosem i kościstym ciałem nie była wielką pięknością, ale miała w sobie słodycz i bezbronność, które wręcz zachęcały do przemocy. Znalazłaby chętnych, gdyby tylko tego zapragnęła. Na tę myśl ogarnęły go mdłości, poczuł bezradność i obrzydzenie do siebie.
W głębi mieszkania rozległ się hymn Kapitolu Klejnot Panem i od ścian odbił się echem drżący sopran babki Coriolanusa.
Klejnot Panem,
Wszechpotężne
Miasto lśniące od setek lat.
Jak zwykle rozpaczliwie fałszowała, trochę nie nadążając za muzyką. W pierwszym roku wojny puszczała nagranie tylko w święta narodowe, żeby zakorzenić patriotyzm w pięcioletnim Coriolanusie i ośmioletniej Tigris. Codzienny recital zaczął się dopiero tamtego ponurego dnia, kiedy buntownicy z dystryktów otoczyli Kapitol i odcięli go od dostaw na pozostałe dwa lata wojny. „Pamiętajcie, dzieci”, mawiała babka, „jesteśmy tylko oblężeni – nie skapitulowaliśmy!”. Potem zawodziła hymn z okna penthouse’u przy akompaniamencie spadających bomb. Była to jej mała demonstracja oporu.
Uklęknijmy wraz,
Ideale nasz,
A następnego wersu nigdy nie udawało jej się zaśpiewać czysto...
Zechciej przyjąć miłosny hołd!
Coriolanus lekko się wzdrygnął. Buntownicy umilkli już dekadę temu, ale babka nie miała zamiaru. Pozostały jeszcze dwie zwrotki.
Klejnot Panem,
Twą z marmuru skroń
Zdobi wieniec prawa i cnót.
Zastanawiał się, czy większa liczba mebli zdołałaby częściowo pochłonąć dźwięki, lecz to pytanie było czysto teoretyczne. Apartament wyglądał obecnie jak swoisty Kapitol w skali mikro i nosił blizny po nieustępliwych atakach buntowników. Na wysokich na niemal siedem metrów ścianach roiło się od pęknięć, a zagrzybiały sufit upstrzony był dziurami po brakujących fragmentach tynku. Brzydkie pasy czarnej taśmy izolacyjnej spajały potłuczone szyby łukowych okien z widokiem na miasto. W czasie wojny i w następnym dziesięcioleciu rodzina musiała sprzedać lub wymienić wiele przedmiotów, więc niektóre pokoje świeciły teraz pustkami i pozostawały zamknięte. Inne pomieszczenia były urządzone po spartańsku. Co gorsza, podczas ostrych mrozów ostatniej zimy oblężenia kilka eleganckich rzeźbionych mebli z drewna oraz mnóstwo książek poszło z dymem w kominku, żeby uchronić rodzinę przed śmiercią z wyziębienia. Widok obracających się w popiół stronic z kolorowymi obrazkami – tych samych, nad którymi pochylał się z matką – zawsze doprowadzał go do łez. Smutek był jednak lepszy niż śmierć.
Coriolanus bywał u znajomych i wiedział, że większość rodzin zabrała się już do remontów mieszkań, ale Snowowie nie mogli pozwolić sobie nawet na kilka metrów СКАЧАТЬ