Totentanz. Mieczysław Gorzka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Totentanz - Mieczysław Gorzka страница 22

Название: Totentanz

Автор: Mieczysław Gorzka

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия:

isbn: 9788380742697

isbn:

СКАЧАТЬ Po chwili jej dłonie wślizgnęły się za gumkę bokserek. To była Paulina Czerny, dla niego ciągle najważniejsza kobieta w życiu. Zareagował natychmiast. Czując jego podniecenie, oderwała wargi od jego ust i spojrzała mu w oczy z kpiącym uśmieszkiem.

      Kochali się w łóżku, ale szybko uznali, że jest za gorąco. Przenieśli się na chłodne kafelki kuchni, tam z kolei było zbyt twardo. Skończyli w pokoju na dywanie, przed otwartymi drzwiami balkonowymi, gdzie przeciąg delikatnie chłodził ich spocone ciała.

      Potem leżeli jeszcze chwilę obok siebie. Wreszcie Paulina wstała i zapaliła papierosa, siedząc nago tyłem do niego na progu drzwi balkonowych.

      – A jak zobaczą cię sąsiedzi? – zapytał.

      Odpowiedziało mu wzruszenie ramion i cisza. Marcin zaniepokoił się nagle, że Paulina żałuje. To było tak piękne i niespodziewane, że nie mogło być prawdą. On również się nie odzywał. Patrzył, jak po karku spływa jej kropla potu i zatrzymuje się gdzieś w okolicach kręgosłupa. Pod lewym ramieniem dostrzegł fragment blizny po operacji. Cztery lata wcześniej Paulina została postrzelona i lekarze ledwo ją uratowali.

      W końcu zgasiła papierosa i objęła kolana rękami.

      – Marcin?… Musimy ustalić pewne zasady.

      – Zasady?

      – Nie możemy być razem. Próbowaliśmy dwa razy i kończyło się katastrofą. Nie mam zamiaru więcej cierpieć z twojego powodu. Nieważne, czy mnie kochasz, czy ja ciebie kocham. Jesteśmy jak woda i oliwa. Tych składników nie da się połączyć. Nawet jak zamieszasz, po pewnym czasie oddzielają się od siebie.

      Marcin milczał. Paulina mówiła dalej:

      – Jak każda kobieta czasem potrzebuję czułości. A czasem męskiego ciała, dzikiego seksu i orgazmu. Z tobą jest mi w łóżku bosko. Nie chcę szukać gdzie indziej, skoro ty możesz mi to dać.

      Marcin patrzył w sufit.

      – Mam być twoim facetem tylko do łóżka? Na każde skinienie? Kiedy będziesz miała ochotę na seks, zadzwonisz, a ja przyjadę zwarty i gotowy? Tak to sobie wyobrażasz?

      Zapaliła kolejnego papierosa.

      – Mniej więcej – odpowiedziała między jednym zaciągnięciem się a drugim. – Tylko w ten sposób możemy być razem. Zostaniemy przyjaciółmi i kochankami.

      Założył ręce za głowę i roześmiał się bezgłośnie.

      – To takie zabawne? – zapytała.

      – Raczej tragikomiczne. Paulina, ja cały czas mam nadzieję, że w końcu spotkam kobietę, z którą uda mi się poukładać życie.

      – Wtedy nasza umowa przestanie obowiązywać. Nie będę ci przeszkadzać.

      Zgasiła papierosa, przeciągnęła się i zaczęła szukać swoich rzeczy. On też wstał, włożył bokserki i koszulkę.

      Starała się nie patrzeć mu w oczy, kiedy odprowadzał ją do drzwi.

      – Może jednak zostaniesz? – spytał.

      Pokręciła szybko głową. W otwartych drzwiach wspięła się na palce i pocałowała go namiętnie w usta.

      – Było cudownie – szepnęła mu do ucha.

      – Mnie również.

      – Marcin?

      Z torby zarzuconej na ramię wyciągnęła grubą kopertę formatu A4 i podała mu bez słowa.

      – Co to jest? – spytał ostrożnie.

      – Akta. Masz się z tym szybko zapoznać. Jutro wracasz do pracy. Prokurator Grabski chce, żebyś poprowadził śledztwo.

      Odwróciła się i po chwili już jej nie było. Zakrzewski wolno zamknął drzwi i poszedł do kuchni. Zanim wyciągnął dokumenty z koperty, nalał sobie gazowanej wody i wrzucił do niej kilka kostek lodu.

      Rozdział 16

      Podczas pogrzebu Fiolka patrzyła na twarze przyjaciół – przestraszone, wykrzywione w bólu, zapłakane. Wiedziała, że to koniec ich paczki. Trzymali się ze sobą od wczesnej podstawówki. Żadne konflikty, kłótnie, kłopoty w szkole ani w domu nie rozbiły ich przyjaźni. Do teraz.

      Podczas ceremonii pogrzebowej Anka Wiśniewska chyba jako jedyna nie uroniła ani jednej łzy. Nie dlatego, że nie przeżywała straty przyjaciela. Po prostu działo się z nią coś dziwnego, jakby znalazła się w świecie równoległym, dokąd głosy docierają stłumione, wszystko dzieje się z sekundowym poślizgiem i człowiek staje się niewidzialny.

      Ochłonęła dopiero, kiedy jeden z ubranych na czarno pracowników domu pogrzebowego włączył jakieś urządzenie i trumna z cichym szumem zjechała na dół w akompaniamencie rozpaczliwych szlochów gości pogrzebowych.

      Daenerys i Werkę udało jej się złapać obok wyjścia z cmentarza. Jagoda potrząsnęła tylko głową i odeszła w milczeniu, Weronika powiedziała, że ma to gdzieś i nigdzie nie przyjdzie. Ale przyszła. Siedziała teraz naprzeciw Anki i wpatrywała się w piasek pod nogami.

      Pozostałych Fiolka zawiadomiła o spotkaniu telefonicznie. Mateusz długo się opierał i musiała pójść po niego do domu. Dlatego spóźnili się kilka minut.

      Nieprzypadkowo wybrała miejsce. Piaskownica na terenie osiedlowego przedszkola. Tutaj odbywały się pierwsze spotkania ich paczki. Miejsce było idealne, od strony chodnika ukryte za wielką kępą leszczyny. Koło dwudziestej w budynku przedszkola nie było już nawet sprzątaczek. Wystarczyło pokonać niski płot i znikało się przed światem. Tutaj palili pierwsze papierosy, tu pierwszy raz pili piwo, potem próbowali, jak smakuje wino, wreszcie pierwszy raz palili skręty.

      Kiedy Anka i Mateusz przeskoczyli przez płot, reszta już była. W zapadających wolno ciemnościach jarzyły się tylko ogniki papierosów. Bez słowa usiedli obok siebie na drewnianej osłonie piaskownicy z nogami w środku. Dominika rzuciła im papierosy i zapalili.

      Po prawej stronie siedziała Daenerys. Białe włosy splotła w warkocz, miała zaczerwienione od płaczu oczy i obejmowała się ramionami, jakby było jej zimno. Dominika zajmująca miejsce obok niej wyglądała niewiele lepiej. Werka skuliła się naprzeciw, patrząc gdzieś nieobecnym wzrokiem. Kwasu był widocznie zdenerwowany. Palce, w których trzymał papierosa, drżały, a jego prawe kolano podskakiwało w niekontrolowanym nerwowym tiku.

      Ankę ścisnął nagle za gardło żal. Z trudem stłumiła płacz. Nie płakała na cmentarzu, ale teraz ledwo się opanowała. Ci ludzie wciąż byli jej najlepszymi przyjaciółmi. Możliwe, że już nigdy nie będzie miała lepszych.

      Musiała odezwać się pierwsza. Pstryknęła niedopałkiem w bok i nabrała głęboko powietrza.

      – Słuchajcie, Tymon nie popełnił samobójstwa – powiedziała cicho.

      Nieoczekiwanie zaatakowała ją Skucha.

      – A skąd ty to możesz wiedzieć? Czy ktoś, kto СКАЧАТЬ