Nazwijmy to miłość. Janusz Leon Wiśniewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nazwijmy to miłość - Janusz Leon Wiśniewski страница 5

Название: Nazwijmy to miłość

Автор: Janusz Leon Wiśniewski

Издательство: PDW

Жанр: Современные любовные романы

Серия:

isbn: 9788308071748

isbn:

СКАЧАТЬ na tyle długo i tak dokładnie, że to wiedzieć musi. Urodziłyśmy się w tym samym szpitalu, mieszkałyśmy na tym samym osiedlu, ochrzcił nas tego samego dnia ten sam ksiądz, w tym samym kościele. Potem ta sama szkoła, ta sama klasa, ta sama ławka i znowu ten sam kościół podczas pierwszej komunii. Wiedziałam, kiedy dostała pierwszy okres, wiedziałam, kiedy pierwszy raz się zakochała. Pisałam za nią miłosne wiersze – okropny kicz, kiedy czytam je dzisiaj – które ona wysyłała do niego jako swoje. Imię chłopaka, z którym w parku po studniówce straciła dziewictwo, także pamiętam. Wyjątkowy złotousty piękniś, wyjątkowy pustak, jeszcze bardziej wyjątkowy łajdak. Nie wierzyła, kiedy opowiadałam jej, że podczas tej naszej wspólnej studniówki, tuż po tańcu z nią, wyznawał mi swoje „oczarowanie i skryte piękne pragnienia” i ściskał moje pośladki, tańcząc ze mną.

      Ona wie, że zrobiłabym dla niej wszystko. Oprócz tego jednego...

      Wyjechała na studia do Poznania. Ja pozostałam w Gdańsku. Tęskniłam za nią jak pies, który czeka przy drzwiach na swoją panią. Kochałam ją, autentycznie, tylko bez tej seksualnej pochodnej, pan to zrozumie jak mało kto inny. W moim pokoju u rodziców, na moim biurku stała jej fotografia. Do dzisiaj tam stoi, chociaż ja już tam nie mieszkam. Kiedy obie robiłyśmy licencjat, rozwodzili się jej rodzice. Przeżywała to jak zapowiedź końca wszechświata, chociaż małżeństwo jej rodziców – wiem, bo tam często bywałam – było zimne jak zamrażalnik. Pomagałam, pocieszałam, ocierałam jej łzy. Całe noce wisiałam z nią na Facebooku lub na telefonie, wysłuchiwałam, jeździłam do Poznania, wracałam do Gdańska i znowu wisiałam na Facebooku. Kochała i kocha swoją matkę bezwarunkowo. Ojca także, ale to jego za wszystko obwiniła. Znałam jej ojca. Ciepły, uczynny człowiek. Uczył mnie jeździć na rowerze, kiedy nauczył już ją. Mojego ojca nie znałam. Zostawił moją matkę, kiedy była ze mną w ciąży. Nawet nie wiem, jak miał na imię. Nie chciałam wiedzieć.

      Kilka miesięcy po rozwodzie rodziców Adrianny wszystko się powoli uspokoiło. Trwała wiernie przy matce, tej „opuszczonej, biednej i samotnej”, ale ojca się nie wyparła. Nie zostawił jej matki dla innej kobiety – to było dla niej najważniejsze. Opiekował się nią i jej bratem. Był na ich każde zawołanie. Dbał o nią, za wszystko płacił. Pomimo to, kiedy rozmawiały o tym, zawsze to on był „winny”, „egoistyczny”. Na pytanie, co jest jego winą i jak objawiał się jego egoizm, Ada nie potrafiła odpowiedzieć. „Bo jak mógł tak zostawić mamę, co ona teraz pocznie?” To była jej jedyna odpowiedź. Nie chciała wiedzieć, dlaczego jej ojciec rozwiódł się z jej matką. Pewnie do dzisiaj nie wie, bo nigdy swojego ojca o to nie zapytała.

      Potem odbył się ślub Adrianny. W tym samym kościele, gdzie nas chrzczono. Przepiękna, wzruszająca uroczystość. Podczas weselnego przyjęcia najsmutniejszym człowiekiem na świecie był chyba ojciec Ady. Usadzony przy stole daleko od młodożeńców, ignorowany i napiętnowany przez rodzinę matki Ady. Przy tym samym stole siedziałam ja. Pamiętam jego łzy, kiedy wrócił do stolika po tańcu z Adą. Po którymś toaście za zdrowie młodej pary zaczęliśmy rozmawiać. Najpierw były nostalgiczne wspomnienia z Ady i mojego dzieciństwa, a potem zachwycająco opowiadał o swoich podróżach, o swojej pracy chirurga, rozbawiał mnie, doprowadzał do śmiechu, oczarował swoją erudycją. Wysportowany, szczupły, nie wyglądał na swoje pięćdziesiąt jeden lat. Zauważyłam, że od pewnego momentu tamtego wieczoru przestał traktować mnie jak koleżankę swojej „małej Adusi, córuni, córeczki”.

      Ada po ślubie wyjechała „za mężem” do Wrocławia. Oddaliła się emocjonalnie ode mnie. Nie winiłam jej. Zrozumiałam. Ojca Ady spotkałam przypadkowo kilka dni później w szpitalu. Jadąc skuterem, upadłam na posypanym piaskiem asfalcie przy nowo budowanym rondzie. Rozkrwawione kolano, pęknięte żebro, poszarpana rana na prawej dłoni. Dyżur na SOR-ze tego dnia miał ojciec Ady. To on zszył mi tę ranę na dłoni. Wieczorem bez zapowiedzi podjechał do mnie do domu, aby sprawdzić, czy wszystko u mnie dobrze...

      Zaczęliśmy się spotykać. Ukradkiem, w tajemnicy przed wszystkimi, najczęściej poza Gdańskiem. Zakochałam się w nim nieprzytomnie. Pierwszy raz w życiu byłam pewna, że napotkałam mężczyznę swojego życia. Kiedy Ada przyjeżdżała w odwiedziny do matki i ojca do Gdańska, ja stamtąd uciekałam. Nie robiłam nic złego, kochając jej ojca, pomimo to nie potrafiłam wyobrazić sobie, że mogłabym stanąć przed nią i jej to wyznać. Wieści o „młodej kochance tatusia” dotarły do Wrocławia. Kilka tygodni po tym, jak ojciec Ady poprosił mnie o rękę. Nigdy nie zapomnę jej nagłej nocnej wizyty w moim mieszkaniu. Jej krzyków, jej nienawistnych oskarżeń, jej pogardy. Chciałam wyjaśnić, opowiedzieć, usprawiedliwić i jej ojca, i siebie. Nie chciała słuchać. Nazwała mnie zdrajczynią, nakazywała i żądała.

      Ona wie, że zrobiłabym dla niej wszystko. Oprócz tego jednego...

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4QAYRXhpZgAASUkqAAgAAAAAAAAAAAAAAP/sABFEdWNreQABAAQAAABkAAD/4QQhaHR0cDov L25zLmFkb2JlLmNvbS94YXAvMS4wLwA8P3hwYWNrZXQgYmVnaW49Iu+7vyIgaWQ9Ilc1TTBNcENl aGlIenJlU3pOVGN6a2M5ZCI/PiA8eDp4bXBtZXRhIHhtbG5zOng9ImFkb2JlOm5zOm1ldGEvIiB4 OnhtcHRrPSJBZG9iZSBYTVAgQ29yZSA1LjAtYzA2MSA2NC4xNDA5NDksIDIwMTAvMTIvMDctMTA6 NTc6MDEgICAgICAgICI+IDxyZGY6UkRGIHhtbG5zOnJkZj0iaHR0cDovL3d3dy53My5vcmcvMTk5 OS8wMi8yMi1yZGYtc3ludGF4LW5zIyI+IDxyZGY6RGVzY3JpcHRpb24gcmRmOmFib3V0PSIiIHht bG5zOnhtcE1NPSJodHRwOi8vbnMuYWRvYmUuY29tL3hhcC8xLjAvbW0vIiB4bWxuczpzdFJlZj0i aHR0cDovL25zLmFkb2JlLmNvbS94YXAvMS4wL3NUeXBlL1Jlc291cmNlUmVmIyIgeG1sbnM6eG1w PSJodHRwOi8vbnMuYWRvYmUuY29tL3hhcC8xLjAvIiB4bWxuczpkYz0iaHR0cDovL3B1cmwub3Jn L2RjL2VsZW1lbnRzLzEuMS8iIHhtcE1NOkRvY3VtZW50SUQ9InhtcC5kaWQ6RDlBQzY2QTg1RTBD MTFFQTgzRTQ5MEFDQ0Y3RjlGQjAiIHhtcE1NOkluc3RhbmNlSUQ9InhtcC5paWQ6OUI4MkNFMjg1 REYxMTFFQTgzRTQ5MEFDQ0Y3RjlGQjAiIHhtcDpDcmVhdG9yVG9vbD0iQWRvYmUgSW5EZXNpZ24g Q1M2IChXaW5kb3dzKSI+IDx4bXBNTTpEZXJpdmVkRnJvbSBzdFJlZjppbnN0YW5jZUlEPSJ1dWlk Ojg1NDhiNTA2LTc4OGEtNDM5Zi1hMzRmLTY1MjMyZWZlYWUzYyIgc3RSZWY6ZG9jdW1lbnRJRD0i dXVpZDoxOTNmMDU2MS03YjdlLTRkMzAtYTViYS0yMmVkOTFiMGZkNjgiLz4gPGRjOmNyZWF0b3I+ IDxyZGY6U2VxPiA8cmRmOmxpPlBBRDwvcmRmOmxpPiA8L3JkZjpTZXE+IDwvZGM6Y3JlYXRvcj4g PGRjOnRpdGxlPiA8cmRmOkFsdD4gPHJkZjpsaSB4bWw6bGFuZz0ieC1kZWZhdWx0Ij5va2xhZGth X1dJU05JRVdTS0lfbmF6d2lqbXlfdG9fbWlsb3NjaWFfZHJ1ay5pbmRkPC9yZGY6bGk+IDwvcmRm OkFsdD4gPC9kYzp0aXRsZT4gPC9yZGY6RGVzY3JpcHRpb24+IDwvcmRmOlJERj4gPC94OnhtcG1l dGE+IDw/eHBhY2tldCBlbmQ9InIiPz7/7QBIUGhvdG9zaG9wIDMuMAA4QklNBAQAAAAAAA8cAVoA AxslRxwCAAACAAIAOEJJTQQlAAAAAAAQ/OEfici3yXgvNGI0B1h36//uAA5BZG9iZQBkwAAAAAH/ 2wCEAAEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQEBAQECAgICAgICAgIC AgMDAwMDAwMDAwMBAQEBAQEBAgEBAgICAQICAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMD AwMDAwMDAwMDAwMDAwMDAwMDA//AABEIBQEDIAMBEQACEQEDEQH/xADzAAACAQUBAQEBAAAAAAAA AAAHCAYEBQkKCwMCAQABAAICAwEBAQEAAAAAAAAAAAQFAwYCBwgBAAkKEAABBQACAQQBAwIFAQMB ADMCAQMEBQYRBxIAIRMIFDEiFUEJUTIjFgphcUIzJBeBkaFSNCUYsWJDc7O0NXW1JjZ2tjc48MHR clN0d7d4GeHxsieCYyhYOZJGosNkRYcpGhEAAgECBQIEBAMGAwYCBQIXAQIDEQQAITESBUFRYSIT BnGBMhSRQgehscFSIxXw0WLh8XIzJAiCspJDczQlNRY2osJTs3QJY4PSRFRkdSYXk4RFJ6NGGP/a AAwDAQACEQMRAD8A15e0cZlbXs6RpOzMwGQlNZNnL0mjy7btTU21pW2rcaReVDEdj5mn362W4AsS zc8VT/vD4p66nv7Kzlv/ALi/j9NxHsV1yBIbUUHYkANX541/x80kVgsdhJ6v9UsysdzKp СКАЧАТЬ