Bitwa Niezłomnych. Морган Райс
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bitwa Niezłomnych - Морган Райс страница 5

Название: Bitwa Niezłomnych

Автор: Морган Райс

Издательство: Lukeman Literary Management Ltd

Жанр: Детская проза

Серия:

isbn: 9781094304014

isbn:

СКАЧАТЬ w obronie Genevieve. – Ani do mojej żony. Jestem księciem!

      Alistair podszedł do Genevieve i tym razem jego miecz opuścił pochwę. W jego dłoni wydawał się lekki, szeroki i ostry jak brzytwa. Genevieve zamarła w miejscu, niemal nie śmiejąc oddychać, gdy stryj Altfora przyłożył czubek klingi o cal od jej szyi.

      - Mógłbym poderżnąć tej dziewce gardło, a żaden z twoich ludzi nie kiwnąłby palcem, by mnie powstrzymać. – rzekł Alistair. – Ty z pewnością byś tego nie zrobił.

      Genevieve nie musiała spoglądać na Altfora, by wiedzieć, że to prawda. Nie był mężem, któremu zależałoby na niej wystarczająco, by próbować jej bronić. Żaden z dworzan nie przyjdzie jej z pomocą, a Moira… Moira przypatrywała jej się tak, jak gdyby na poły miała nadzieję, że Alistair to zrobi.

      Genevieve musiała ratować się sama.

      - Dlaczego miałbyś mnie dźgnąć, panie? – zapytała.

      - A dlaczego nie? – odparł. – Owszem, jesteś urodziwa: jasnowłosa, o zielonych oczach i smukłej sylwetce. Który mężczyzna by cię nie pragnął? Jednakże wiejskie dziewki nie są trudne do zastąpienia.

      - Odniosłam wrażenie, że to małżeństwo uczyniło ze mnie kogoś ważniejszego – powiedziała Genevieve, nie pozwalając, by głos jej zadrżał pomimo bliskości ostrza. – Czy zrobiłam coś, by cię urazić?

      - Nie wiem, dziewczyno. Zrobiłaś? – zapytał, świdrując ją wzrokiem. – Posłano wiadomość, a w niej nakreślono, dokąd zbiegł chłopiec, który uśmiercił mojego brata. Nie dotarła ona jednak ani do mnie, ani nikogo innego nim było dalece za późno. Czy wiesz coś o tym?

      Genevieve wiedziała na ten temat wszystko, gdyż to właśnie ona opóźniła dostarczenie wiadomości. Tylko tyle mogła zrobić, a i tak zdawało jej się, że to zbyt mało, zważywszy na to, co czuła do Royce’a. Pomimo tego zmusiła się, by przybrać spokojny wyraz twarzy, udając niewinną, gdyż w tej chwili była to jej jedyna możliwość obrony.

      - Nie rozumiem, panie – odpowiedziała. – Sam rzekłeś, że jestem zwykłą wieśniaczką, jak więc mogłabym zrobić cokolwiek, by opóźnić przekazanie takiej wiadomości?

      Kierując się instynktem, osunęła się na kolana, poruszając się powoli, by nie nadziać się na klingę miecza.

      - Dostąpiłam zaszczytu – rzekła. – Zostałam wybrana przez twego bratanka, księcia. Poślubił mnie i dzięki temu stanęłam na lepszej pozycji. Żyję tak, jak nigdy nawet nie śniłam. Czemuż miałabym chcieć to zaprzepaścić? Jeśli naprawdę sądzisz, że jestem zdrajczynią, tnij, panie. Tnij.

      Genevieve skryła się za niewinnością niczym za tarczą i miała nadzieję, że okaże się ona wystarczająco mocna, by odepchnąć cios miecza, który w przeciwnym razie mógł na nią spaść. Miała taką nadzieję, a zarazem nie, gdyż w tej chwili pchnięcie w serce współgrałoby z tym, co czuła, zważywszy na to, jak źle sprawy potoczyły się z Royce’em. Podniosła wzrok i spojrzała w oczy Altforowego stryja. Nie odwracała spojrzenia ani nie zdradziła się nijak z tym, co zrobiła. Mężczyzna cofnął miecz, jak gdyby miał zadać śmiertelne pchnięcie… po czym opuścił broń.

      - Wygląda na to, Altofrze, że twoja żona ma w sobie więcej stali niż ty.

      Genevieve odetchnęła i podniosła się, a jej mąż ruszył wyniośle w ich stronę.

      - Stryju, starczy tych gierek. To ja jestem tu księciem, a mój ojciec…

      - Mój brat był głupcem na tyle, by przekazać majątek tobie, lecz nie udawajmy, że to czyni z ciebie prawdziwego księcia – powiedział Alistair. – To wymaga umiejętności przewodzenia, dyscypliny i szacunku twych ludzi. Których ci brak.

      - Mógłbym rozkazać mym ludziom wtrącić cię do lochu – warknął Altfor.

      - Ja mógłbym rozkazać im to samo – skontrował Alistair. – Powiedz, jak sądzisz, którego z nas by posłuchali? Najmniej ukochanego syna mego brata czy brata, który przewodził armiom? Tego, który pozwolił zbiec jego zabójcy czy tego, który powstrzymał atak w Haldermark? Chłopca czy mężczyzny?

      Genevieve domyślała się odpowiedzi na to pytanie i nie podobało jej się, do czego może ona doprowadzić. Czy jej się to podobało, czy nie, była żoną Altfora i jeśli jego stryj postanowi się go pozbyć, nie miała żadnych złudzeń co do tego, co stałoby się z nią. Szybkim krokiem podeszła do męża i położyła dłoń na jego ramieniu. Wyglądało to na zwyczajny gest wsparcia, lecz tak naprawdę usiłowała skłonić go, by pohamował swój gniew.

      - To księstwo zostało doprowadzone do ruiny – orzekł Alistair. – Mój brat popełnił błędy i póki nie zostaną one naprawione, dopilnuję, by wszystko szło właściwym torem. Czy ktokolwiek pragnąłby zakwestionować moje prawo do tego?

      Genevieve zauważyła, że wciąż trzyma miecz w dłoni, najwyraźniej czekając na to, aż ktoś się odezwie. Oczywiście był to Altfor.

      - Oczekujesz, że przysięgnę ci wierność? – zapytał Altfor. – Oczekujesz, że klęknę przed tobą, gdy to mnie ojciec uczynił księciem?

      - Księciem można zostać w dwojaki sposób – odburknął Alistair. – Z nadania władcy albo dzięki sile, która pozwoli zdobyć tytuł. Czy dysponujesz którąkolwiek z tych rzeczy, bratanku? Czy klękniesz?

      Genevieve przyklękła, nim zrobił to jej mąż, pociągając go za rękę, by klęknął obok niej. Zrobiła to nie dlatego, że dbała o bezpieczeństwo Altfora – nie po tym wszystkim, czego się dopuścił – lecz w tej chwili wiedziała, że od jego bezpieczeństwa zależało jej.

      - Dobrze, stryju – wycedził Altfor przez zaciśnięte zęby. – Usłucham. Wygląda na to, że nie mam wyboru.

      - Nie – zgodził się lord Alistair. – Nie masz.

      Powiódł spojrzeniem po sali i jeden za drugim zebrani w sali ludzie zaczęli klękać. Genevieve widziała, jak przyklękają dworzanie i służba. Zobaczyła nawet, jak Moira upada na kolana i w głębi duszy pomyślała ze złością, czy jej domniemana przyjaciółka spróbuje uwieść stryja Altfora, podobnie jak uwiodła jego.

      - Tak lepiej – rzekł lord Alistair. – Wyślemy więcej ludzi na poszukiwania chłopca, który zabił mojego brata. Posłuży nam za przykład. Tym razem bez żadnych gierek. Spotka go śmierć, na którą zasłużył.

      Do sali wpadł posłaniec w rodowej liberii. Genevieve widziała, że patrzy to na Altfora, to na lorda Alistaira, najwyraźniej próbując zdecydować, komu przekazać wiadomość. Wreszcie dokonał, jak się zdawało Genevieve, oczywistego wyboru i zwrócił się ku stryjowi Altfora.

      - Daruj, panie – odezwał się. – ale na ulicach rozpętały się zamieszki. Ludzie buntują się na całych ziemiach należących do poprzedniego księcia. Potrzebujemy cię, panie.

      - Aby uciszyć chłopów? – prychnął lord Alistair. – Znakomicie. Zbierz tylu ludzi, ilu może odejść od poszukiwań. Niech czekają na mnie na dziedzińcu. Pokażemy motłochowi, co potrafi prawdziwy książę!

      Wymaszerował СКАЧАТЬ