Tragedia na Przełęczy Diatłowa. Alice Lugen
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tragedia na Przełęczy Diatłowa - Alice Lugen страница 12

Название: Tragedia na Przełęczy Diatłowa

Автор: Alice Lugen

Издательство: PDW

Жанр: Путеводители

Серия: Poza serią

isbn: 9788381910477

isbn:

СКАЧАТЬ podaniu wspomniał lapidarnie, że ojciec nie żyje. Zmiany szkół, wynikające z łagrowej tułaczki Władimira, nazwał „przyczynami rodzinnymi”. Przemilczał przodków, bąknął coś o wioskach, sugerując, że jest chłopskim dzieckiem. Wspomniał poległego na froncie brata33. Kanciasty życiorys sporządzony bez ładu i składu okazał się majstersztykiem manipulacji. Nie dawało się z niego wyczytać niczego. Atutem były także doskonałe oceny na świadectwie ukończenia szkoły średniej.

      Nikołaj został studentem.

      W 1958 roku obronił pracę dyplomową. Z większości przedmiotów uzyskał najwyższe noty, więc jak każdy zdolny inżynier opuszczający najlepszy wydział Politechniki Uralskiej z doskonałą średnią, znalazł się w orbicie zainteresowań dyrekcji Majaka. Nie sprawdzono historii jego rodziny, założywszy, że zrobiła to politechnika przed przyjęciem na studia. Choć teoretycznie było to niemożliwe, syn zdrajcy ojczyzny rozpoczął karierę zawodową w strategicznie ważnym przedsiębiorstwie.

      Do wyprawy Igora Diatłowa dołączył z kilku powodów: był lubiany i szanowany, na studiach należał do sekcji turystycznej, uczestniczył w wielu trudnych wyprawach (dwa lata wcześniej razem z Igorem i Ziną odwiedził Ural), rysował fantastyczne mapy, miał dobre pomysły. Pomagał mniej doświadczonym, rozwiązywał problemy techniczne, naprawiał wszystko, co psuło się w trasie. W sekcji wysoko ceniono go za umiejętność odwzorowywania terenu na papierze i za notatki. Perfekcyjnie wyliczał odległości i czas potrzebne do pokonania kolejnych odcinków szlaku, z uwzględnieniem warunków atmosferycznych. A ponadto podobał się Ludmile i dostał urlop.

      Jego znajomi bardzo mało wiedzieli o życiu kolegi, jego problemach, wspomnieniach i emocjach. Nikołaj krył się pod maską dowcipnisia, po części tylko prawdziwą. Uciekał od trudnych tematów, obracając pytania w żart. Wygłupiał się, zamiast odpowiadać. Powszechnie uznawano to za przejaw błyskotliwego poczucia humoru. Wizerunek nieokiełznanego zgrywusa sprawiał, że Nikołajowi było wolno więcej; nawet Diatłow nie potrafił się na niego złościć. Thibeaux-Brignolle nie brał udziału w kłótniach, nie prowokował sporów. Wręcz przeciwnie – w napiętych sytuacjach odgrywał rolę „zderzaka”, humorem i śmiechem godząc skonfliktowane strony.

      Jego najbliższym przyjacielem był student Politechniki Uralskiej Piotr Bartołomiej. Jedyna osoba, która znała prawdziwą historię rodziny. Powiernika Nikołaj wybrał idealnie – Piotr zrozumiał go doskonale, bo jego ojca również aresztowano. Dochował tajemnicy aż do rozpadu ZSRR. Dziś jest profesorem, autorem ponad trzystu czterdziestu publikacji naukowych, Mistrzem Sportu ZSRR w Turystyce, współorganizatorem konferencji Fundacji Pamięci Grupy Diatłowa, która w każdą rocznicę tragedii odbywa się na Uniwersytecie Uralskim. I jednym z najgorętszych zwolenników hipotezy upatrującej przyczyny tragedii na przełęczy w awarii technicznej.

      11 listopada 1991 roku rosyjskie władze wydały uchwałę rehabilitującą i przywracającą dobre imię Władimirowi Thibeaux-Brignolle. Od tej chwili ojciec Nikołaja przestał być zdrajcą ojczyzny. Stał się wybitnym inżynierem, zasłużonym dla rozwoju uralskiego przemysłu. Niestety, z dokumentu nie miał się kto cieszyć. Zarówno sam zainteresowany, jak i jego najbliżsi krewni nie żyli od dawna.

      Rustem Słobodin

      Przyszedł na świat w Moskwie, w inteligenckiej rodzinie podróżników i naukowców. Nietypowe dla Rosjanina imię, nadane na cześć bohatera azjatyckich legend, zawdzięczał zainteresowaniom antropologicznym rodziców i ich pobytowi w Azji Środkowej. Ojciec Rustema, Władimir, był doktorem nauk ekonomicznych. Kiedy rodzina przeprowadziła się do Swierdłowska, rozpoczął pracę naukową na Uniwersytecie Uralskim, gdzie objął kierownictwo wydziału instytutu gospodarki rolnej34. Matka Nadieżda wykładała na tej samej uczelni. Oboje należeli do partii. Trójce swoich dzieci wpajali od najmłodszych lat szacunek do książek, nauki, pracy i komunizmu. Rustem wstąpił do Komsomołu jeszcze w szkole średniej.

      Wśród niezliczonych książek ogromnej domowej biblioteki natrafił na pozycje o dalekich podróżach. Zaciekawiły go. Później pochłonęła go lektura publikacji technicznych, kolekcjonowanych przez ojca. Na studiach postanowił połączyć obie te pasje. Nie chciał kształcić się na uczelni, gdzie wykładali jego rodzice, potrzebował swobody i pewności, że dobre wyniki w nauce będzie zawdzięczać wyłącznie własnej pracy, a nie respektowi, jaki przed doktorem Władimirem Słobodinem odczuwają pozostali wykładowcy. Wybrał wydział mechanizacji Politechniki Uralskiej. I od razu zapisał się do sekcji turystycznej.

      Wkrótce stał się jednym z najbardziej pożądanych uczestników wypraw. Zapraszano go do udziału we wszystkich ekspedycjach. Dlaczego? Rustem był niesamowicie silny. Porąbanie siekierą zmarzniętego na kość pnia nie stanowiło dla niego żadnego wyzwania, podobnie jak przerzucanie ludzi na drugi brzeg strumienia. Ciskał kolegami niczym szmacianymi lalkami. W jego plecaku zawsze upychano największe ciężary. Nikt nie był w stanie pokonać go na rękę ani położyć w udawanych pojedynkach. Na wyprawach wykonywał najtrudniejsze prace fizyczne, brał dodatkowe dyżury i odciążał słabszych towarzyszy.

      Pomocnego osiłka traktowano jak ochroniarza i gwarancję bezpieczeństwa. Ekipa Diatłowa powierzyła mu na przechowanie pieniądze i obowiązek dźwigania zrolowanego namiotu. Obecność Słobodina w składzie sprawiała automatycznie, że grupa zyskiwała pewność siebie. Nie widziano powodów do obaw. Jeśli ktoś dozna kontuzji, Rustem go poniesie. Jeśli żeliwny piecyk przymarznie do ziemi, Rustem wyrwie go z lodu. Jeśli przyczepi się bezpański agresywny pies, Rustem go odgoni.

      Ufano mu bezgranicznie.

      Rodzice, których połączyła podróżnicza pasja, z radością obserwowali, jak ich syn staje się turystą z prawdziwego zdarzenia. Kupili mu aparat fotograficzny i kolekcjonowali zdjęcia z kolejnych wypraw. Ze studentami politechniki Rustem odwiedził Ural i Ałtaj. Wspólnie z ojcem przemierzył pieszo najciekawsze szlaki południowych republik. Interesował się muzyką i nauczył się grać na mandolinie.

      Rustem Słobodin

      W czerwcu 1958 roku obronił pracę dyplomową35 i rozpoczął karierę zawodową jako jeden z licznych młodych i zdolnych inżynierów zimnej wojny. Dokumenty, akta osobowe i relacje dotyczące miejsca pracy Rustema są niespójne. Prawdopodobnie zaraz po studiach dołączył do zespołu pracowników zakładu atomowego Majak (lub odbył w nim spóźnione praktyki studenckie). Wkrótce przeniósł się do miejsca zwanego Zakładem 10, gdzie rozpoczął pracę na stanowisku inżyniera.

      Nic niemówiąca nazwa „Zakład 10”, typowa dla tajnych laboratoriów państwowych, była jednym z określeń nadanych swierdłowskiemu Naukowo-Badawczemu Instytutowi Technologii Chemicznej. Placówka działa do dziś. Założono ją w 1942 roku, aby optymalizować broń wykorzystywaną na frontach II wojny światowej. W trakcie zimnej wojny instytut okazał się jeszcze bardziej potrzebny i jeszcze bardziej zapracowany. Od 1957 roku powstawały w nim technologie, produkowano maszyny i urządzenia do wszystkich obiektów radzieckiego przemysłu jądrowego. Kierowników i pracowników często nagradzano państwowymi odznaczeniami, w tym Nagrodą Lenina i Nagrodą Rady Ministrów ZSRR. Otrzymywał ją praktycznie każdy po kilku latach pracy.

      Rustem postanowił spędzić pierwszy urlop ze znajomymi z sekcji turystycznej. Planował fotografować góry, grać na mandolinie przy wieczornych ogniskach, odpoczywać od uciążliwego dudnienia maszyn i gorzkiego odoru chemikaliów. Przed wyprawą pożegnał się z rodzicami i rodzeństwem. Młodsza siostra zapamiętała ostatnie СКАЧАТЬ