Название: Tragedia na Przełęczy Diatłowa
Автор: Alice Lugen
Издательство: PDW
Жанр: Путеводители
Серия: Poza serią
isbn: 9788381910477
isbn:
Jurij Kriwoniszczenko
Naprawdę miał na imię Gieorgij, lecz najwyraźniej imię nie pasowało do chłopca, bo od dzieciństwa w rodzinie i wśród znajomych nazywano go Jurijem. Był synem bardzo wpływowego i szanowanego inżyniera wojskowego w stopniu generała majora, znanego w najwyższych kręgach władzy, cieszącego się bezgranicznym zaufaniem partii. W 1959 roku Aleksiej Kriwoniszczenko, ojciec Jurija, pracował jako dyrektor elektrowni. Wcześniej, podobnie jak ojciec Ludmiły, wielokrotnie przeprowadzał się wraz z rodziną, delegowany do nadzorowania ważnych projektów państwowych. Pracował między innymi w obwodzie donieckim na Ukrainie, gdzie na świat przyszedł Jurij.
Dzieci zmieniały szkoły, rodzina mieszkania, Aleksiej Kriwoniszczenko radził sobie świetnie z powierzonymi obowiązkami. Do czasu bardzo stresującej afery. W 1949 roku na koordynowanej przez niego budowie doszło do nieporozumienia, którego skutkiem były poważne straty finansowe. Gdy w ustalonym terminie ze znacznie oddalonej fabryki przyjechały ciężarówki z cementem, okazało się, że nie można go wypakować, gdyż nie wybudowano na czas składów do jego przechowywania. Dostawca nie miał o tym pojęcia. Na bezsensownym transporcie surowca pilnie potrzebnego również w innych miejscach stracono mnóstwo pieniędzy, a sprawą zajęła się prokuratura. Ojca Jurija oskarżono o zaniedbanie obowiązków, jak najbardziej zasadnie.
Wezwano go do prokuratury, lecz mimo bezdyskusyjnych dowodów przewinienia wypuszczono, a zawiadomienie o przestępstwie gospodarczym zignorowano. Niemogący uwierzyć w swoje szczęście koordynator budowy zdał dokładną relację z wydarzenia rodzinie. Po latach brat Jurija, Konstantyn, wyjawił przyczynę: „Ojciec kątem oka zobaczył na stole prokuratora telegram o treści: »Kriwoniszczenki nie ruszać. Józef Stalin«”25.
Gdy ustały echa niefortunnego wypadku, rodzina przeprowadziła się do Swierdłowska. Trzy lata później Jurij rozpoczął studia na wydziale budownictwa Politechniki Uralskiej i zapisał się do sekcji turystycznej. Nauka nie sprawiała mu żadnych problemów; większość egzaminów zdawał z najwyższymi notami. Był otwarty, ciekawy świata, lubił aktywnie spędzać czas. Miał szerokie zainteresowania. Ojciec popychał go w stronę techniki. Pochodząca z inteligenckiej rodziny matka Nadieżda rozbudziła w nim zamiłowanie do poezji i zachęciła do pisania wierszy.
Jurij Kriwoniszczenko
Mieszkanie Kriwoniszczenków było powszechnie znane w Swierdłowsku. Gościło mnóstwo ludzi: znajomych Aleksieja z wojska i partii, kierowników lokalnych fabryk i zakładów państwowych, przyjaciół matki – artystów malarzy i aktorów ze swierdłowskich kinoteatrów, dalszą rodzinę, kolegów i koleżanki Jurija oraz jego brata. Regularnie urządzano tam huczne zabawy sylwestrowe, wystawne kolacje, wieczorki poetyckie, przyjęcia z okazji urodzin lub imienin poszczególnych członków rodziny, a także imprezy studenckie. Rodzice Jurija z wyrozumiałością i sympatią przyjmowali znajomych syna, grających na mandolinie, śpiewających i tańczących do późnych godzin nocnych. Znali regularnie odwiedzających ich dom Igora Diatłowa, Zinę, Ludmiłę, Nikołaja i Rustema. Matka była osobą niezwykle towarzyską. Lubiła spędzać czas z przyjaciółmi syna i nierzadko wiedziała o ich życiu więcej niż rodzice. Potrafiła słuchać, doradzać i dochowywać tajemnicy, co czyniło ją powiernicą zawiłych problemów miłosnych licznych koleżanek Jurija. Zaś dla studentów częstotliwość bywania na salonach u Kriwoniszczenków stała się wyznacznikiem popularności towarzyskiej i prestiżu. Tu zawiązywano przyjaźnie, podrywano koleżanki, ustalano obowiązujące trendy, plotkowano. Tu powstawała swoista nowa swierdłowska elita.
26 czerwca 1957 roku Jurij obronił pracę dyplomową i wkrótce został inżynierem w zakładzie atomowym Majak. Koledzy studenci z niewypowiedzianym smutkiem przyjęli jego przeprowadzkę do zamkniętego miasta Oziorska, bowiem kariera zawodowa kolegi pogrzebała ich życie towarzyskie. Słali długie listy, na które Jurij odpisywał w miarę możliwości. Szansę na spędzenie z nim czasu mieli tylko w trakcie wypraw turystycznych, o ile w Majaku zgodzono się udzielić pracownikowi dłuższego urlopu.
Udział Kriwoniszczenki w ekspedycji na Otorten stanął pod znakiem zapytania.
27 grudnia 1958 roku Jurij wysłał list do Diatłowa i reszty znajomych, który rozpoczął rymowanymi życzeniami noworocznymi własnego autorstwa. Wyraził w nich nadzieję, że turystyczne szlaki i ślady przyjaciół na stałe zapiszą się na mapie Rosji. (O ironio, tak właśnie się stało, kiedy bezimienne miejsce nazwano Przełęczą Diatłowa, od nazwiska kierownika tragicznej wyprawy). Wyjaśnił, że mrozy dochodzące do minus trzydziestu stopni Celsjusza powodują przestoje w pracy. Tym samym on nie mógł ukończyć projektu, więc dyrekcja zakładu odmówiła wydania zgody na urlop26. Zasmuceni przyjaciele postanowili poprosić o pomoc władze uczelnianego klubu sportowego, które zainterweniowały na piśmie. Oświadczyły, że ekspedycja odbywa się na cześć XXI zjazdu partii, rozwodząc się nad ambicją młodych ludzi, ich godną pochwały postawą patriotyczną i koniecznością wsparcia tych, którzy pragną oddać hołd ojczyźnie. Choć górnolotne argumenty były mocno naciągane, brzmiały poważnie i przekonująco. Dyrekcja zakładu atomowego Majak z oczywistych względów nie zamierzała przeszkadzać w hucznym uczczeniu XXI zjazdu i nakazała Jurijowi udział w wyprawie.
Paradoksalnie – zginął dlatego, że był lubiany.
Zarówno klubowe władze, jak i studenci nie zdawali sobie sprawy, czym tak naprawdę zajmuje się Kriwoniszczenko. Nie mieli pojęcia o katastrofie w Majaku. Ich wiedza sprowadzała się do tego, że Jurij przestał mieszkać w Swierdłowsku. On sam, zobowiązany do zachowania tajemnicy państwowej o najwyższej wadze, nic nikomu nie opowiadał. Nawet brat i rodzice mieli zaledwie mgliste pojęcie o jego obowiązkach. Wydarzenia, w których uczestniczył, można zatem odtworzyć tylko na podstawie relacji świadków i odtajnionych dokumentów.
29 września 1957 roku spokojna posada inżyniera w jednej chwili zamieniła się w piekło. Zespół do spraw likwidacji katastrofy, do którego należał Jurij, stanął przed zadaniem przekraczającym ludzkie siły. Decyzją władz państwowych o wydarzeniu nie poinformowano ani ludzi żyjących w najbliższym otoczeniu zakładu, ani na terenach, gdzie dotarły niesione wiatrem toksyczne wyziewy. Jednocześnie prowadzono zakrojone na wielką skalę działania, które wywołały panikę wśród mieszkańców. W szalonym pośpiechu ewakuowano blisko dziesięć tysięcy ludzi przerażonych do tego stopnia, że nie mieli odwagi zapytać o przyczynę. Kilka godzin po katastrofie do najbliższego miasta, Oziorska, w asyście wyjących syren wjechał ciężki sprzęt. Na asfalt polały się hektolitry wody. Przez radio i megafony nakazano wyrzucać wszystko z domów i nieustannie myć podłogi27. Kobiety płakały, syreny alarmowe zawodziły, wystraszone dzieci wrzeszczały wniebogłosy.
Silnych mężczyzn zagoniono do ciężarówek. Likwidatorzy skutków katastrofy przystąpili, przy pomocy nowej siły roboczej, do działań w okolicznych wioskach. Inżynierowie, przeanalizowawszy kierunek wiatru, w największym popłochu odkryli, że toksyczna chmura przykryła tereny rolnicze, spichlerz obwodu swierdłowskiego, tymczasem ludność właśnie szykuje się do wykopków. Ziemniaki ze skażonych pól miały niebawem trafić na stoły kilku milionów ludzi. Gdy skontaktowano się z kierownikami kołchozów, okazało się, że gdzieniegdzie wykopki już ruszyły, a ponadto w dniu katastrofy zwerbowano do pomocy uczniów lokalnych szkół. O 16.30, w chwili wybuchu zbiornika, uczniowie i kołchoźnicy pracowali СКАЧАТЬ