Название: Amelia i Kuba. Złota karta
Автор: Rafał Kosik
Издательство: PDW
Жанр: Учебная литература
isbn: 9788366178311
isbn:
Albert znieruchomiał.
— Musimy zapytać rodziców.
— Tata Kuby już zapytał, zgodzili się — wyjaśniła Amelia.
Albert włożył notes do małej torby, zamknął ją z kliknięciem i zawiesił na ramieniu.
— Jedziemy.
Amelia podskoczyła z radości i pobiegła do łazienki, żeby wysuszyć suszarką farbę na trampkach. No i podjąć bardzo trudną decyzję, w co się ubrać.
* * *
Amelia po wielu próbach wybrała szarą sukienkę, która najlepiej pasowała do kolorowych trampek. Pół godziny później byli już u Kuby.
— Yyyyeeeaaa!!! — zaryczała Mi, która otworzyła im drzwi.
Mi trzymała pod pachą misia, a na głowie miała kask rowerowy. Z otworu na samej jego górze wystawała kitka kasztanowych włosów.
— Boli cię gardło? — zapytał Albert.
Mi energicznie zaprzeczyła, kręcąc głową na boki, po czym zamachała głową w przód i w tył. Kiedy się pochyliła, dostrzegła trampki Amelii.
— Idziesz na koncert metalowy w różowych trampkach w kwiatki?! — zapytała zdegustowana. — Powinnaś namalować coś strasznego. Czaszkę. Albo dentystę.
— To nie są kwiatki — zaprotestowała Amelia.
Mi pochyliła się niżej.
— Czaszki też nie.
— Koncert metalowy? — Albert cofnął się w stronę drzwi. — Nastawiłem się na muzykę elektroniczną.
Amelia spojrzała błagalnie na Kubę, który pojawił się w drzwiach swojego pokoju.
— To będzie techno, nie metal — sprostował Kuba, choć przecież nie wiedział.
On, podobnie jak Albert, nie przejmował się strojem. Ograniczył się do założenia najmniej pogniecionego T-shirtu. Zdaniem Amelii szary T-shirt nie za bardzo pasował do niebieskich jeansów. Nie powiedziała jednak tego. Czekała za to, aż Kuba skomentuje jej trampki, nad którymi się tyle napracowała.
Chyba ich nawet nie zauważył…
— Co sądzisz? — Wskazała je tak, żeby nie było wątpliwości, o co chodzi.
— Pochlapałaś buty farbą?
Amelia westchnęła. Dlaczego chłopcy są tacy niedomyślni?
Mi wczuwała się w nastrój koncertu death metalowego i podskakiwała po całym przedpokoju. Wystająca z kasku kitka podrygiwała przy każdym skoku.
— Po co ci kask? — zapytała Amelia.
— Żebym przeżyła, jak rymsnę z barana. Czyli z ta –
— Gotowi? — Do przedpokoju wszedł tata.
Wszyscy wytrzeszczyli na niego oczy. Wyglądał bowiem zupełnie inaczej niż zwykle. Na nogach miał zapastowane glany4 i spodnie bojówki z przypiętym solidnym łańcuchem na klucze.
Tata stanął przed lustrem i poprawił klapy powycieranej i przyciasnej kurtki skórzanej. Nie było najmniejszej szansy, żeby ją zapiąć. Ale w środku lata nie groził nagły atak mrozu.
— Tak się ubierałem, kiedy poznałem waszą mamę. — Tata przeglądał się w lustrze ze wszystkich stron. Łańcuch pobrzękiwał przy każdym ruchu. — Wtedy ta kurtka była nawet za duża.
Podciągnął rękaw, by zaprezentować tatuaż przedstawiający… pokemona.
— Ej, to tatuaż z mojej gumy do żucia! — wykrzyknęła Mi.
— Nikt nie zauważy — ocenił tata. — Na koncertach rockowych jest ciemno.
— Rockowych? — zapytał Albert.
— Rock elektroniczny — powiedział szybko Kuba.
— Instrumentalny — dodała Amelia.
* * *
Tata zaparkował samochód w Centrum, niedaleko ulicy Ordynackiej. Przyjrzał się zaproszeniu.
— Dziwny jakiś ten numer — stwierdził. — Ordynacka 2874B…? Ktoś się rąbnął. No i gdzie tu może być sala koncertowa? Khy! Khy! Khy! — Zakasłał tak głośno, aż wszyscy podskoczyli. — Kaszelek…
— Jak można mieć kaszel, kiedy jest tak gorąco? — zapytała Mi.
— Pewnie uczulenie. — Tata wyjął z kieszeni psikacz do gardła, ale po namyśle schował go z powrotem. — Dobre lekarstwo, niestety zasypiam po nim.
Chciał wysiąść, ale łańcuch na klucze zaczepił się o dźwignię zmiany biegów. Tata chwilę się z nim szarpał, nim się uwolnił.
Wysiedli z klimatyzowanego samochodu w gorący szum miasta. Od kilku dni w Warszawie panowały upały. Tata zawahał się, czy jednak nie zdjąć kurtki i nie odpiąć łańcucha.
— Nie — zadecydował. — Na koncercie stylówa jest ważniejsza od wygody.
Albert założył na ramię małą torbę z czerwonym zeszytem do zbierania autografów. On z pewnością nie dbał o stylówę. Mi miała za to małą niebieską torebkę ze swoim zeszytem, w którym zapisywała trudne słowa, a pod pachą niosła misia.
Przeszli przez niewielki skwer przylegający do piętrowego jasnoszarego pałacyku. Stanęli przed niskim kamiennym ogrodzeniem, które przypominało balustradę. Po drugiej stronie rozciągał się niewielki ogród z geometrycznie rozplanowanymi alejkami i żywopłotami. Ledwie kilkanaście metrów dalej, za taką samą barierką zaczynała się stroma skarpa. W dole, dziesięć metrów niżej, ulicą Tamka przejeżdżały samochody.
Tata nacisnął klamkę furtki. Była zamknięta. Kuba pomyślał, że i tę furtkę, i balustradę obok dałoby się bez trudu przeskoczyć.
— To chyba nie tu. — Wskazał napis „Muzeum Fryderyka Chopina”5.
— Szef ma specyficzne poczucie humoru — przyznał tata.
— Żart powinien СКАЧАТЬ