Czerwona kraina. Joe Abercrombie
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerwona kraina - Joe Abercrombie страница 33

Название: Czerwona kraina

Автор: Joe Abercrombie

Издательство: PDW

Жанр: Детективная фантастика

Серия:

isbn: 9788366409873

isbn:

СКАЧАТЬ jest i zapewne wypytuje Go, dlaczego jak dotąd nie naprawił świata. „Na północ i wschód”, powiedział Cosca. Temple zwrócił się ku zachodowi i spiął konia piętami, po czym ruszył galopem, oddalając się od tłustego całunu dymu unoszącego się nad ruinami Averstock.

      Pozostawiał za sobą Kompanię Łaskawej Dłoni. Pozostawiał Dimbika, Brachia i Jubaira. Pozostawiał Inkwizytora Lorsena i jego szlachetną misję.

      Nie miał żadnego celu. Byle dalej od Nicomo Coski.

      Nowe życia

      – A oto Drużyna – rzekł Słodki, wstrzymując konia z przedramionami opartymi o łęk siodła i swobodnie zwisającymi palcami.

      Sznur wozów ciągnął się przez około milę wzdłuż dna doliny. Było ich co najmniej trzydzieści, niektóre pokryte poplamionym płótnem, inne pomalowane na jaskrawe kolory. Pomarańczowe i fioletowe kropki oraz połyskujące złocenia wyraźnie odznaczały się na tle zakurzonego brązowego krajobrazu. Pomiędzy wozami było widać pieszych, z przodu jechali konni. Na końcu prowadzono zwierzęta – konie, zapasowe woły, spore stado bydła – a za nimi podążała powiększająca się chmura pyłu, ciągnięta przez podmuchy wiatru i unoszona pod błękitne niebo, by oznajmić światu nadejście Drużyny.

      – Tylko popatrzcie! – Leef popędził konia, stając w strzemionach z szerokim uśmiechem na twarzy. – Widzicie?

      Płoszka jeszcze nigdy nie widziała go uśmiechniętego i stwierdziła, że to go odmładza. Upodabnia do chłopca, którym zapewne jest. Sama też się uśmiechnęła.

      – Widzę – odrzekła.

      – Całe miasto w ruchu!

      – Rzeczywiście, mamy tutaj pełny przekrój społeczeństwa – przyznał Słodki, poprawiając stary tyłek w siodle. – Są ludzie uczciwi i gwałtowni, są bogaci i biedni, są bystrzy i niezbyt lotni. Wielu poszukiwaczy. Trochę hodowców bydła i rolników. Garstka kupców. Wszyscy chcą znaleźć nowe życie za horyzontem. Nawet mamy Pierwszego z Magów.

      Owca gwałtownie się obejrzał.

      – Co takiego?

      – To słynny aktor. Iosiv Lestek. Podobno, wcielając się w Bayaza, porywał tłumy w Adui. – Słodki chrapliwie zachichotał. – Jakieś sto lat temu. Ma nadzieję, że uda mu się wprowadzić sztukę teatru do Dalekiej Krainy, ale według mnie i połowy mieszkańców Unii, jego umiejętności się wypaliły.

      – Już nie potrafi przekonująco wcielać się w Bayaza? – spytała Płoszka.

      – Rzadko dobrze wypada jako Iosiv Lestek – odrzekł Słodki, wzruszając ramionami. – Ale cóż ja mogę wiedzieć o aktorstwie.

      – Nawet w roli Daba Słodkiego wypadasz najwyżej przeciętnie.

      – Zjedźmy tam! – zawołał Leef. – Przyjrzyjmy się dokładniej!

      Z bliska wszystko wyglądało mniej urzekająco. Zresztą, czy tak nie jest ze wszystkim? Tak wielka liczba ciepłych ciał, ludzkich i zwierzęcych, produkowała odpady w ilościach, które trudno było zliczyć, a jeszcze trudniej wąchać. Mniejsze i mniej imponujące zwierzęta – głównie psy i pchły, ale niewątpliwie także wszy – nie były widoczne z daleka, ale robiły dwukrotnie większe wrażenie, gdy stanęło się w tłumie. Płoszka zaczęła się zastanawiać, czy Drużyna nie jest odważną, ale lekkomyślną próbą przeniesienia wszystkich bolączek miejskiego życia na łono dziewiczej natury.

      Widząc to, niektórzy ze starszych członków Drużyny oddalili się od niej o dobre pięćdziesiąt kroków, by rozprawiać o trasie wędrówki, czyli kłócić się i raczyć trunkami. W tej chwili drapali się po głowach, patrząc na dużą mapę.

      – Odsuńcie się od tej mapy, bo zrobicie sobie krzywdę! – zawołał Słodki, kiedy się do nich zbliżyli. – Wróciłem, a wy zboczyliście z kursu na południe o całe trzy doliny.

      – Tylko o trzy? To znacznie lepiej niż się spodziewałem. – Wysoki, żylasty Kantyjczyk o kształtnej i łysej jak jajo głowie podszedł do przybyszy, uważnie przyglądając się Płoszce, Owcy i Leefowi. – Przyprowadziłeś przyjaciół.

      – To jest Owca, a to jego córka Płoszka. – Nie sprostowała tej drobnej pomyłki. – Muszę przyznać, że imię chłopca mi umknęło...

      – Leef.

      – O właśnie! A oto mój... pracodawca. – Słodki wypowiedział to ostatnie słowo tak, jakby samo uznanie jego istnienia ograniczało jego wolność. – Pozbawiony skruchy przestępca Abram Majud.

      – Miło mi was poznać – rzekł Majud serdecznie, pokazując złote przednie zęby i kłaniając się każdemu z osobna. – Zapewniam was, że stale odczuwam skruchę, odkąd utworzyłem tę Drużynę. – Jego ciemne oczy zapatrzyły się w dal, jakby wspominał przebyte mile. – Zrobiłem to w Keln, razem ze swoim partnerem Curnsbickiem. To surowy człowiek, ale ma głowę na karku. Wynalazł między innymi przenośną kuźnię. Wiozę ją do Fałdy, gdzie zamierzam otworzyć warsztat obróbki metali. Być może uda nam się także zdobyć działkę wydobywczą w górach.

      – Złoto? – spytała Płoszka.

      – Żelazo i miedź. – Majud pochylił się i ściszył głos. – Moim skromnym zdaniem tylko głupcy uważają, że złoto to dobry interes. Czy wasza trójka chce przyłączyć się do Drużyny?

      – Zgadza się – odparła Płoszka. – Również mamy coś do załatwienia w Fałdzie.

      – Dla wszystkich znajdzie się miejsce! Opłata wynosi...

      – Owca to groźny wojownik – wtrącił się Słodki.

      Majud umilkł i zacisnął usta, mierząc przybysza wzrokiem.

      – Bez obrazy, ale jest trochę... stary.

      – W tej kwestii nie będę się spierał – rzekł Owca.

      – Ja również mam już za sobą lata młodości – dodał Słodki. – Zresztą, ty także nie jesteś dziecięciem. Jeśli zależy ci na młodości, ten chłopak ma jej pod dostatkiem.

      Leef zrobił na Majudzie jeszcze mniejsze wrażenie.

      – Przydałby mi się ktoś w średnim wieku.

      Słodki parsknął.

      – Nie będzie ci łatwo go znaleźć. Mamy za mało wojowników. Duchy są żądne krwi, więc nie mamy czasu na cięcie kosztów. Możesz mi wierzyć, że stary Sangeed nie będzie z tobą negocjował cen. Albo przyjmiesz Owcę, albo ja odchodzę, a wtedy możesz krążyć w kółko, dopóki nie rozpadną ci się wozy.

      Majud podniósł wzrok na Owcę, a ten bez mrugnięcia odwzajemnił spojrzenie. Wydawało się, że pozostawił całą niepewność w Uczciwości. Wystarczyło kilka chwil, by Majud dostrzegł to, czego szukał.

      – A więc panicz Owca СКАЧАТЬ