Intruz. Marek Stelar
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Intruz - Marek Stelar страница 8

Название: Intruz

Автор: Marek Stelar

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Mroczna strona

isbn: 978-83-8195-139-5

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Pański brat, Kamil, miał to w szufladzie swojego biurka – powiedział major.

      Wciąż nie mogłem oderwać wzroku od zabawki.

      – Jaki był powód, że ABW grzebała w szufladzie jego biurka? – zapytałem.

      – Przełożeni mają prawo wglądu w stanowisko pracy swojego pracownika, to chyba normalne. Ach, nie wspomniałem, że to było biurko w jego miejscu pracy.

      – I znalezienie tam zabawki musi być od razu powodem powiadomienia ABW? Prawo zabrania trzymania w biurku takich rzeczy?

      Oleszczuk zamrugał gwałtownie, a kącik jego ust powędrował leciutko do góry.

      – Chce mi pan powiedzieć, że nie ma pan pojęcia, co brat robił w życiu? Gdzie pracował?

      Milczałem, pełen najgorszych przeczuć. Na twarzy Oleszczuka malowało się niebotyczne zdziwienie.

      – Nie wie pan, że był funkcjonariuszem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego? – zapytał.

      Zastygłem w bezruchu. Nagle poczułem, że mój mózg jest wyjałowiony z myśli o czymkolwiek i kimkolwiek. Owszem, nie miałem pojęcia. Naprawdę nie wiedziałem, że mój brat pracował w ABW. Nic dziwnego; przecież nie wiedziałem o nim prawie niczego. Poczułem, że zasycha mi w gardle, a kiedy usiłowałem przełknąć ślinę, przyschnięty język tylko lekko drgnął, lecz nie dotknął ściany gardła, by ją zwilżyć.

      – Co to znaczy „był”? – zapytałem, kiedy odzyskałem już głos.

      – Tak mi się powiedziało – wycedził Oleszczuk. – JEST pracownikiem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jak na razie, formalnie rzecz biorąc, faktycznie wciąż nim jest…

      – To jakiś dowcip?

      – Nie. Żarty odkładamy na bok, panie Adrianie, bo tu nie ma na nie miejsca. Więc jak? – Podstawił mi samolocik niemal pod sam nos. – Pan, czy nie pan?

      – Pewnie ja. – Potarłem skroń i pod opuszkami palców poczułem tętent krwi w nabrzmiałych pod skórą żyłach. – Tylko co to ma oznaczać?

      – Nie domyśla się pan?

      – Nie. – Miałem nadzieję, że wzruszenie ramionami wystarczy; że Oleszczuk nie będzie ode mnie wymagał pełniejszej odpowiedzi.

      Myliłem się.

      – Na pewno?

      Spojrzałem mu w twarz.

      – Czego pan ode mnie oczekuje; mam teraz powiedzieć, że kłamałem? Że się jednak domyślam? Będzie pan pytał, aż uzyska satysfakcjonującą odpowiedź?

      – Dlaczego akurat samolot?

      Znowu mnie zatkało. Przez głowę przeszła mi myśl, że wszystko, co działo się w tym pokoju, zakrawa na jakiś ponury żart, nawet pomimo deklaracji Oleszczuka sprzed chwili.

      – Nie rozumiem. – Ponownie wzruszyłem ramionami. – Skoro Kamil był pracownikiem ABW, to musieliście go prześwietlić. Chce mi pan wmówić, że umknęło wam… coś takiego?

      – Chciałbym usłyszeć to od pana, niezależnie od tego, czego dowiedzieliśmy się sami i co opowiedział nam o tym pański brat, a co jest w jego teczce personalnej. Słucham.

      Poczułem, jak oblewa mnie fala gorąca. Kiedy miałem mówić o tym, co sprawiło, że moje życie wyglądało tak, jak wyglądało, zaczynałem się niemal trząść i na przemian oblewałem się zimnym potem albo odczuwałem uderzenia tych cholernych fal gorąca, które sprawiały, że czerwieniłem się jak panna na balu. To siedziało we mnie tak głęboko, że nie było możliwości, bym się tam dokopał. Nie sam. A kogoś innego nie chciałem prosić o pomoc. Nawet Laury.

      – Mój ojciec zmarł w dziewięćdziesiątym trzecim roku na pokładzie samolotu lecącego do Lizbony – powiedziałem w końcu powoli. – To jedyny związek, jaki widzę w tej sprawie. Nie, jest jeszcze drugi. Praca. Jak się właśnie okazało, przykład ojca nie nauczył mojego brata niczego…

      Wciąż jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w modelik.

      – Uhm… – Oleszczuk siedział bez ruchu na krawędzi stolika i z kolei wpatrywał się we mnie.

      – To wszystko. – Wzruszyłem ramionami.

      – Wszystko?

      – Tak, wszystko.

      – Pana ojciec był funkcjonariuszem służb…

      – Zgadza się, był etatowym pracownikiem Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa. To bardzo stresująca praca, więc nic dziwnego, że w wieku czterdziestu sześciu lat dopadł go zawał…

      – Skąd pan wie, że ta praca jest stresująca?

      – Umarł podczas podróży służbowej. A skoro został do tej pracy przyjęty, zakładam, że przeszedł wcześniej szczegółowe badania lekarskie, które wykluczyły wrodzoną wadę serca lub jego chorobę. Zatem wnioski nasuwają się same.

      – Bardzo przeżył pan jego śmierć? – Pytanie było zadane dokładnie takim samym tonem jak poprzednie.

      Ton odpowiedzi, jakiej udzieliłem, różnił się od wcześniejszego.

      – A jak pan myśli, panie majorze? – Zdobyłem się na sztuczny uśmiech.

      To był nieokreślony grymas dolnej części twarzy, który naśladował uśmiech wyłącznie z powodu uniesienia kącików ust. Oczy nie brały w tym udziału. Nie musiałem mieć przed sobą lustra, żeby to wiedzieć.

      – Ja nie jestem tu po to, żeby się czegoś domyślać. Ja pytam, pan odpowiada. Na tym to polega, rozumie pan?

      Wbiłem wzrok w ścianę za Oleszczukiem. Oklejona raufazą w nieokreślonym kolorze przypominała usianą wągrami skórę trupa.

      – Przeżyłem śmierć ojca tak bardzo, jak tylko może przeżyć ją wrażliwy trzynastolatek – odparłem twardo. – Choć mojego taty prawie nigdy nie było w domu i można powiedzieć, że w związku z tym prawie go nie znałem, i tak był to dla mnie cios, po którym chyba nie podniosłem się do dziś. Rozumie pan, co mam na myśli, panie doktorze?

      Oleszczuk nie zareagował na zaczepkę.

      – A pana brat? Jak on to przeżył? – zapytał spokojnie.

      – Inaczej – odparłem. – Po swojemu. Ja byłem zrozpaczony, on wściekły. Ja zamknąłem się w sobie, on o wszystko pytał. Ja uciekłem w świat książek i filmów, on w łobuzerkę. Co prawda nigdy nie miał kłopotów z prawem, ale lubił znikać z domu. Nocował w namiocie w lesie, wyjeżdżał na jakieś wyprawy stopem, nic nie mówiąc matce, zostawiał mi tylko krótkie liściki. Już w szkole średniej praktycznie straciliśmy ze sobą kontakt, zresztą chodziliśmy do innych szkół, ja do liceum, on do technikum. Kiedy on robił maturę, ja już studiowałem. СКАЧАТЬ