Название: Intruz
Автор: Marek Stelar
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Шпионские детективы
Серия: Mroczna strona
isbn: 978-83-8195-139-5
isbn:
Tak też zrobiłem. Wstałem od biurka, ściągnąłem z wieszaka w przedpokoju kurtkę i wyszedłem, zatrzaskując za sobą drzwi. Chwila wahania na klatce schodowej i sprawdzenie kieszeni, czy na pewno w którejś jest klucz, przypomniały mi jak zwykle, że od kilku tygodni jestem sam. Gdybym nie zabrał tych cholernych kluczy, moja żona nie mogłaby mi otworzyć drzwi mieszkania z tego powodu, że jej w nim po prostu nie było. Razem byliśmy już chyba tylko na formularzu wniosku o kredyt wzięty na to mieszkanie. Adrian i Laura Wicha. Obecnie wyłącznie Adrian Wicha. Prawie rozwodnik. To tylko kwestia czasu. Jeszcze jedna rzecz, jaką w życiu spierdoliłem. Na własne życzenie, z powodu karmy czy jakiejkolwiek innej przyczyny, na którą nie miałem wpływu; to nieistotne.
Byłem sam.
Laura wyprowadziła się do rodziców kilka tygodni temu, poprosiła, żebym nie przychodził ani tam, ani do jej pracy. Uszanowałem to. Może właśnie nie powinienem był tak robić, może powinienem walczyć, skamleć o litość, pobiec tam z bukietem kwiatów, stanąć pod oknem i wołać ją po imieniu, mając gdzieś sąsiadów, ale nie, nie zrobiłem tak. Zamiast tego jak zwykle pokiwałem głową i przystałem na jej prośbę. „Zastanów się nad sobą, Adrian – powiedziała pewnego wieczoru, po raz kolejny. – Zastanów się, gdzie w życiu jesteś, gdzie chciałbyś być i gdzie powinieneś. Czy to, co osiągnąłeś, jest szczytem twoich możliwości, czy stać cię na więcej…” Nie musiała dodawać, że w jej mniemaniu nie osiągnąłem zbyt wiele. Radca prawny w urzędzie miejskim nie był dla niej szczytem moich możliwości.
Najzabawniejsze, że się z nią zgadzałem. Nie, to jednak wcale nie było zabawne. Tamten wieczór był ostatnim wspólnym wieczorem. Następnego dnia nie wróciła z pracy do domu, tylko zadzwoniła i poinformowała, że ma dość. Nie ma kochanka ani kochanki, tylko ma dość życia z kimś bez ambicji, woli walki i szans na zwycięstwo. „Walka i zwycięstwo? A gdzie miłość?” – zapytałem naiwnie przez ściśnięte gardło, a ona nie odpowiedziała.
Od tamtej pory minęło parę tygodni, a ja wciąż nie zastanowiłem się nad sobą. Nie w tym sensie, w jakim Laura chciała, bym to zrobił. Nie musiałem się nad tym zastanawiać. Wbrew pozorom nie jestem idiotą i wiedziałem, czemu tak jest. Ona też, ale ta wiedza w pewnym momencie naszego wspólnego życia przestała być istotna.
Dochodząc do budynku biblioteki, wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Laury. To nie tak, że nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Mieliśmy, ale to był ersatz życia małżeńskiego. Wyłącznie przez telefon i wyłącznie proste sprawy. Czułem, że za każdym razem ona czeka, aż powiem coś, co chciałaby usłyszeć, ale nie byłem na to jeszcze gotowy. Na co czekałem? To jak z paniką: kiedy jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie, odbiera ci możliwość jakiegokolwiek działania. Kamieniejesz i giniesz, nie będąc w stanie wykonać najmniejszego ruchu. Nie poruszając tematu, na którym zależało Laurze najbardziej, narażałem się na to, że w końcu nie odbierze telefonu, a kontaktować się będziemy już wyłącznie przez prawnika. Zegar tykał, czas uciekał, a ja nic z tym nie robiłem.
– Hej – mruknąłem, kiedy Laura odebrała. – Wypożyczałaś ostatnio książkę z biblioteki?
– Przepraszam bardzo: dzwonisz tylko po to, żeby zapytać, czy wypożyczyłam książkę? – zapytała po chwili wahania.
– Tak – odparłem. – Wspaniały świat czy coś takiego. Leżała na twojej półce…
Milczała przez chwilę, ale kiedy odpowiedziała, jej głos był już pewny i zdecydowany.
– Znalazłam ją przedwczoraj pod drzwiami.
– Przedwczoraj? Byłaś u mnie… U nas?
– Wpadłam po żelazko, kiedy byłeś w pracy. Mamie się spaliło. Coś nie tak? O ile pamiętam, mieszkanie jest wspólne?
– Oczywiście. – Westchnąłem. – Wracając do tej książki…
– Myślałam, że tobie wypadła na klatce, więc położyłam na półce.
– Ale zapomniałaś mi o tym powiedzieć.
– Owszem – potwierdziła sucho. – Coś jeszcze?
– Nie, to wszystko.
– No, to skoro wszystko, to na razie. – Rozłączyła się, nie czekając na moją reakcję.
Tik-tak, tik-tak…
Szyba w starych, jeszcze poniemieckich drzwiach biblioteki zadrżała niebezpiecznie, dźwięcząc w drewnianych ramach. W środku było cicho i pusto jak w moim życiu. Podszedłem do kontuaru, za którym siedziała dziewczyna w okularach, i podałem książkę, mówiąc „dzień dobry”. Zeskanowała kod z naklejki, poklikała myszą i spojrzała na mnie.
– Opłata za nieterminowy zwrot wynosi osiemdziesiąt groszy – poinformowała, nie patrząc na mnie, tylko sięgnęła gdzieś do tyłu, do małego regału stojącego za jej plecami.
Wyciągnąłem portfel i wyskrobałem kilka monet. Dziewczyna przyjęła je, a potem podała mi jakąś książkę.
– Proszę, to zamówiona pozycja.
– Ale ja niczego nie zamawiałem!
Byłem coraz bardziej zdziwiony.
– Zamawiał pan – powiedziała bibliotekarka z przekonaniem.
Rozejrzałem się po regałach z książkami.
– Mogę wiedzieć, od kiedy jestem czytelnikiem tej biblioteki? – zapytałem.
Dziewczyna położyła książkę obok klawiatury i zerknęła w ekran.
– Od miesiąca.
Pokiwałem głową. Nie przypominałem sobie momentu, w którym tu się zapisywałem, bo coś takiego po prostu się nie zdarzyło. Zastanawiałem się, jakim cudem nastąpiła taka pomyłka, skoro rejestracja do biblioteki wymagała okazania dowodu osobistego?
– Dziękuję – mruknąłem, biorąc książkę.
Podrzuciłem ją lekko w dłoni, nie bardzo wiedząc, co z nią zrobić. Prawie nie czytam. Mam sporo wolnego czasu, ale od dawna nie czytam dla rozrywki, a jedynie książki i czasopisma branżowe. Prawo zmienia się co rusz, a ja muszę być na bieżąco. Zszedłem po zewnętrznych schodkach i poczułem pod palcami, że coś wysuwa się spomiędzy kartek. Przystanąłem i przyjrzałem się książce. Wyglądało, jakby jedna z kartek odkleiła się i teraz wystawała СКАЧАТЬ