Intruz. Marek Stelar
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Intruz - Marek Stelar страница 3

Название: Intruz

Автор: Marek Stelar

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Шпионские детективы

Серия: Mroczna strona

isbn: 978-83-8195-139-5

isbn:

СКАЧАТЬ nie powinna interesować.

      – Owszem. Ale zabezpieczanie się przed ryzykiem jest moim priorytetem. Jak wspomniałem przed chwilą, dbam o to wyjątkowo, niemal obsesyjnie. To dlatego działam na rynku tych usług tak długo.

      – Ja to rozumiem. Tylko że… Wie pan, że mogę powiedzieć panu cokolwiek?

      – Wiem. Ale liczę na szczerość i uchylenie przynajmniej rąbka tajemnicy.

      – Dobrze. Myślę, że i tak wiele zdradził panu mój wygląd, tego przecież nie da się ukryć, choć zawsze mógłbym twierdzić, że to przypadek. Ale to nie przypadek. Reprezentuję dużą, ale bardzo dyskretną grupę wpływów działającą głównie w Chinach kontynentalnych i na Tajwanie. Grupę biznesmenów kilku poważnych i rozwojowych branż. Jesteśmy czymś w rodzaju konsorcjum. Interesy robimy jednak na całym świecie. I nie, nie jest to żadna z triad. Można nawet powiedzieć, że nasze stosunki z władzami są… dość poprawne.

      – Z którymi władzami?

      – Wie pan: pieniądze nie mają poglądów politycznych. – Czang upił łyk czekolady. – Tak więc żyjemy dobrze z obiema. Ma pan z tym jakiś problem, Marius?

      – Żadnego. Ja też nie mam poglądów politycznych.

      Podszedł kelner z tacą i dwiema filiżankami brzęczącymi cicho na spodkach. To Marius zawsze tu lubił: szybką i profesjonalną obsługę.

      Czang pokiwał ze zrozumieniem głową, wziął łyżeczkę i zanurzył ją w gęstej czekoladzie. Marius obserwował, jak delikatnie rozrywa lekki kożuch, który uformował się na powierzchni stygnącego napoju. Czang rozejrzał się po kawiarni.

      – To jakaś pedalska knajpa? – zapytał, oblizując i odkładając łyżeczkę na spodek.

      W oczach Mariusa pojawił się błysk. Na ułamek sekundy jego powieki uniosły się niemal niedostrzegalnie, ale Czang to zauważył.

      – Uraziłem pana? – Rzadkie, czarne brwi powędrowały w górę.

      – Nie. – Marius wzruszył ramionami. – Te kwestie również nie mają dla mnie znaczenia. Absolutnie żadnego. Jestem neutralny pod każdym względem. Każdym, panie Czang.

      – Rozumiem. I szanuję to. Wracając do zlecenia i do tego, dlaczego chcemy współpracować akurat z panem; interesował nas ktoś, który zna miejscowe realia, i choćby z tego względu Rosjanie i Czeczeni są wykluczeni. – Czang się roześmiał. – Nasi wspólni znajomi zaproponowali nam właśnie pana. Rozumiem, że zna pan miejscowe zwyczaje i bez problemu porusza się w polskich realiach?

      – Skąd te wątpliwości?

      – Pański samochód ma holenderskie tablice. Pan z kolei ma holenderskie obywatelstwo, to akurat wiem na pewno od ludzi, których obaj znamy. Żywię pewne obawy związane z sytuacją, że powrócił pan do swojego kraju po wielu latach i nie do końca jest zorientowany, jakie zmiany w nim zaszły. To byłoby niedopuszczalne…

      – O to proszę się nie obawiać. Wróciłem do Polski wiele lat temu. To wystarczający okres, żeby się znów zaadaptować.

      – Zgadza się. Uspokoił mnie pan. Czyli trafiliśmy dobrze.

      – Oczywiście. O co chodzi?

      Czang upił dwa łyki czekolady. Oblizał wąskie usta i odstawił filiżankę. Marius przypatrywał mu się bez skrępowania.

      Wyglądali jak dwaj przypadkowi ludzie, którzy spotkali się w przypadkowym miejscu i toczyli niezobowiązującą pogawędkę na luźne tematy. Ktoś, kto spojrzałby na nich z boku, na przykład kelner zerkający zza kotary, mógłby nawet wziąć ich za gejów, którzy spotkali się najpierw w sieci, a teraz tutaj, i siedząc obok siebie na kanapie dyskretnej loży, badają się wzajemnie, sprawdzając, czy mogą i chcą pójść krok dalej.

      Marius zawsze się starał, by tak właśnie wyglądały te pierwsze spotkania.

      Niewinnie.

      Czang położył ręce na stole i splótł palce. Miał niewielkie dłonie z zadbanymi, lekko kwadratowymi paznokciami.

      – Poszukujemy człowieka, który ma coś bardzo dla nas cennego. To twarde dyski z danymi dotyczącymi pewnego projektu badawczego. Nie musi pan znać żadnych szczegółów w tym zakresie. Chodzi wyłącznie o odnalezienie człowieka i urządzeń. Zlecenie obejmuje obie te rzeczy. Ekstrakcja, że użyję bliskiej panu nomenklatury, jest możliwa dopiero PO odzyskaniu dysków, lub przynajmniej jednego z nich. Jeden to ostateczność, bo choć na obu jest ta sama zawartość, to my nie jesteśmy zainteresowani tym, żeby te dane trafiły do kogoś prócz nas. Powtarzam: ekstrakcja następuje nie po uzyskaniu informacji, gdzie są dyski, tylko po tym, jak będzie pan miał je w ręku.

      – Skąd będę miał pewność, że to te, o które wam chodzi? Prawdopodobnie będą zaszyfrowane, a przynajmniej zabezpieczone przed nieautoryzowanym dostępem.

      – Dostanie pan ich numery seryjne. Dopiero po potwierdzeniu autentyczności dysków może pan zlikwidować człowieka, który je miał. Czy to jasne?

      – Oczywiście.

      – Cieszę się.

      – Kim jest nasz cel?

      Czang wyciągnął z kieszeni niewielki pudełko. Otworzył je, wyjął z niego pendrive i pokazał go Mariusowi.

      – Tu ma pan jego podstawowe dane. A także pozostałe istotne informacje. Człowiek ten jest obecnie poszukiwany przez polskie służby specjalne. I tak się składa, że jest również funkcjonariuszem tych służb…

      Marius siedział przez chwilę w bezruchu. Czang spojrzał na niego i zapytał z lekkim zaskoczeniem w głosie:

      – Czy to dla pana problem?

      – To trochę zmienia postać rzeczy… – odparł ostrożnie.

      – Jak bardzo?

      – Będzie to nieco trudniejsze, niż myślałem. Ale oczywiście jest do zrobienia.

      Czang pokiwał głową, lekko wydymając usta okolone delikatnym i rzadkim zarostem.

      – To oczywiste, że poziom komplikacji rośnie – powiedział. – Jeśli mogę coś zasugerować: w zasadzie rzecz sprowadza się do tego, żeby iść śladem tych, którzy pójdą śladem naszego celu. Myślę, że tak będzie najprościej. Problem w tym, że jeśli służby znajdą go przed panem, będzie pan musiał go jakoś przejąć. Razem z dyskami, oczywiście, choć wątpię, żeby nosił je przy sobie. Nie znam pana możliwości, ale oczywiście jeśli uzna pan, że jest w stanie odszukać go sam, to nie ma sprawy. Ma pan wolną rękę.

      – Myślę, że zacznę tak, jak pan proponuje. Jak mam namierzyć ludzi poszukujących naszego człowieka?

      – Wszystkiego dowie się pan w ciągu kilku dni. Operacja polskich służb jest obecnie w fazie przygotowania. Wszelkie informacje o poszukiwaniach prowadzonych przez Polaków będą aktualizowane na bieżąco.

      – Jakim СКАЧАТЬ