Название: Intruz
Автор: Marek Stelar
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Шпионские детективы
Серия: Mroczna strona
isbn: 978-83-8195-139-5
isbn:
Warszawa, październik 2018
Marius starannie układał narzędzia w odpowiednich przegródkach. Metodycznie i skrupulatnie. Jego uwielbienie porządku graniczyło z obsesją i wiedział o tym, ale uważał, że właśnie dzięki temu osiągnął w życiu tyle, ile osiągnął. A przede wszystkim dzięki temu był bezpieczny.
Sprzątał swój gabinet sam. Sąsiednie gabinety należące do jego kolegów po fachu obsługiwały Ukrainki z firmy porządkowej wynajętej przez klinikę, ale on odmówił tej usługi. Nie ze względów finansowych, o finanse akurat nie musiał się martwić. I również nie dlatego, że miał tu rzeczy, których nie powinno być w gabinecie stomatologicznym, tylko dla zasady. O własne śmieci dba się samemu. Spryskał blat octeniseptem i wytarł starannie szmatką. Właśnie zabierał się do opróżniania czerwonego worka z odpadami, kiedy zadzwonił jeden z jego dwóch telefonów. Ten ważniejszy. Spojrzał na zegarek: była dokładnie dziewiętnasta. O takiej, wyłącznie takiej, porze mógł dzwonić tylko ktoś, kto wiedział, że on odbierze go tylko o tej godzinie. Wziął telefon z blatu i odebrał.
– Tak? – rzucił krótko.
– Dobry wieczór. – Człowiek po drugiej stronie mówił po angielsku z obcym akcentem, ale on nie potrafił ocenić z jakim. – Czy rozmawiam z Mariusem?
– Tak.
– Chciałbym się umówić na wizytę. Pilną.
– Rozumiem. Gdzie pan jest?
– Godzinę temu przyleciałem do Warszawy. Jestem jeszcze na lotnisku.
– Dwudziesta, „Alhambra”, Aleje Jerozolimskie trzydzieści dwa.
– Jak się rozpoznamy?
– Ma pan rękawiczki?
– Mam. – W głosie dało się słyszeć lekkie zdziwienie.
– Proszę położyć jedną na stoliku. Do zobaczenia. – Rozłączył się.
Nie było potrzeby kontynuowania rozmowy przez telefon i tamten również to wiedział. Za godzinę pozna szczegóły. Dokończył sprzątanie gabinetu, potem przebrał się i wyszedł. Włączył alarm i zamknął drzwi na klucz. Skierował się na wewnętrzny parking i wsiadł do samochodu. Miał trzydzieści osiem minut, ale chciał być przed czasem. Ryzyko, że się spóźni z powodów niezależnych od niego, istniało zawsze, po to właśnie była rękawiczka; na wszelki wypadek.
Na szczęście zdążył. Na miejscu był za piętnaście ósma, znalazł wolne miejsce na chodniku i zaparkował. Siedział w samochodzie i obserwował wejście do kawiarni.
„Alhambra” była gejowskim lokalem. Półoficjalnym w latach osiemdziesiątych, później, kiedy nie trzeba było się już aż tak ukrywać, zrobiła się jeszcze bardziej popularna. Kiedyś dawali tu świetną czekoladę pitną, lepszą niż u Wedla, lokal miał klimat i zapewniał dyskrecję, na czym Mariusowi zależało najbardziej.
Za dwie dwudziesta na ulicy tuż obok jego samochodu zatrzymała się taksówka. Nie miała oznaczeń korporacji, a wyłącznie numer boczny i koguta z napisem TAXI. Bezpiecznie schowany za przyciemnianymi szybami swojego sportowego audi Marius patrzył, jak wysiada z niej mężczyzna w staromodnym kapeluszu na głowie. Kiedy cień ronda zszedł na chwilę z jego twarzy, z zaskoczeniem zobaczył twarz Azjaty. Chińczyk zatrzasnął drzwi taksówki, wszedł na chodnik i pewnym krokiem podążył w kierunku wejścia do „Alhambry”. Po chwili zniknął w środku. Marius odczekał chwilę, a potem zrobił to samo.
Kiedy wszedł do lokalu, Chińczyk, już bez płaszcza i kapelusza, kładł właśnie rękawiczkę na stoliku. Podszedł i usiadł obok, zdejmując ją z blatu i podając właścicielowi.
– Marius – powiedział cicho, nie licząc nawet, że tamten również się przedstawi.
Nie pomylił się. Przyglądał mu się przez chwilę, dokonując w myślach szybkiej oceny. Na oko pięćdziesiąt pięć, sześćdziesiąt lat, ale Marius nie był pewien. Ubrany po europejsku, ale krój płaszcza i ten śmieszny kapelusz mogły świadczyć o tym, że przebywał w Europie Zachodniej od dawna i przyzwyczajony do mody z dawnych lat nie zamierzał podporządkowywać się jej nowym trendom.
– Taksówkarze mają u was złodziejskie stawki – poskarżył się Chińczyk.
– Trzeba brać taksówki z korporacji – odpowiedział. – Słucham pana.
Chińczyk również przyglądał mu się dłuższą chwilę.
– Wygląda pan bardzo niepozornie – wypalił.
Marius pomyślał, że jest bardzo bezpośredni. Nie przejął się tym; i bez niego wiedział, jak wygląda. Potraktował to jako wskazówkę.
– Wygląd nie ma znaczenia – odparł. – Pan również wygląda niepozornie.
– Oczywiście. – Tamten lekko przekrzywił głowę i Marius stwierdził, że ta uwaga mogła być elementem testu.
Podszedł kelner i wręczył im karty. Kiedy wzięli je do ręki, natychmiast dyskretnie się oddalił. Marius odłożył kartę na przykryty karminowym obrusem stół, przybysz zaś swoją otworzył i zaczął przeglądać.
– Jest pan podobno bardzo skuteczny? – ni to zapytał, ni stwierdził Chińczyk, wpatrzony w zdjęcia koktajli, kaw i deserów.
– Owszem.
– I dość drogi?
– Proszę zatrudnić Rosjanina albo Czeczena, jeśli pana na mnie nie stać. Są tańsi.
Cień uśmiechu przemknął po twarzy Chińczyka. Przeniósł wzrok na Mariusa, zamknął kartę i odłożył ją na blat.
– Nie będzie takiej potrzeby. Mam pan rewelacyjne referencje. W tej branży są bardzo cenne. Można wierzyć im bez zastrzeżeń; to nie entuzjastyczne opinie użytkowników mediów społecznościowych, tylko poparte twardymi dowodami realne polecenia.
Marius uśmiechnął się ze skromnością.
– Tak się składa, że bardzo dbam o to, żeby tych dowodów było jak najmniej – wyjaśnił, a Chińczyk roześmiał się cicho i wykonał ruch przypominający grożenie palcem.
Chciał coś powiedzieć, ale w tej samej chwili do stolika podszedł kelner.
– Czy panowie już się zdecydowali?
Chińczyk zamówił gorącą czekoladę z chili i cynamonem, Marius poprzestał na kawie. Dziś czekolada była tu taka sama jak wszędzie indziej.
– Pozwoli pan, że na początek zadam kilka pytań – zaczął po chwili.
Chińczyk uprzejmie skłonił głowę.
– Proszę bardzo.
– Jak mam się do pana zwracać? Chodzi o wygodę. Wyłącznie.
СКАЧАТЬ