Название: Intruz
Автор: Marek Stelar
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Шпионские детективы
Серия: Mroczna strona
isbn: 978-83-8195-139-5
isbn:
Nie lubię, jak ktoś nazywa mnie palantem.
* * *
Wracaliśmy do Emowa znów przez centrum. Tym razem kierowca nie zgubił się na uliczkach Ursynowa. Siedziałem z tyłu, obok mnie siedział Oleszczuk, wciąż chyba trochę zły z powodu tego, co zrobiłem w mieszkaniu starszej pani.
– Po co w ogóle był ten test? – zapytałem obojętnie.
– Nie rozumiem?
– Po co był ten test, skoro i tak miałem go zdać?
Żuchwa Oleszczuka cofnęła się lekko. Miał minę matki przeszukującej historię przeglądania stron w tablecie nastoletniego syna.
– Dlaczego uważasz, że miałeś go zdać? – Zmarszczył brwi.
– Ta miła pani przyniosła mi herbatę niespełna minutę po tym, jak wszedłem do jej mieszkania. Miałem tam wejść i dostać tę herbatę, cokolwiek by się działo, prawda?
– Może akurat właśnie ją zrobiła? Sobie?
– Były dwie herbaty. Czekały na nas. Na nią i na mnie.
– A może po prostu dorobiła szybko drugą, bo miała gotową esencję?
– Kiedy ta pani podała mi moją filiżankę, herbata nie była już wrzątkiem. Zdążyła przestygnąć. Poza tym w kuchni była zajęta, ale nie robieniem mi herbaty. Rozmawiała z tobą przez telefon, kiedy czekałem na nią przy oknie. Pewnie musiała zapytać o dyspozycje w związku z nieoczekiwanym obrotem sytuacji.
Oleszczuk spojrzał na mnie zezem i oklapł lekko na kanapie.
– Nie za sprytny jesteś? – zapytał cierpko i z jakąś rezygnacją w głosie.
– Nie, ja tylko kojarzę fakty. Ty też zresztą się zdradziłeś…
– Co? Ja?
– Tak. Tłumacząc mi zasady testu, powiedziałeś o herbacie. Nie kawie, wodzie czy czymkolwiek do picia. Jakbyś od razu zakładał, że to będzie herbata. Powiedziałeś też: filiżanka. Że mam stać w oknie z filiżanką w ręku. Ty po prostu wiedziałeś, że to będzie herbata, bo to pewnie zawsze jest cholerna herbata w cholernej filiżance. To powiesz mi, po co był ten test, poza kompletną stratą czasu? Przecież i tak to ja muszę grać w tę grę Kamila. Nikt inny. Po co to było? – Wskazałem za siebie, nie oglądając się.
Oleszczuk popatrzył jakoś smutno w nieokreślone miejsce gdzieś na horyzoncie.
– Kurwa, bo coś muszę wpisać do papierów! – rzucił nagle z goryczą. – Myślisz, że to jest MI6, a ty jesteś pierdolonym Bondem? Jebał pies, że ta operacja ma najwyższy priorytet! Tu jest Polska, chłopie, mamy coś takiego jak Najwyższa Izba Kontroli, a ty jesteś cholernym… Nie, ty nawet nie jesteś żółtodziobem! – Popatrzył, jakby widział mnie pierwszy raz, i nie spodobało mu się to, co zobaczył. – Ty jesteś totalnym amatorem. Pokuszę się o wyrafinowane porównanie, żeby ci to dobrze wytłumaczyć: jesteś prawiczkiem, którego przyprowadzili do gwiazdy porno, żeby pokazał jej coś, czego jeszcze w seksie nie widziała. Żeby ją zadziwił, rozumiesz? I co teraz zrobisz, synku? Jak zadziwisz pannę Sashę Grey?
Patrzyłem przez boczną szybę samochodu na skyline Warszawy, mniej więcej w to samo miejsce, w które przed chwilą wbijał smutny wzrok major, tylko że ja się zastanawiałem, kiedy to wszystko wyrosło z ziemi. Nie byłem tu całe wieki.
– Jak ją zadziwię? – zapytałem spokojnie Oleszczuka.
– No właśnie, jak?
– Otóż mam wielkie jaja.
– Co masz!? – Spojrzał na mnie zdumiony.
– Mam wielkie jaja – powtórzyłem. – Pokażę Sashy moje wielkie cojones. I tym ją zadziwię. Co ty na to?
Naprawdę w to uwierzyłem. Przez tę jedną, krótką chwilę wierzyłem, że wbrew temu, co przyniosło mi życie, stać mnie jednak na wiele. Że nie jestem życiową pizdą, której życie kręci się wokół pracy za biurkiem i telewizora, i nawet wypuszczenie się na kilkunastokilometrową przebieżkę trzy razy w tygodniu nie jest w stanie tego zmienić.
Oleszczuk pokręcił głową, obrzucając mnie wymownym spojrzeniem, w którym było rozbawienie zmieszane z podziwem, a przynajmniej tak sądziłem.
– Jedno ci muszę przyznać – powiedział w końcu major. – Masz tupet.
– Nie tupet, Arek – odparłem zadowolony z siebie. – Jaja. Mam jaja…
Jadąc do Emowa, stanęliśmy po drodze na obiad w jakiejś knajpie na wylotówce z Warszawy. Kierowca jadł z nami, ale przez cały czas nie odezwał się słowem. Po posiłku Oleszczuk wytarł usta papierową serwetką, pogłaskał się po brzuchu i powiedział:
– No, obiad zjedzony; dzień zaliczony. Na dziś wolne. Jutro z samego rana dwa spotkania, w tym jedno z kimś, o kim ci mówiłem, a potem lecimy do Szczecina.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.