Zaklinacz. Donato Carrisi
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zaklinacz - Donato Carrisi страница 13

Название: Zaklinacz

Автор: Donato Carrisi

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современные детективы

Серия: Mila Vasquez

isbn: 978-83-8125-988-0

isbn:

СКАЧАТЬ cenna zdobycz, którą zwabił z takim wysiłkiem, była stracona.

      A w tamtym momencie ofiarą był bez wątpienia on sam.

      Napastnik rozluźnił chwyt na jego szyi i cisnął go na ziemię, po czym przestał się nim interesować i zawrócił do auta. No tak, poszedł po broń, żeby mnie wykończyć! I kierowany rozpaczliwym instynktem przetrwania zaczął się czołgać po mokrej i chłodnej ziemi, chociaż facetowi w kominiarce wystarczyłoby kilka kroków, żeby go dopaść i dokończyć to, co rozpoczął.

      Ile głupich rzeczy robią ludzie, kiedy próbują uciec przed śmiercią, rozmyślał teraz, jadąc autem. Niektórzy na widok lufy pistoletu wyciągają rękę, czego jedynym rezultatem jest dziura w dłoni. Są też tacy, którzy uciekają przed pożarem, rzucając się z okien wysokich budynków… Wszyscy chcą uniknąć tego, co nieuniknione, i tylko się ośmieszają.

      Nie uważał, że należy do tego rodzaju osób. Zawsze był pewny, że potrafi godnie stanąć twarzą w twarz ze śmiercią. Przynajmniej do tej nocy, kiedy zaczął pełznąć jak robak, naiwnie błagając o ratunek. Z trudem pokonał zaledwie kilka metrów.

      A potem stracił przytomność.

      Świadomość przywróciły mu dwa uderzenia w twarz. Facet w kominiarce wrócił. Stał nad nim i wpatrywał się w niego zgasłymi, przyćmionymi oczami. Nie miał broni. Ruchem głowy wskazał auto i powiedział tylko: „Jedź, Alexandrze, i nie zatrzymuj się”.

      Mężczyzna w kominiarce znał jego imię.

      Z początku wydało mu się to oczywiste. Potem, gdy się nad tym zastanowił, to właśnie przeraziło go najbardziej.

      Odjechać. W tamtym momencie nie wierzył własnym uszom. Podniósł się z ziemi, chwiejnym krokiem dotarł do samochodu, starając się zrobić to jak najszybciej z obawy, że tamten może zmienić zamiar. Natychmiast usiadł za kierownicą, wciąż mając zamglony wzrok. Ręce trzęsły mu się tak, że z trudem uruchomił silnik. Gdy wreszcie to zrobił, zaczęła się długa noc na drodze. Znaleźć się jak najdalej od tamtego miejsca, możliwie jak najdalej…

      Benzyna, pomyślał, próbując wrócić do rzeczywistości.

      Bak jest prawie pusty. Zaczął się rozglądać za tablicami zapowiadającymi stację benzynową, zadając sobie pytanie, czy to także stanowi część zadania, jakie wyznaczono mu tej nocy.

      Nie zatrzymywać się.

      Do pierwszej w nocy jego myśli wypełniały dwa pytania. Dlaczego facet w kominiarce pozwolił mu odjechać? Co się wydarzyło, gdy leżał nieprzytomny?

      Otrzymał odpowiedź, gdy mógł już względnie jasno myśleć, a do jego uszu zaczął dochodzić ten odgłos.

      Odgłos ocierania się czegoś o karoserię, któremu towarzyszyły rytmiczne, głuche uderzenia, posępne i bezustanne tum, tum, tum. Tak, zrobił coś przy samochodzie. Prędzej czy później któreś koło odpadnie od półośki, stracę panowanie nad kierownicą i rozbiję się! Ale nic takiego nie nastąpiło. Bo nie był to hałas mechaniczny. Ale to zrozumiał później… Choć nie mógł pogodzić się z tą myślą.

      W tym momencie ukazała się tablica: najbliższa stacja benzynowa znajduje się w odległości niecałych ośmiu kilometrów. Powinien do niej dojechać, ale będzie musiał się pospieszyć z tankowaniem.

      Na tę myśl po raz kolejny obejrzał się za siebie.

      Ale nie kierował uwagi na drogę, którą zostawiał za plecami, ani na samochody jadące za nim.

      Nie, jego wzrok zatrzymywał się bliżej, dużo bliżej.

      To, co go ściga, nie znajduje się tam, na drodze. Jest dużo bliżej. I jest źródłem tego hałasu. To coś, przed czym nie może uciec.

      Ponieważ to coś znajduje się w bagażniku.

      To na ten bagaż ciągle spoglądał, choć starał się nie myśleć, co może zawierać. Gdy jednak Alexander Bermann znowu spojrzał przed siebie, było już za późno. Stojący na poboczu policjant dawał mu znak, żeby się zatrzymał.

      5

      Mila wysiadła z pociągu. Miała błyszczącą, nieumytą twarz i oczy opuchnięte po nieprzespanej nocy. Ruszyła krytym peronem. Kompleks dworcowy składał się ze wspaniałego budynku głównego, zbudowanego w XIX wieku, i z olbrzymiego centrum handlowego. Wszędzie było czysto i panował porządek, mimo to po kilku minutach Mila znała już wszystkie mroczne zakątki. Miejsca, do których by się udała, szukając zaginionych dzieci. Gdzie życie można kupić i sprzedać, uwić sobie gniazdo albo się ukryć.

      Ale nie po to tu przyjechała.

      Niebawem ktoś zabierze ją z tego miejsca. W kolejowym komisariacie policji czekało na nią dwóch kolegów. Przysadzista kobieta w wieku około czterdziestu lat o oliwkowej cerze, krótkich włosach i szerokich biodrach, zbyt obfitych jak na dżinsy, które miała na sobie. Mężczyzna mógł mieć około trzydziestu ośmiu lat, był bardzo wysoki i potężnie zbudowany. Przypominał jej wiejskich dryblasów z okolic, w których się wychowała. W szkole chodziła z kilkoma z nich. Pamiętała ich niezdarne zaloty.

      Mężczyzna uśmiechnął się do niej, natomiast jego koleżanka ograniczyła się do uniesienia brwi i obrzucenia jej uważnym spojrzeniem. Mila podeszła, żeby się przywitać. Sarah Rosa przedstawiła się tylko, wymieniając nazwisko i stopień, natomiast mężczyzna wyciągnął do niej rękę, mówiąc wyraźnie:

      – Klaus Boris, agent specjalny. – Po czym zaproponował, że poniesie jej płócienną torbę.

      – Dziękuję, nie trzeba, dam sobie radę – odparła Mila.

      – Żaden kłopot – nalegał.

      Ton głosu i uśmiech nieschodzący z jego twarzy powiedziały jej, że agent Boris jest kimś w rodzaju donżuana, przekonanego, że potrafi zauroczyć każdą kobietę, którą spotka. Mila była pewna, że już w chwili, gdy ją zobaczył, postanowił spróbować także z nią.

      Boris zaproponował, żeby przed wyruszeniem napili się kawy, ale Sarah Rosa rzuciła mu piorunujące spojrzenie.

      – Co jest? Co takiego powiedziałem? – próbował się bronić.

      – Nie mamy czasu, zapomniałeś? – odparła zdecydowanie.

      – Nasza koleżanka ma za sobą długą podróż, więc pomyślałem, że…

      – Nie ma potrzeby – wtrąciła się Mila. – Dziękuję, nie jestem zmęczona.

      Nie zamierzała przeciwstawiać się Sarah, która mimo to chyba nie doceniła tej propozycji przymierza.

      Podeszli do samochodu czekającego na parkingu. Boris usiadł za kierownicą, a Rosa obok niego. Mila usadowiła się z tyłu, obok swojej płóciennej torby. Włączyli się do ruchu, jadąc ulicą biegnącą wzdłuż rzeki.

      Sarah Rosa wydawała się nieco СКАЧАТЬ