Название: Wygrane marzenia
Автор: Diana Palmer
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
Серия: Wyoming Men
isbn: 978-83-276-4691-0
isbn:
Zmarszczył brwi.
– Nadal mają ranczo?
Twarz jej stężała.
– Trzy lata temu zginęli w katastrofie lotniczej. W jednej chwili straciłam wszystko.
– A niech to.
– Samoloty to podobno najbezpieczniejszy sposób transportu. Pewnie zwykle tak jest – dodała. – Ale i tak ich nienawidzę.
– A ja je uwielbiam – oświadczył. – Sam mam dwa. Z jednego korzystam podczas spędu bydła. Drugi to dwusilnikowa cessna. Latam nią na dłuższe trasy.
– Samoloty na ranczu? – zdziwiła się.
Pokiwał głową, dojadając jajecznicę na bekonie.
– To cholernie wielkie ranczo. Prowadzę też interesy naftowe i sporo podróżuję. Stąd twoja obecność tutaj.
– Lindy zaproponowała, że się mną zajmie – z wyraźną niechęcią wtrąciła Janey. – Ale powiedziałam coś nie tak i od razu dostałam szlaban na telewizję.
– Lindy nie przywykła do dzieci – oświadczył Torrance, piorunując córkę wzrokiem. – Ale ty lepiej do niej przywyknij, bo zostanie z nami na długo.
Janey westchnęła.
– Lindy to moja narzeczona – wyjaśnił Torrance, widząc zaciekawioną minę Kariny. – Poznasz ją w swoim czasie.
– Okej – odpowiedziała z uśmiechem.
Nie dostrzegł na jej twarzy rozczarowania i trochę się uspokoił. Nie znał tej kobiety, ale miał nadzieję, że nie przyjęła pracy, bo był zamożny i chciała go upolować. Już to przerabiał.
– Lindy była wyczynową łyżwiarką – kontynuował, nie dostrzegając reakcji Kariny. – Zdobyła medal na zawodach regionalnych.
– Brązowy. I tylko dlatego, że dwie zawodniczki odpadły – mruknęła Janey.
– Przestań! – ofuknął ją Torrance.
– No co? Próbuje mi mówić, jak należy jeździć, ale chyba niezbyt się na tym zna – argumentowała Janey. – Mam całą masę książek o łyżwiarstwie figurowym. Jej skoki są niepewne, bo źle się wybija…
– Zaledwie dziewięć lat, a już ekspertka! – Roześmiał się. – Masz się słuchać Lindy. Ona chce dla ciebie dobrze.
– Tak, tato – odparła Janey z buntowniczą miną.
– Spóźnisz się. Słyszę, że Billy Joe już podjechał i czeka. Dzisiaj to on cię zawiezie.
– Ojej! – wykrzyknęła.
– Uwielbia Billy’ego Joe – wyjaśnił z westchnieniem. – Uczy ją tresury psów, jakby nie dość jej było jazdy na łyżwach. Znalazła też na YouTubie kanał do nauki gaelickiego; to jej kolejna mania.
– Ciamar a tha sibh – wybełkotała z szerokim uśmiechem Janey. W jej ustach brzmiało to jak: kamera AHA ziew.
– A to co niby znaczy? – cierpiętniczo spytał ojciec.
– Jak się masz – odpowiedziała rozpromieniona Janey.
– Ech, marsz do szkoły – jęknął.
– No co ty, tato, nie chcesz, żebym była mądra? – spytała żałosnym tonem.
Wstał i pocałował ją w czubek głowy.
– Owszem, chcę. Byle nie za mądra.
– Nie martw się. Przed wyjściem wezmę ogłupiającą tabletkę – odparła zadziornie.
Zaśmiał się i zwrócił do Kariny:
– Widzisz, co będziesz musiała znosić?
– Janey, jesteś niesamowita – powiedziała ze śmiechem.
Na te słowa niebieskie oczy dziewczynki rozbłysły.
– On mówi, że jestem zmorą – stwierdziła Janey, wskazując ojca.
– Bardzo miłą zmorą – poprawił ją.
Uśmiechnęła się szeroko i poszła do pokoju po plecak.
W tej samej chwili krzepki brunet w szerokim kapeluszu, grubej kożuchowej kurtce, dżinsach i długich butach wsunął głowę przez drzwi i krzyknął:
– Hej, Wielki Mike! Co z nią?
– Już idzie – odpowiedział Torrance.
Mężczyzna spojrzał na Karinę z uśmiechem.
– A kogo tu mamy?
– To nowa opiekunka. Łapy precz! – rzucił do niego Torrance. – Ta z nami zostaje.
Mężczyzna skrzywił się w grymasie.
– Dałbyś się nacieszyć. – W jego jasnych oczach pojawił się błysk. – Chcesz się nauczyć tresury psów? – spytał Karinę.
Torrance rzucił mu gniewne spojrzenie.
– To działa tylko na zafiksowane dziewięciolatki – zauważył.
– Zawsze warto spróbować – odparł z chichotem.
– Hej, Billy Joe! – z korytarza zawołała Janey. – Już jestem. Pa, tato! Do zobaczenia po szkole – dodała, wychodząc z Billym Joe na prószący śnieg.
Karina spojrzała z zaciekawieniem na szefa.
– Wielki Mike?
– Takie przezwisko – wyjaśnił, wstając. – Na imię mam Micah i jestem duży. Cała filozofia. No, na mnie też już pora.
– Co mam robić, gdy Janey jest w szkole? – spytała.
– Poczytaj. Poucz się francuskiego. Sprawdź na YouTubie, jak zwabić kosmitów i upolować Wielką Stopę.
– Och.
– Nie mamy tu sztywnych grafików. Życie na ranczu nie toczy się według zegarka. Miłego dnia.
– Wzajemnie… – zaczęła, ale zanim zdążyła dokończyć, narzucił na siebie płaszcz, chwycił kapelusz i wyszedł, nawet się nie oglądając.
ROZDZIAŁ DRUGI
Karina siedziała w salonie na skórzanej sofie zapatrzona w iPhone’a, na którym czytała książkę, gdy nagle drzwi się otworzyły i do środka weszła jakaś СКАЧАТЬ