Название: Wieczny początek
Автор: Beata Szady
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Sulina
isbn: 9788381910118
isbn:
– To są Polacy…
– Ja tak sądzę. Ale oni nawet o tym nie wiedzą. Oni niezupełnie zdają sobie sprawę, że ich mowa jest polska.
Skąd wziął się ten język? Jego genezę próbowało tłumaczyć wielu. Jedni pisali trudno i zawoalowanie, inni bardzo prosto: że gwara mazurska wywodzi się z dawnego języka staropolskiego, który przybył na tereny pruskie wraz z osadnikami polskimi z Mazowsza w XV–XVI wieku.
Jednak przywiązanie do polskiej mowy nie oznaczało istnienia u Mazurów polskiej świadomości narodowej.
Mazurzy
To była dziwna polskość. Taka polskość w stanie rozkładu. Setki lat germanizacji i asymilacji zrobiły swoje. To dlatego ani związki z językiem polskim, ani pokrewieństwo etniczne nie miały większego znaczenia w kształtowaniu tożsamości narodowej Mazurów. W 1918 roku historyk Stanisław Zieliński pisał:
Polskość ludu mazurskiego jest, niestety, tylko językowa. Narodowo uświadomionym chłop mazurski nie jest, przeciwnie, zaliczyć go trzeba pod względem politycznym do najwierniejszych poddanych króla pruskiego. Nic w tym dziwnego. Pozostawiony wieki całe sam sobie, nie posiadając własnej inteligencji, polskość znając tylko z jej reprezentantów, których ma sposobność do oglądania, tj. w biednym robotniku sezonowym i przekupniu żydowskim spod Mławy, […] uważa tę polskość za coś niższego, [a – przyp. aut.] niemieckość za synonim kultury.
Mazurzy mentalnie byli Niemcami. Tylko mówili po polsku. Niektórzy nazywali ich dość osobliwie: niemieckie Poloki.
Warmiacy
Na Warmii było ciut lepiej. Miała swoje zrywy polskości. Pierwszy przypada na rok 1886, kiedy to powstaje „Gazeta Olsztyńska”. Ma ona rozbudzić w czytelnikach ducha polskiego patriotyzmu. Jej redaktorzy stają w obronie języka polskiego, który wówczas jest już w Prusach Wschodnich zakazany (łącznie z nauką w szkołach). Apelują do rodziców, aby uczyli dzieci pisać i czytać po polsku, gdyż język ten najlepiej utrzymuje się w mowie, bo godano nim w domach. Niektórzy uważają, że „Gazeta Olsztyńska” była jedyną wielką polską gazetą w tym regionie. Jednak w porównaniu z niemieckimi tubami propagandowymi, które w okręgu olsztyńskim ze stałą siecią abonentów osiągały liczbę stu tysięcy egzemplarzy tygodniowo, ze swoim pięciotysięcznym nakładem nie była dla nich żadnym zagrożeniem.
Taka to była polskość na Warmii. Polskość ledwie pełzająca.
Purda
Niewielu było takich jak pradziadek profesora Huberta Orłowskiego, germanisty, literaturoznawcy, wykładowcy uniwersyteckiego. Nazywał się Michał Preyłowski i był „szanowanym w okolicy gospodarzem, o dużym autorytecie moralnym”, jak pisze jego prawnuk w książce Warmia z oddali. Odpominania. Podczas rozmowy Orłowski dodaje:
– On odbierał sobie i dzieciom z ust, żeby móc abonować „Gazetę Olsztyńską”.
Po latach solidnie oprawione roczniki tej gazety znajdzie młodziutki Hubert, buszując na strychu domu Preyłowskich.
W 1892 roku Michał Preyłowski organizuje w Purdzie wraz z Sewerynem Pieniężnym, redaktorem naczelnym „Gazety Olsztyńskiej”, wiec propagujący nauczanie religii w języku polskim. Pisze też w tej sprawie osobiście do samego Królewca.
– To był chłop uświadomiony – tłumaczy Hubert Orłowski. – I uważam, że jego zasługi są większe aniżeli profesora z Uniwersytetu Wileńskiego, który walczył o zachowanie kultury polskiej. Bo jeżeli robi to zwykły człowiek, który od rana do wieczora haruje, a dodatkowo jeszcze czyta i angażuje się w sprawy polskie, to jest to nie lada wyczyn. Wszak byli na Warmii wśród chłopstwa światli ludzie.
W domu Michał Preyłowski uczy swoje wnuki pisania i czytania z polskich elementarzy. Kiedy jego wnuczka Monika, mama profesora Orłowskiego, idzie do szkoły, nie zna ani jednego słowa po niemiecku.
– To był ewenement – potwierdza profesor. – Takich Polaków na Warmii było niewielu.
Objawienie
Warmia – w przeciwieństwie do Mazur – była katolicka i wielki wpływ na rozbudzenie polskości miały tutaj objawienia maryjne. W połowie 1877 roku, czyli ponad sto czterdzieści lat temu, rozeszły się wieści, że na klonie przy kościele w Gietrzwałdzie objawiła się dwóm kilkunastoletnim dziewczynkom Matka Boska i przemówiła do nich po polsku. „Po polsku? Jak to po polsku? Przecież polski jest zakazany!” – mówili między sobą mieszkańcy. Potraktowano więc to wydarzenie jako wolę Maryi, by ziemia warmińska pozostała przy Polsce, i wysuwano ten argument przed plebiscytem. Podobnego zdania była „Gazeta Olsztyńska”, w której pisano: „[…] jeżeli w niebie nie gardzą polskim językiem, czyż się może na to odważyć nędzny proch ziemski?”.
Maryi – za pośrednictwem dziewczynek – lud zadawał różne pytania. Była ona terapeutką, pocieszycielką i polityczką w jednym. A sąsiad zostanie zbawiony? Dziewuszka się opamięta i zejdzie na dobrą drogę? Mąż pijak się wreszcie nawróci? Hubert Orłowski w książce Rzecz o dobrach symbolicznych. Gietrzwałd zwraca uwagę na pytania o nawrócenie pijaków i upadłych dziewcząt. „Alkoholizm musiał być naówczas niebagatelnym problemem społecznym i obyczajowym na Warmii, skoro właśnie ten wątek eksponują niemal wszyscy autorzy broszurek o Gietrzwałdzie” – pisze. Maryja zawsze miała tę samą odpowiedź – tak, jeżeli ludzie będą gorliwie odmawiać różaniec.
Było i inne pytanie. Absolutnie polityczne.
– Mieszkańcy za pośrednictwem dziewczynek zapytali Maryję, czy skończy się prześladowanie Kościoła na Warmii. Trzeba pamiętać, że były to czasy Kulturkampfu, który w moim mniemaniu nie był walką rządu pruskiego z Kościołem katolickim, a podporządkowaniem Kościoła swoim prawom. Według Niemców bowiem miał on być instytucją państwową, która będzie służyć produkowaniu tożsamości narodowej – tłumaczy Orłowski.
Padło pytanie, czy skończy się prześladowanie Kościoła na Warmii. Maryja odpowiedziała: „Tak, jeśli ludzie gorliwie będą się modlić”.
– Można uczynić jakiś zarzut Matce Boskiej? Okazała się dobrą dyplomatką. Przydałby się nam taki minister spraw zagranicznych – podsumowuje profesor.
Gietrzwałd przez lata obrósł kultem. W 1977 roku, sto lat po widzeniach, władze kościelne zatwierdziły objawienia na Warmii. To jedyne w Polsce, i jedno z dwunastu na świecie, miejsce objawień maryjnych uznanych przez władzę kościelną. Jednak nawet dla Polaków Lourdes czy Fatima są bardziej oczywiste niż Gietrzwałd. Ba, wyprzedza go nawet Licheń, choć Kościół nie uznał tamtejszych wydarzeń. Wieś warmińska jest na szarym końcu. Może właśnie dlatego nadal jest uduchowiona i skromna. Inaczej niż Kościół.
Strona niemiecka
Jak pisze historyk Stanisław Achremczyk w Historii Warmii i Mazur, Niemcy nie czekali na postanowienia traktatu wersalskiego, tylko już od początku 1919 roku podjęli przedplebiscytową propagandę. СКАЧАТЬ