Podejrzany. Fiona Barton
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Podejrzany - Fiona Barton страница 10

Название: Podejrzany

Автор: Fiona Barton

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Kate Waters

isbn: 9788380157309

isbn:

СКАЧАТЬ szepcze do męża:

      – Chce tu przyjechać. – Odpowiedzi nie udaje mi się dosłyszeć, ale już po chwili Lesley mówi: – Dobrze. Masz adres?

      Prowadzi Mick Murray. Tak woli.

      – Mam w bagażniku aparat i cały sprzęt, wygodniej wziąć moje auto. Poza tym ty beznadziejnie jeździsz.

      Siadam na fotelu pasażera, butem spychając na bok puste butelki po coli i szczątki starożytnych opakowań po żarciu na wynos, staram się zignorować przepełnioną popielniczkę. Ale fotograf zauważa moje spojrzenie.

      – Wybacz, w tym tygodniu nie robiłem generalnych porządków.

      – W tym tygodniu? Chyba w tym wieku! Masz tu pudełka po Big Macach starsze od moich dzieci.

      – Trochę chlew, ale przytulny – mówi ze śmiechem i zapala papierosa.

      – Tak że tego… Terry się uparł, żeby to walnąć na czołówkę. Moim zdaniem trochę to kulawe, no ale mamy sierpień.

      – My w zdjęciach też jesteśmy zdesperowani. Coś z tego ukręcimy. Ładne dziewczyny, na tej stronie założonej przez brata jednej z nich jest parę zdjęć przed jakąś świątynią, ale konta na Facebooku mają dostępne tylko dla znajomych.

      – Miejmy nadzieję, że rodzice nam jakieś dadzą. Biedni ludzie. Brzmieli sympatycznie. To będzie kulturalna rozmowa.

      Mick przytakuje, wyrzuca peta przez okno i wygrzebuje następnego papierosa z paczki na desce rozdzielczej. Zapala i zaciąga się głęboko.

      – Niech to szlag, Mick, otwórz chociaż okno. Palę te fajki razem z tobą.

      Wybucha śmiechem i zanosi się takim kaszlem, jakby miał wypluć płuca.

      – Nawróceni palacze są najgorsi. Korzystaj. Masz jednego za darmo…

      Otwieram okno i zaczynam myśleć o wywiadzie.

      Parkujemy pod wskazanym adresem, przed szeregowcem z czerwonej cegły na obrzeżach zamożnego miasta targowego, a kiedy wysiadam z samochodu, dzwoni mój telefon. To Steve, ale ledwie go słyszę przez uliczny szum.

      – Przepraszam, kochanie, stoję na chodniku i zaraz wchodzę na wywiad. Możemy pogadać później?

      – Chciałem ci tylko przypomnieć, że idziemy wieczorem na tapasy z Henrym i Deepiką. Pamiętasz?! – krzyczy.

      – Tak, tak. – Zapomniałam. Steve pewnie by uznał, że to celowo, ale mam po prostu dużo na głowie. Poza tym nie znoszę Henry’ego. Może i jest kolegą Steve’a ze szpitala, ale jest też strasznym dupkiem. To taki typ, któremu wydaje się zabawne krytykować żonę w towarzystwie, a potem ryczeć: „Żartuję!”, kiedy zapada krępująca cisza. Deepika, partnerka w kancelarii prawnej, chyba nie ma nic przeciwko. Wtóruje mu, kiedy on z rechotem nazywa ją „tą, której nie wolno się sprzeciwić” i porównuje ich małżeństwo do wyroku dożywocia, ale dla mnie to jest nie do przełknięcia.

      Kiedy ostatni raz wyskoczył z czymś takim, zamówiłam kolejną lampkę wina, mimo że Steve posłał mi spojrzenie pod tytułem „już ci wystarczy”.

      – Przekaż mu, że jeśli dziś znowu wyjdzie z niego neandertalczyk, to wepchnę mu do nosa grillowaną papryczkę! – odkrzykuję.

      – Katie, będziesz się zachowywała, prawda? – pyta Steve ze śmiechem, ale słyszę napięcie w jego głosie.

      – Być może. Kocham cię, pa.

      – Kogo zamierzasz zaatakować chili? – pyta Mick, zarzucając sobie na ramię torbę z aparatami.

      – Nie twoja sprawa. No, chodź, nie ma na co czekać.

      Piątek, 15 sierpnia 2014 roku

      Reporterka

      Droga przez salon O’Connorów przypomina tor przeszkód najeżony meblami i bibelotami – żeby dostać się do fotela wskazanego przez Lesley, muszę wyminąć wyściełany podnóżek, duży trzęsący się storczyk i stolik kawowy o ostrych kantach. Na kanapie siedzi już jakaś kobieta z kubkiem herbaty w ręku.

      – To Jenny, mama Rosie. Zadzwoniliśmy, że przyjeżdżacie, i chciała dołączyć – tłumaczy Lesley szybko.

      „Ale ty nie wyglądasz na zachwyconą tym pomysłem – myślę. – Ciekawe czemu?”

      Jenny kłania mi się bez słowa i upija łyk herbaty.

      – Dzień dobry, ja jestem Kate, a to Mick, mój…

      Mick ucisza mnie wzrokiem.

      – Jestem fotografem, współpracuję z Kate przy tym artykule – mówi.

      Ostatnimi czasy coraz bardziej się wścieka, kiedy się zapomnę i nazwę go „moim fotografem”.

      – Nie jestem twoją tresowaną małpką, kurwa – syczy. Mogę się założyć, że Lesley O’Connor to słyszy, ale udaje, że nic nie zauważyła.

      – Herbatki? – rzuca, przerywając nagłą ciszę.

      Kiwam głową z wdzięcznością.

      – Jeszcze dwie herbaty, Malcolm! – woła w stronę drzwi. Lesley jest mniej więcej w moim wieku, na oko trochę po pięćdziesiątce. Ma na sobie dżinsy z supermarketu z wysokim stanem, sandały w kolorze plastra opatrunkowego i długi T-shirt. Zero makijażu. Żadnych kolczyków. W pełni naturalna.

      Rozpinam żakiet i szybko zsuwam go z ramion. Nie chcę wyglądać jak urzędniczka.

      – Lesley… – zaczynam, ale wchodzi mi w słowo.

      – Trafiliście bez problemu?

      „Odsuwa ten okropny moment, kiedy trzeba będzie zacząć o tym mówić”.

      – Tak, żadnych trudności. Bardzo dziękujemy, że zgodziliście się z nami spotkać.

      Nachylam się do przodu, żeby złapać kontakt wzrokowy.

      – Możesz mi trochę opowiedzieć o Alex? Na pewno strasznie się cieszyła na wyjazd.

      Lesley uśmiecha się z wdzięcznością. Wspomina szczęśliwe czasy sprzed ostatniego tygodnia, właśnie do nich chciałaby wrócić.

      – Tak, bardzo. Obie się cieszyły, prawda, Jenny?

      Jenny Shaw nie podnosi wzroku znad kubka. Czuję, że atmosfera nieco się zagęszcza. Ale Lesley najwyraźniej nic nie zauważyła i nadaje dalej.

      – O niczym innym nie mówiła. Na początku miała jechać z Mags, swoją najlepszą przyjaciółką, ale nic z tego nie wyszło i w końcu Rosie się zdecydowała. Alex godzinami siedziała w internecie, oglądała różne wyspy, sprawdzała, jak się tam dostać, no wiesz, rozkłady autobusów, promy, zakwaterowanie. Wszystko zaplanowała. СКАЧАТЬ