Śledztwo kapitana Brethertona. Annie Burrows
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Śledztwo kapitana Brethertona - Annie Burrows страница 4

Название: Śledztwo kapitana Brethertona

Автор: Annie Burrows

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия: Brides for Bachelors

isbn: 978-83-276-4693-4

isbn:

СКАЧАТЬ – że nie musi mi pani przynosić żadnego kubka. Absolutnie nie ma potrzeby.

      – Ale ja…

      – Nie – powtórzył zdecydowanie, a następnie nachylił się do niej i wyszeptał: – Uratowała mnie pani przed czymś strasznym. Błagam, niech pani nie psuje swego dobrego uczynku.

      – Czymś strasznym… mojego… czego?

      – Wiem, że ta woda ma dobrze działać na zdrowie, ale… – Wzruszył ramionami szerokimi jak kominek.

      – Och – powiedziała. Lub raczej westchnęła.

      – Czy zechciałaby pani zdradzić mi swoje imię? Żebym mógł okazać wdzięczność za wybawienie?

      Później nie była pewna, czy sprawiła to aluzja do Biblii, czy żartobliwy ton nieznajomego, w każdym razie uznała, że się ośmiesza, stojąc tak blisko mężczyzny i czując… właściwie nie bardzo wiedziała, co czuje. Tyle tylko, że nigdy do tej pory nie czuła nic podobnego.

      A zresztą obojętne, co za jego sprawą czuła. Po prostu nie powinna mu pozwolić trzymać się za łokieć w tak władczy sposób.

      Zadarła brodę… i jednak zrezygnowała z wszelkich złośliwości. Ten człowiek okazał jej wyrozumiałość, więc w zamian chyba powinna mu wybaczyć obcesowe zachowanie.

      – Mam na imię… – Nie, nie może tak po prostu wyjawić mu swojego imienia. To by nie miało sensu. Skąd ma wiedzieć, kim jest ten człowiek?

      – Mam przyjemność z panną…? – podsunął jej.

      Powinna cofnąć się, odsunąć od niego. Ale dlaczego tego robi?

      – Nikt – dopowiedziała.

      – Panna Nikt? – Jego ciemne brwi podjechały do góry. – Jest pani pewna? – Otaksował ją całą, jak nigdy żaden dżentelmen nie powinien taksować damy. – Nikt… a jednak coś.

      – W samej rzeczy coś… – Spojrzała w kierunku fotela dziadka., dumała przez moment i wypaliła: – Właściwie to powinnam być panną Nikt herbu Ślepowron.

      – Innymi słowy, herbowa panna Nikt spod znaku ociemniałej wrony.

      Czyżby ten człowiek zamiast zamilknąć po jej, sama to w duchu przyznawała, dość dziwacznej ripoście, sobie z niej dworował? A może próbował z nią flirtować? Nie, nie, to niemożliwe, na to by sobie nie pozwolił. Na pierwszy rzut oka zrobił na niej wrażenie poważnej persony.

      Ktoś chrząknął, dając sygnał, że blokują innym dostęp do wody.

      Wysoki błękitnooki mężczyzna skłonił się w pas.

      – Proszę mi wybaczyć, ale naprawdę powinienem już iść.

      – Och – zdołała tylko powiedzieć. Poczuła zawiedziona, ale to oczywiste, że taki mężczyzna nie będzie godzinami z nią wystawał. Przez chwilę mogła mu się wydawać interesująca, ale ma oczy. Widział przecież, że jest wielka, niezdarna i nie umie się ubrać. Nie uważała, że ma brzydką twarz, a jej srebrnoblond włosy z pewnością robiłyby wrażenie na mężczyznach, gdyby tylko rosły na głowie mniejszej, pełnej gracji kobiety.

      Ale tak nie było. Kłębiły się w niej różne myśli… a nieznajomy zniknął w tłumie. Kogoś takiego, sporo wyższego nawet od niej, powinna zawsze wyparzyć.

      Do licha z tym krótkim wzrokiem. Gdyby tylko dziadek pozwolił jej nosić okulary, przynajmniej na wyjście. Ale dziadek był przeciwny okularom, a ona nie chciała mu się przeciwstawiać. Przez te wszystkie lata był dla niej taki hojny… Ale gdyby nie on…

      Westchnęła i mocno trzymając w ręce kubek tej niby życiodajnej wody, ruszyła w stronę dziadka starowiny, który brylował wśród leciwych wdów z Bath i równie posuniętych w latach kompanów.

      – Z kim rozmawiałaś, Lizzie? – Dziadek spojrzał na nią groźnie znad kubka.

      – Nie mam pojęcia – przyznała smętnie. – Nie przedstawił mi się.

      – Co za obyczaje! Za moich czasów dżentelmen czekał, aż zostanie przedstawiony kobiecie, zanim się do niej odezwał.

      – Ale ja na niego wpadłam i wytrąciłam mu z ręki kubek z wodą.

      – Aha, wpadłaś i wytrąciłaś… – skwitował i zapominając o całej sprawie, zwrócił się do pani Hutchens, by podjąć ploteczki w miejscu, w którym je przerwali.

      Co było trochę deprymujące. Przez chwilę Lizzie przeżywała tamtą chwilę. Kusiło ją, by powiedzieć, że nie, że było inaczej, że ten wysoki niebieskooki mężczyzna zawzięcie z nią flirtował! Obsypywał komplementami, a potem zaproponował, żeby z nim uciekła!

      Ale gdyby coś takiego powiedziała, dostałaby reprymendę. Dziadek dobrze wiedział, że nie należy do dziewcząt, z którymi dżentelmeni flirtują. Tym jedynym, co mogło skłonić dżentelmena, by poza jej zwalistą sylwetką i niezdarnymi ruchami dostrzegł w niej coś więcej, to gigantyczny posag.

      Który nie istniał. Lizzie za cały posag miała tylko siebie i ani pensa więcej.

      Mimo to jednak cały czas wracała pamięcią do tamtego spotkania i wspominała wyraz jego twarzy podczas ich przekomarzanek. Dlaczego nie miałby patrzeć na nią z zachwytem? Dlaczego jej błyskotliwy i niepowtarzalny dowcip nie mógł sprawić, by w jego chmurnych oczach pojawiły się chochliki humoru?

      Dziadek brutalnie przerwał jej sny na jawie, dźgając ją laską w nogę.

      – No, dziewczyno, przestań bujać w obłokach!

      Innymi słowy, czas było wracać do domu.

      – Tak, dziadku – odparła potulnie. Ale zamiast wlec się za nim z opuszczonymi ramionami na myśl o codziennej rutynie życia w Bath, Lizzie wyobraziła sobie, że wdzięcznie kroczy ze stosem książek na głowie. Bo przecież damy muszą płynąć z wdziękiem.

      Po raz pierwszy dostrzegła sens takich ćwiczeń.

      Bo przecież nigdy nie wiesz, kto akurat może na ciebie spojrzeć…

      Rozdział trzeci

      – Ależ oczywiście – powiedziała lady Mainwaring – mówiłam jej…

      Lizzie lekko przechyliła głowę, patrząc mniej więcej w kierunku najbardziej gadatliwej wdowy w Bath, gdy tymczasem jej myśli błądziły niczym nieskrępowane. Była to zaleta krótkiego wzroku. Ludzie nie oczekiwali, że skupi się na tym, co mówią, gdy próbowali ją osaczyć, wymuszając zainteresowanie najnowszymi plotkami.

      Uśmiechała się jednak do zażywnej małej kobietki, która nie była aż tak przerażająca jak inne damy w stadku Bath. Owszem, Lizzie wiedziała, że gdy tylko stąd odejdzie, wzorem innych również ta dama zacznie o niej plotkować, jednak lady Mainwaring nigdy nie powiedziała jej w oczy nic przykrego, choć wiele innych kobiet miało СКАЧАТЬ