Do kina czy na film?. Blythe Roberson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Do kina czy na film? - Blythe Roberson страница 8

Название: Do kina czy na film?

Автор: Blythe Roberson

Издательство: PDW

Жанр: Руководства

Серия:

isbn: 9788327159465

isbn:

СКАЧАТЬ ktoś aż tak mnie opęta (a zmorą mojej psychiki jest to, że dzieje się tak w mniej więcej dziewięćdziesięciu procentach przypadków), w pewnym sensie czerpię perwersyjną przyjemność z publicznego pławienia się w swojej obsesji. Jestem kompletnie stuknięta i chcę, by świat się o tym dowiedział! Może i siedzę w pracy, ale mój umysł przebywa gdzieś indziej, a mianowicie przy zmyślonych dzieciach, które nazywają się Aoife i Caoimhe Roberson-Chalamet. (Imiona i nazwiska obiektów moich westchnień zostały zmienione na Timothée Chalamet, żeby chronić facetów, którym jeszcze nie powiedziałam, że się w nich podkochuję, i żeby uprzedzić Timothée Chalameta, że chcę z nim mieć dwie irlandzkie córeczki). O jednym facecie mówiłam tak często, że nawet mój szef, człowiek bardzo profesjonalny, zaczął wzdychać: „Ach, Timothée”, ilekroć zaczynałam zdanie od „TIMOTHÉE UWAŻA, ŻE…”. Miałam przyjaciółkę, która przyjaźniła się także z Timothée, i rozmowy o nim wyjątkowo ją krępowały, ale nawet przy niej nie potrafiłam się powstrzymać – tak wielka była moja obsesja.

      Barthes pisze we Fragmentach dyskursu miłosnego: „miłość uczyniła z niego społeczny odpadek, i to go radowało”. Po namyśle jestem prawie pewna, że odnosił się do czegoś zupełnie innego niż to, o czym właśnie mówię – tak jak wtedy, kiedy byłam przekonana, że Georgia O’Keeffe, twierdząc: „Twoje życie jest twoją sztuką tak samo jak to, co nazywasz swoją sztuką”, miała na myśli bycie dobrym człowiekiem. Dopiero później odkryłam, że chodzi o coś bardziej zbliżonego do układania książek na półkach według kolorów. Bycie zakałą towarzystwa przynosi jednak pewną gratyfikację. Podoba mi się, że wiele obiektów moich westchnień potrafi mnie zmienić w osobę obiektywnie szaloną, z którą przebywanie jest koszmarem. To mnóstwo uczuć naraz i nawet jeśli wyrażają się w sposób denerwujący innych ludzi, myślę sobie: „Hej, ryby na pewno tego nie czują! Trawa tego nie czuje! Jestem człowiekiem i [krzyczy do megafonu] mam dla was wiadomość z ostatniej chwili, przygłupy: zakochałam się! Obiekt moich uczuć to najbardziej pociągający człowiek na świecie; gdyby mój szef / moi przyjaciele / kierowca Ubera go zobaczyli, od razu by to zrozumieli, a zresztą mam przy sobie zdjęcie, chodźcie zobaczyć!”. Dzięki nieustannemu myśleniu i mówieniu o tym człowieku moja miłość do niego staje się dla całej reszty równie prawdziwa jak dla mnie.

      Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że jeśli za dużo myślisz o swoim obiekcie pożądania, zmiażdżysz prawdziwy związek ciężarem własnych wyobrażeń. Pozbawisz go przestrzeni koniecznej do rozwoju, zaskakiwania się nawzajem i zwyczajnego istnienia. Czyli: wydaje mi się, że chyba umiałabym zachowywać się normalnie po tym, jak już sobie wyobrażę wszelkie możliwe scenariusze, w których ja i ten facet pierwszy raz się całujemy, zostaję u niego na noc po pierwszym seksie, zgadzam się, gdy pyta, czy moglibyśmy być parą na wyłączność, a na koniec informujemy przyjaciół, że postanowiliśmy się rozstać. Ale o wiele łatwiej byłoby mieć pewność, że zachowałabym się normalnie, gdybym nie myślała o tych wszystkich sprawach.

      Ciekawe sprawy, o których można myśleć i rozmawiać, niezwiązane z facetem, z którym spotkałaś się dwa i pół razy, ale nigdy się nie całowaliście:

      • Zaplanuj wycieczkę samochodową po południowym zachodzie Stanów Zjednoczonych. Wpisuj wszystkie kierunki w Google Maps, żeby zmarnować więcej czasu.

      • Zastanów się, kto powinien był zagrać młodego Dumbledore’a zamiast Jude’a Law, który wcale nie jest młody. (Ben Whishaw).

      • Rozważ, dlaczego Twitter i Facebook chronią białych mężczyzn mających władzę, ale muzułmanów, kolorowych i kobiet już nie.

      • Czy powinnaś znowu być praktykującą katoliczką?

      • Leonardo da Vinci notorycznie odkładał wszystko na później i ukończył z piętnaście prac w ciągu całego życia. Czy sukces to sprawa całkowicie arbitralna? A może po prostu przychodzi o wiele łatwiej białym mężczyznom, nawet jeśli nie mają żadnej etyki pracy?

      • Buzz Aldrin chodził po Księżycu. Czy to znaczy, że został honorową czarownicą?

      • Pomyśl o oposie, który niedawno włamał się do sklepu monopolowego i się tam upił.

      • A co z Waltem Whitmanem? No nie wiem, ludzie, zastanawiam się, czy w ciągu ostatnich dwunastu minut ktoś otagował jakieś nowe zdjęcia tego seksownego gościa na Instagramie.

      Rozmyte twarze

      Jest taki okres na początku podkochiwania się w mężczyźnie, kiedy nie potrafię sobie dokładnie przypomnieć, jak on wygląda. Może dlatego, że często podkochuję się w facetach, którzy wyglądają bardzo podobnie i jakoś tak stapiają się ze sobą w mojej głowie. Może dlatego, że nie potrafię się powstrzymać i ciągle o nich myślę, a naukowcy twierdzą, że wspomnienia zmieniają się za każdym razem, gdy do nich sięgamy. Albo może dlatego, że cierpię na bardzo szczególny rodzaj amnezji, odpowiadający także za to, że nigdy nie pamiętam, komu pożyczam książki.

      Opis podobnego stanu znalazłam w Wieku niewinności Edith Wharton. Newland Archer, nasz bohater/antybohater, mówi do Ellen, swojej pechowej ukochanej: „Za każdym razem przydarzasz mi się od nowa”. Nie musi to oznaczać, że dosłownie nie pamięta, jak ona wygląda – choć w sumie nie było wtedy internetu i nie można było scrollować czyichś zdjęć na Twitterze, więc wcale bym się nie zdziwiła, gdyby w latach siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku nikt nie pamiętał, jak wyglądają inni ludzie. Wharton uchwyciła tu jednak bardziej interesujący aspekt doświadczenia polegającego na rozmywaniu się twarzy obiektów westchnień, a mianowicie to, że ilekroć widzę tego faceta, na nowo czuję intensywność swojego zadurzenia i błyskawicznie przypominam sobie wszystkie szczegóły, które czynią z niego tak fantastycznego, konkretnego i skłaniającego mnie do podkochiwania się w nim człowieka. Chciałabym móc odcisnąć te szczegóły w swoim umyśle, ale w tej chwili jestem zbyt skupiona na samym mężczyźnie.

      To uczucie jeszcze lepiej przypomina odcinek Seksu w wielkim mieście, w którym Carrie nie może sobie przypomnieć, jak wygląda Berger. Coś takiego przydarza jej się wtedy, gdy ktoś naprawdę jej się podoba. Chyba nigdy nie zauważyłabym tego zjawiska, gdyby nie to, że latem przed pójściem do college’u wypożyczyłam w bibliotece publicznej w Antioch wszystkie sezony Seksu w wielkim mieście na DVD. Podobny przykład: co najmniej raz dziennie dostrzegam na chodniku kratę zabezpieczającą wejście do piwnicy i przypomina mi się odcinek, w którym do jednej z takich dziur wpada Samantha. Ale czasami się zastanawiam, czy to Seks w wielkim mieście dał mi ramy pozwalające zrozumieć i nazwać to organiczne doznanie, czy może moje zachowanie na randkach zostało ukształtowane przez ten serial i zapominam twarze fajnych facetów tylko dlatego, że zapominała je Carrie. Tak jak jest z techniką i medycyną, które rozwijają się na fundamentach wzniesionych przez wcześniejsze pokolenia – wierzę, że to, jak myślimy i kochamy, podlega wpływom gromadzonych przez całe pokolenia narracji na temat tego, jak należy to robić. I siłą rzeczy zastanawiam się: czy randkując, kierujemy się wolną wolą, czy może zawsze tylko naśladuję coś, co widziałam w telewizji?

      Tak czy inaczej, często mi się to zdarzało z pewnym facetem, który mi się podobał – w końcu mu powiedziałam, że gdy nie jesteśmy razem, nigdy nie mogę sobie dokładnie przypomnieć, jak on wygląda, i zawsze jestem w lekkim szoku, kiedy znów go widzę. (Już się nie całujemy, ale to przydarza mi się w dalszym ciągu. Ostatnio zauważyłam go na drugim końcu sali kinowej, jak szukał swojego miejsca, i wydałam z siebie tak głośny zduszony okrzyk, że kilka osób się odwróciło). Jego reakcję na to wyznanie można streścić następująco: (a) „O czym ty mówisz, do cholery?”, i (b) „Po co mi to mówisz?”. Najwyraźniej СКАЧАТЬ