Do kina czy na film?. Blythe Roberson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Do kina czy na film? - Blythe Roberson страница 6

Название: Do kina czy na film?

Автор: Blythe Roberson

Издательство: PDW

Жанр: Руководства

Серия:

isbn: 9788327159465

isbn:

СКАЧАТЬ w których aktualnie się podkochuję, i wyobrażać sobie wszystkie etapy naszego związku: od pierwszego pocałunku przez poinformowanie przyjaciół, że jesteśmy parą, zdobycie przeze mnie nagrody Emmy oraz jego postanowienie o bardzo wczesnym przejściu na emeryturę (o nie!) aż po przekonanie pięciu wartościowych przyjaciół, żeby przeprowadzili się z nami do Montany, gdzie wszyscy siedmioro wpadniemy do jakiegoś wąwozu i poniesiemy śmierć na miejscu.

      „DLACZEGO?! PO CO WYOBRAŻASZ SOBIE TYLE SZCZEGÓŁÓW związanych z kimś, KOGO PRAWIE NIE ZNASZ… TY… ŚWIRUSKO?” – pytasz. No cóż, pewnie ma to związek z tą sztuczką z psychologii sportu, kiedy dwieście razy wizualizujesz sobie serw tenisowy, a potem NAPRAWDĘ serwujesz lepiej w realu. To udowodnione! Dodałabym jeszcze: wyobrażam sobie cały przebieg związków z pociągającymi facetami, dlatego że cholernie #fajnie jest fantazjować o miłości do kogoś, zanim go poznasz i zanim on wszystko spieprzy swoją rzeczywistą-istniejącą-codziennością. W moich wyobrażeniach jest bardzo kulturalny i nie ma w sobie nawet odrobiny podświadomie wyuczonej nienawiści do kobiet. Szybko odpowiada na SMS-y, a nasz związek rozwija się równo i linearnie. To świetna rozrywka!

      Projekcja to nie tyle rozrywka bądź sposób na zabicie czterdziestu pięciu okropnych minut w teatrze, ile wykorzystanie wizji drugiej osoby w celu ustalenia, jakie cechy kochanka uważasz za istotne. Tavi Gevinson (zobacz Rookiemag.com) pięknie pisze o tym, że w byciu fanem koniec końców najważniejszy jest sam fan. Podaje przykład boysbandów, celowo starających się sprawiać wrażenie czystych kart, na które dziewczyny mogą projektować swoje pragnienia. To dlatego wszyscy ich członkowie wydają się ogólnie fajni, a wszystkie teksty piosenek można natychmiast zapomnieć. (Czy naprawdę są obłędnie banalne? Razem z moją przyjaciółką Fran Hoepfner wiedziałyśmy przez wiele lat, że chcemy sobie sprawić identyczne tatuaże z jakimś tekstem chłopaków z One Direction, ale nie potrafiłyśmy się na żaden zdecydować, bo wszystkie słowa są kiepskie, wszystkie tytuły piosenek też). Chłopcy z boysbandów prezentują się jako archetypy (Niall to taki ziomal, Harry pozuje na artystę, Louis to ten, który ma dziecko z „bardzo bliską przyjaciółką”) i dziewczyny mogą spośród nich wybierać, zawężając i poznając swój gust, zanim przyjdzie im dokonywać wyboru spośród prawdziwych chłopaków w warunkach nielaboratoryjnych. Boysbandy, w gruncie rzeczy prezentujące się jako czyste płótna dla umysłów młodych kobiet, *denerwują* wielu mężczyzn, którzy chyba NIE KUMAJĄ, co się dzieje, a w dodatku nabyli w toku ewolucji wrodzoną potrzebę pogardzania wszystkim, co stworzono specjalnie dla kobiet – zwłaszcza jeśli te kobiety są młode. Mężczyźni ci muszą udowadniać, że nienawidzą produktów skierowanych do kobiet, ponieważ społeczeństwo nauczyło ich, że młode kobiety są niemądre, głupie i bezwartościowe, więc jeśli mężczyznom podobają się te same rzeczy, co młodym kobietom, to mężczyźni na zasadzie relacji przechodniej też są niemądrzy. To czysta logika, a mężczyźni ją uwielbiają! Co to wszystko oznacza? To, że ceniący młode kobiety Harry Styles powinien zostać prezydentem.

      Wykorzystywanie obiektów westchnień, by dowiedzieć się czegoś o samej sobie, jest oczywiste zwłaszcza w dzieciństwie, kiedy próbujesz wyrzeźbić tożsamość w marmurowym bloku oznaczającym zwyczajne „bycie człowiekiem, który istnieje”. Usiądź wygodnie w fotelu obitym sztuczną skórą, a ja ci opowiem, jak po raz pierwszy głupio i szaleńczo podkochiwałam się w gościu, którego będę nazywała Kyle, bo to imię wydaje mi się przekomiczne.

      Żadne doświadczenie w moim życiu nie dorówna naszpikowanej seksualnością atmosferze szkolnych wycieczek autokarowych w czasach gimnazjum: tym rozszalałym motylom w brzuchu, tej manii, tej totalnej obecności i uwagi, jakich doświadczałam, ilekroć spędziłam z Kyle’em godzinę w autokarze.

      Kyle – wysoki, chudy, z burzą brązowych kręconych włosów. Był ode mnie starszy: chodził do ostatniej klasy w naszym gimnazjum (ósmej), podczas gdy ja zaczęłam dopiero szóstą. Miał trochę artystyczne zainteresowania – grał w szkolnej orkiestrze jako pierwszy puzon – ale poza tym wydawał się dość przeciętny. Mówiąc inaczej: był dokładnie w moim typie. Wtedy o tym nie wiedziałam, bo nie miałam jeszcze swojego typu. Kyle stworzył mój typ. Gdy go poznałam, nie rozumiałam, co mnie w nim tak oczarowało. Myślałam, że obsesja na punkcie Kyle’a pozostanie cechą mojej osobowości do końca życia.

      Uwiedzenie Kyle’a nie stało się jednak moją życiową misją, ponieważ miałam dopiero jedenaście lat i byłam w zasadzie aseksualna. Nie potrafiłam się zmusić, żeby wypowiedzieć na głos słowo „stanik”, a gdyby Kyle mnie pocałował, prawdopodobnie rozpłakałabym się wskutek przeciążenia sensorycznego. Moja misja polegała zatem na czymś w rodzaju wchłonięcia całego Kyle’a. Nie dysponowałam żadną władzą, której mogłabym użyć. Czułam się tak pobudzona, że dosłownie maszerowałam korytarzami z Ariel, moją najlepszą przyjaciółką, która podobnie jak ja i Kyle grała w dętej orkiestrze marszowej. Byłam mądralą nieustannie poszukującą trywialnych pytań. Jeden z moich ulubionych strojów składał się z pasteloworóżowej bluzki i pasteloworóżowych dzwonów, które nosiłam bardzo często, dopóki Kait, jedna z fajnych koleżanek Kyle’a z ósmej klasy, nie powiedziała: „Och, wyglądasz uroczo, ja jestem już za stara na taki look”.

      Szkolne wycieczki autokarowe tworzyły kontrolowane środowisko, w którym mogłam dać się porwać potężnym, maniakalnym uczuciom, jakie żywiłam do Kyle’a. Siedziałam jak najbliżej niego, ale nie obok niego, bo (a) znałam swoje miejsce w szeregu, i (b) gdybym posiedziała obok niego przez godzinę, prawdopodobnie bym eksplodowała. Często zajmowałam miejsce przed nim i co chwila wychylałam się znad oparcia, żeby rzucić jakąś uwagę. Czasami mościłam się po drugiej stronie przejścia i pozowałam na luzarę, siedząc tyłem do kierunku jazdy, albo – w okropnym, koszmarnym scenariuszu – tkwiłam dwa rzędy przed nim, po skosie, i rozpaczliwie warowałam przy przejściu, próbując zwrócić na siebie uwagę Kyle’a, podczas gdy Ariel wyrzucała po kawałku mój prowiant przez okno, karząc mnie za to, że zajęłam lepsze miejsce.

      W każdej sekundzie wszystkich tych szkolnych wycieczek byłam całkowicie skupiona i zelektryzowana. Naprawdę nigdy więcej nie przeżyłam czegoś podobnego. Najbliższa analogia, jaka przychodzi mi do głowy, to doznania towarzyszące gwiazdom rocka podczas koncertów – totalna łączność i moc, jakby tylko na scenie mogły doświadczyć siebie w pełni. Są tak skoncentrowane na danej chwili, że często nie pamiętają szczegółów występów. Być może z podobnego powodu – albo dlatego, że od tamtej pory minęło szesnaście lat – ja też niewiele pamiętam z podróży autokarem razem z Kyle’em. Ale przypominam sobie, że przed jedną z takich wycieczek jakimś sposobem weszłam w posiadanie małego pluszowego hipopotama. W autokarze Kyle udawał, że się w nim zakochał. TEN HIPOPOTAM STAŁ SIĘ DLA MNIE BEZCENNY I PRZYSIĘGAM, ŻE WCIĄŻ GO MAM. LEŻY W PIWNICY U MOJEGO TATY.

      A oto, czego nie pamiętam: prawie niczego, co miało związek z prawdziwym Kyle’em. Nie potrafię sobie wyobrazić niemal żadnej z cech jego osobowości – może dlatego, że w gimnazjum nikt jeszcze nie ma osobowości, zwłaszcza chłopcy. Niewiele mi wiadomo na temat tego, co się z nim stało, gdy skończył nasze gimnazjum. Na pewno chodził do tego samego liceum co ja, ale zupełnie tego nie pamiętam. Dotyczyła go ogromna część myśli, które krążyły mi po głowie między jedenastym a dwunastym rokiem życia. Teraz bardzo trudno go znaleźć w internecie i wcale się tym nie przejmuję.

      Ważne jest to, co dzięki niemu czułam. Obsesja na punkcie Kyle’a stanowiła wstęp do radzenia sobie z romantycznymi/obsesyjnymi uczuciami, którym nie stała na drodze wzajemność ani nawet szansa na wzajemność. Pomogło mi to ustalić, co tak bardzo mnie w nim pociągało i co będzie dla mnie atrakcyjne przez kolejne siedemset lat mojego życia. Kyle był bardzo prawdziwym, żywym i oddychającym chłopakiem, ale jednocześnie czystą tablicą, na której uporządkowałam sobie mnóstwo spraw.

СКАЧАТЬ