Do kina czy na film?. Blythe Roberson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Do kina czy na film? - Blythe Roberson страница 5

Название: Do kina czy na film?

Автор: Blythe Roberson

Издательство: PDW

Жанр: Руководства

Серия:

isbn: 9788327159465

isbn:

СКАЧАТЬ istnieją niezdrowe odmiany podkochiwania się. Obiekt twoich westchnień może wypełnić cię złą energią kojarzącą się z wysoką gorączką, a nie dobrą energią Czystego Podkochiwania Się, pod której wpływem masz ochotę śpiewać na karaoke Teenage Dirtbag, ogłaszając wszem i wobec, że dotąd słyszałaś tę piosenkę tylko w wykonaniu One Direction. Przeżyłam takie złe podkochiwanie się w liceum.

      Byłam nastolatką i już z tego powodu odbierałam wszystko o wiele intensywniej. Ludzie myślą, że to przez hormony, ale w moim wypadku działo się tak również dlatego, że byłam maniakalnie uzależniona od oranżadki w proszku Fun Dip. Nie obchodziły mnie inne słodycze i nigdy nie doświadczyłam gwałtownego spadku poziomu cukru we krwi – moje czternastoletnie ciało było na to zbyt silne, a poza tym nigdy nie rozstawałam się z fun dip na tak długo, by poziom cukru w mojej krwi miał szansę opaść. Tak jak surferzy i mieszkające przy plaży postacie z filmów Nancy Meyers ciągle znajdują piasek w butach, tak ja znajdowałam fun dip w kieszeniach wszystkich swoich ubrań. Jeśli wkładałam starą kurtkę, której nie nosiłam od zeszłej zimy, nie było najmniejszych szans, żebym wygrzebała z kieszeni pięć dolarów, ale miałam niemal stuprocentową pewność, że będzie tam oranżadka w proszku. Przez pierwsze dziesięć lat dwudziestego pierwszego wieku prawie cały czas byłam nakręcona cukrem.

      Poza całą tą energią dostępną na wyciągnięcie ręki odnosiłam wrażenie, że podkochiwanie się w więcej niż jednym chłopaku jest czymś niestosownym. Dlatego po długim namyśle postanowiłam zmądrzeć i wybrałam sobie chłopaka, który nigdy by mnie nie pokochał. Przez następne cztery lata udawałam dla niego, że kibicuję wszystkim zawodnikom z rodziny Manningów. Czytałam jego ulubione książki. Wpisując swój status na Facebooku, czerpałam z najbardziej dramatycznych tekstów piosenek Taking Back Sunday, nie podając źródła. Chichotałam z tym chłopakiem na biologii, aż w końcu nauczyciel nas rozsadził i umieścił w dwóch przeciwległych końcach klasy. Za często gadaliśmy, a potem wpakowaliśmy się w jeszcze większe kłopoty, bo mimo dzielącej nas odległości wymienialiśmy uśmiechy i wpatrywaliśmy się w siebie z dziwacznymi minami. Poświęciłam mnóstwo czasu na tłumaczenie koleżankom, że on wcale nie jest kretynem i naprawdę musi dalej chodzić ze swoją konwencjonalnie pociągającą, popularną chrześcijańską dziewczyną. Robiłam to przez całe liceum i nie przyniosło mi to nic dobrego. Nie zaowocowało nawet dobrą sztuką, ponieważ wtedy myślałam, że w dorosłym życiu będę prezydentem. (Jeszcze nie wiedziałyśmy, że kobietom nie wolno być prezydentami).

      A POTEM, dwa lata po college’u, jechałam trzy godziny z Seattle, gdzie spędzałam wakacje, do Portland, żeby pójść na drinka z tymże obiektem moich licealnych westchnień. Zaczęliśmy rozmawiać o feminizmie i okazało się, że ten facet nigdy nie słyszał o „uprzywilejowaniu”, a gdy wyjaśniłam, o co chodzi, nie chciał o tym słuchać. On, biały mężczyzna, nie dostawał w życiu wszystkiego, czego zapragnął, a w dodatku przeżył osobistą tragedię, więc w jaki sposób miałby mieć jakąkolwiek systemową przewagę, której nie mają kobiety i kolorowi? Ja mu na to: „Ech, ale przecież…”, „No bez jaj” i „Rasizm to system”, aż w końcu usłyszałam od niego (cytuję): „Bardzo się zmieniłaś od czasów liceum. Masz w sobie tyle złości. Nie podoba mi się to, jaka się stałaś”.

      Fakt, że powiedział to człowiek, o którym w latach 2004–2009 myślałam przez czterdzieści pięć procent czasu, był tak miażdżący, że wręcz komiczny. Nie miałam pojęcia, że można powiedzieć drugiemu człowiekowi, że nie podoba nam się to, jaki się stał – chyba że w filmach o superbohaterach, kiedy superbohater robi coś niebezpiecznie zbliżonego do użycia swojej mocy w złym celu. Czym prędzej wyjechałam z Portland, a gdy tylko opuściłam to miasto, zatrzymałam się na parkingu, żeby skoczyć na siku i napisać o tym spotkaniu wszystkim, którzy znali zarówno mnie, jak i obiekt moich licealnych westchnień, ale zdecydowanie bardziej lubili mnie.

      A dlaczego o tym wszystkim piszę? No wiecie… Chyba zdrowiej jest podkochiwać się w wielu chłopakach, rozpraszając w ten sposób swoją energię i nie skupiając jej na jednej osobie. Taka laserowa wiązka może być szkodliwa, skłaniać do nadmiernego inwestowania w tego faceta i w twoje wyobrażenia na jego temat. Ale wystarczy obdzielić nią pięćdziesięciu facetów, krzycząc: „Kocham się w was!”, tak jak pod koniec Spartakusa – to świetna zabawa, flirt, odpowiednia ilość energii i wszyscy wychodzą z tego zadowoleni. Bo właśnie tak kończy się Spartakus, prawda?

      UWIELBIAM myśleć o milionach mężczyzn, w których się podkochiwałam. Uwielbiam traktować ich jak małą grupę roboczą zebraną po to, by wziąć udział w mojej licytacji. Uwielbiam wyobrażać sobie, że całe kraje są zaludnione przez facetów, w których się podkochiwałam: że gdzieś daleko, na przykład na Wyspach Owczych, obiekty moich westchnień ubrane w swetry z wzorami warkoczy piją kawę z ceramicznych kubków, zachowując się nienagannie i z jakiegoś powodu nie mając pojęcia, że mnie znają.

      Uwielbiam, gdy zbyt wiele obiektów moich westchnień zjawia się na imprezie! O nie! Aż tylu facetów, w których się podkochuję! I w dodatku oni się znają! Całkiem jak w późniejszych sezonach Gry o tron, kiedy faworyci fanów spotykają się pierwszy raz, tylko że w mojej wersji jedynym fanem jestem ja sama i naprawdę mogę ich pocałować, pod warunkiem że wszyscy oprócz jednego pójdą do domu.

      Kiedyś byłam na pewnej imprezie. Przyszło na nią zbyt wielu facetów, w których się podkochiwałam, a gdy jeden z nich postanowił jechać do domu i zadzwonił po Ubera, z samochodu, który po niego przyjechał, wychylił się kierowca i krzyknął: „Blythe??! Roberson?”. On też był facetem, w którym się podkochiwałam.

      Doradzam im wszystkim ze szczerego serca, by spotkali w dżungli wystarczająco wiele kobiet, w których będą się podkochiwali, i by przeżyli z nimi własne przygody.

      „Ale ja nie znam milionów facetów, w których można się podkochiwać” – mówisz i co chwila wpadasz na ścianę, bo chodzisz z zamkniętymi oczami. Posłuchaj: jeśli spojrzy się na świat z życzliwością oraz szeroko otwartym sercem, wszyscy staną się atrakcyjni i będziemy po prostu pokazywali się od najlepszej strony. Każdy człowiek kryje w sobie cały wszechświat, trzeba go tylko skłonić, by mówił o tym, co naprawdę lubi (każdy oprócz… Jasona Segela). Jeśli uważnie się rozejrzysz, okaże się, że otacza cię mnóstwo interesujących ludzi i możesz zacząć się zastanawiać, czy przypadkiem nie powinniście lizać się nawzajem po językach.

      Tu nie chodzi o ciebie

      W podkochiwaniu się urocze jest to, że tak naprawdę wcale nie chodzi o osobę, w której się podkochujemy! Wybaczcie, obiekty moich westchnień: podobnie jak we wszystkich innych sprawach, w tej także chodzi wyłącznie o Blythe Roberson! (O mnie, nie o tę nastoletnią Blythe Roberson, która śledzi mnie na Instagramie i jest o wiele seksowniejsza oraz bogatsza ode mnie).

      Podkochiwanie się to w gruncie rzeczy miłosna energia – nosisz ją w sobie i docierasz do niej za pośrednictwem swoich wyobrażeń o drugim człowieku. To energia potencjalna miłości będąca odwrotnością energii kinetycznej związku, który faktycznie trwa. Platonicznym ideałem takiego podkochiwania się, w którym chodzi wyłącznie o tego, kto się podkochuje, jest podkochiwanie się przeżywane w dzieciństwie – bo niby co możesz zrobić z piątoklasistą, nawet jeśli on też się w tobie podkochuje? – albo wzdychanie do celebrytów. Wiemy, że nigdy ich nie spotkamy, a wręcz nie chcemy ich spotkać, bo takie spotkanie rozwiałoby nasze złudzenia i wszystko popsuło. (Pewnego razu szłam chodnikiem i z drzwi znajdujących się trzy kroki ode mnie wyszedł Tom Hiddleston. Pragnąc uniknąć spotkania z nim, instynktownie skręciłam w bok i wpakowałam się prosto na ulicę pełną samochodów). Dorosła kobieta też może czerpać miłosną energię potencjalną, СКАЧАТЬ