Nigdy nie zapomnisz. Kathryn Croft
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nigdy nie zapomnisz - Kathryn Croft страница 2

Название: Nigdy nie zapomnisz

Автор: Kathryn Croft

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 9788380534674

isbn:

СКАЧАТЬ się w tej chwili gdzieś w kącie.

      Pierwsza możliwość sprawiła, że poczułam panikę. Szybko przeszukałam schody i wybetonowany teren ogródka, po czym wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do pracy. Dociskałam telefon do ucha, żeby stłumić szum ruchu ulicznego i ledwie słyszałam sygnał. Miałam wrażenie, że mruczy bez końca, ale wreszcie Maria odebrała, ciężko sapiąc i z trudem wypowiadając słowa.

      – Maria, tu Leah.

      Najwyraźniej jej ulżyło, że nie jestem jakimś czytelnikiem potrzebującym pomocy, a ja czekałam, aż złapie oddech, jednak z każdą sekundą moja panika narastała. Już byłam spóźniona do domu, a teraz nie mogłam nawet dostać się do środka. Cały mój wieczór został zaburzony przez coś, nad czym nie miałam kontroli.

      – Nie ma sprawy – powiedziała Maria, gdy wyjaśniłam jej, o co chodzi. – Pójdę i poszukam. Zaraz oddzwonię. – I rozłączyła się, żeby jak najszybciej skończyć rozmowę i mi pomóc. Mogłam tylko czekać, podczas gdy lodowate listopadowe powietrze szczypało moją skórę. Rozpaczliwie pragnęłam znaleźć się w swoim mieszkaniu, tylko odrobinę cieplejszym, i zamknąć drzwi za kolejnym dniem.

      Było zbyt zimno, żeby stać nieruchomo, więc wchodziłam i schodziłam po schodkach, ignorując zdumione spojrzenia przechodniów. Minuty mijały i upłynęło niemal pół godziny, nim Maria w końcu oddzwoniła. Wstrzymałam oddech przekonana, że zaraz mi powie, iż nie mogła ich znaleźć.

      – Mam je! – zawołała, pobrzękując kluczami na potwierdzenie swoich słów.

      Poczułam ulgę.

      – Gdzie były? – Powinnam była jej najpierw podziękować, ale musiałam się dowiedzieć, gdzie je zostawiłam.

      – Hm, najwyraźniej jakiś czytelnik musiał je znaleźć i Sam włożyła je do pudełka w swoim biurze. Zajrzałam tam na wszelki wypadek…

      – Okej. – Nie potrafiłam zrozumieć, jakim cudem wypadły mi z torebki. Zawsze byłam taka ostrożna.

      – W każdym razie już wychodzę, więc zaraz ci je przyniosę. Mieszkasz niedaleko Garratt Lane, prawda? Mogę tam być za dziesięć minut, tylko…

      – Nie! To znaczy: nie zawracaj sobie głowy. Podejdę do biblioteki. Spotkamy się na miejscu? – Jeszcze nigdy nie zaprosiłam Marii do siebie i ostatnio coraz częściej wspominała, że mogłaby mnie odwiedzić, ale za każdym razem udawało mi się tego uniknąć.

      Zamilkła na moment.

      – No tak. W porządku. Ale spotkajmy się w kawiarni. Zaraz muszę zamykać, a jest za zimno, żeby stać na zewnątrz.

      W duchu obiecałam sobie, że jej to wynagrodzę.

      Podziękowałam jej, owinęłam się ciaśniej grubym wełnianym płaszczem i zaczęłam iść w stronę pracy. Szłam szybko, chociaż wiedziałam, że trochę to potrwa, zanim Maria wszystko posprawdza i zamknie. Po prostu chciałam już mieć te klucze w ręku. Nie spodziewałam się, by ona – czy ktokolwiek inny – to zrozumiała, ale każde zaburzenie rutyny sprawiało, że czułam się bezbronna. Potrzebowałam porządku. Wszystko musiało być dokładnie takie, jak powinno, bez odstępstw. A dzisiejszy wieczór mógł się stać odstępstwem. I tak już zostałam wybita z rytmu; powinnam teraz siedzieć w środku, gotować kolację, a potem zalogować się na stronę i raz jeszcze zanurzyć w moim zastępczym życiu.

      Gdy dotarłam do kawiarni, zajrzałam do środka przez okno, ale nigdzie nie widziałam Marii. Wszystkie miejsca były zajęte przez tłum, który właśnie skończył pracę. Ludzie gawędzili ze sobą i nie spieszyło im się do domu. W przeciwieństwie do mnie. Poczułam ukłucie zazdrości, ale wiedziałam, że nigdy nie będę mogła być taka jak oni.

      Chociaż chciało mi się pić, postanowiłam, że nie wejdę do środka. Lubiłam towarzystwo Marii, ale gdybyśmy teraz usiadły przy kawie, straciłabym cały wieczór, a musiałam dziś wejść na ten portal. Więc dalej znosiłam coraz bardziej dokuczliwe zimno. Stanęłam twarzą w stronę biblioteki, żebym mogła ją zauważyć, gdy tylko przyjdzie, wziąć od niej klucze i pójść do domu.

      Minęło dwadzieścia minut, nim się pojawiła. Szła, jakby spacerowała po plaży; wcale jej się nie spieszyło, żeby oddać mi klucze.

      – Och, czekasz tutaj? – zdziwiła się, gdy do mnie podeszła. – Myślałam, że napijemy się kawy.

      – Naprawdę mi przykro, ale muszę wracać do domu. Jestem bardzo zmęczona. Ale może umówimy się na kawę w przyszłym tygodniu? – Zastanawiałam się, czy udać ziewanie, ale wątpiłam, by udało mi się ją nabrać.

      Jej uśmiech zniknął.

      – Okej. Ale w przyszłym tygodniu już na pewno, prawda? – Wyciągnęła moje klucze z kieszeni. – Następnym razem bądź ostrożniejsza – dodała, wręczając mi je.

      Gdy szłam do domu, zastanawiałam się, na ile jej komentarz był żartobliwy.

      Zamknęłam za sobą drzwi do klatki schodowej i przez chwilę stałam nieruchomo u dołu wąskich schodów; ten rytuał zawsze dodawał mi otuchy, jakbym wkraczała w swoją bańkę, odcinając się od świata zewnętrznego, wiedząc, że jestem bezpieczna. To była moja przestrzeń i rzadko miewałam gości. Tak było łatwiej.

      Oczywiście zdarzały się rzadkie okazje, gdy zapraszałam mamę, ale takim spotkaniom zawsze towarzyszyło napięcie i musiałam się do nich przygotowywać psychicznie całymi tygodniami. Narzekała, że Londyn to okropne miejsce, i upierała się, że w domu byłoby mi lepiej. Nie chciała się pogodzić z faktem, że to małe mieszkanko w Wandsworth  b y ł o  teraz moim domem. Nie miałam innego.

      Na wytartej wycieraczce leżała sterta kopert. Zebrałam je i popędziłam na górę po skrzypiących schodach, żeby mój wieczór jak najszybciej wrócił na właściwe tory. Zwykle otwierałam pocztę, zanim zrobiłam cokolwiek innego, ale burczenie w brzuchu kazało mi najpierw coś zjeść, i to szybko, więc po raz pierwszy zostawiłam koperty na kuchennym blacie. I tak nigdy nie dostawałam niczego, co byłoby tak ważne, że nie mogłoby poczekać.

***

      Chociaż moje życie przypominało wegetację, próbowałam sobie czymś wypełnić każdą chwilę. Bezczynność była dla mnie toksyczna; oznaczała, że myśli mogły wziąć nade mną górę, a i tak już zbyt długo na to pozwalałam. Moim celem było teraz trzymanie ich na dystans.

      Raz w tygodniu pracowałam jako wolontariuszka w domu opieki na sąsiedniej ulicy. Czytałam mieszkańcom po kolacji i dotrzymywałam im towarzystwa. Gdybym mogła sobie na to pozwolić, robiłabym to przez siedem dni w tygodniu. Już sam widok ich twarzy, rozjaśniających się, gdy wchodziłam, pozwalał mi wierzyć, że nie jestem złym człowiekiem.

      Ale wciąż pozostawało wiele godzin, które musiałam czymś wypełnić. To dzięki Marii kilka miesięcy wcześniej odkryłam portal Two Become One. Ona nigdy się nie wstydziła, że szuka mężczyzny, który zostanie z nią dłużej niż tydzień, i otwarcie mówiła, że umawia się przez portale randkowe. Ten wydał mi się najbezpieczniejszy, ludzie przełamywali tu lody na czacie, zanim zdecydowali, czy chcą się spotkać.

      Gdy СКАЧАТЬ