Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3. Sierra Simone
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3 - Sierra Simone страница 21

Название: Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3

Автор: Sierra Simone

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 978-83-66520-06-6

isbn:

СКАЧАТЬ go w podeszwy stóp, aż by się śmiał, wciskałbym się i wtykałbym nos w każdy zakamarek jego ciała – w zgięcie łokci, między palce nóg i pod pachy – aż zrozumiałby, że każda cząstka jego należy do mnie.

      Wcisnąłbym Greer między nas i wespół kochalibyśmy ją tak, jak ona tego potrzebuje: rozchyliłbym jej nogi i pozwoliłbym mu dogadzać sobie między nimi, a kiedy by w nią wszedł, przyglądałbym się i moje serce byłoby nasycone.

      Tkwiąca u mego boku Greer wydaje ciche, niezamierzone westchnienie.

      – Co się dzieje, pieszczoszko?

      Unosi na mnie wzrok.

      – Brak mi go… teraz.

      – Mnie też, aniele.

      – Jak ty możesz znosić to tak spokojnie? Jak możesz to wszystko trzymać w sobie?

      Trzymać co?, mam ochotę spytać. Moje jebane serce rozpierdolone na ociekające krwią strzępy? Moją głupią nadzieję na przyszłość z obojgiem – moją królową i moim księciem – w moim królestwie zbudowane z Embrym u boku?

      Czy ona nie widzi połamanych kości wystających przez moją skórę? Jaskrawych karmazynowych ran na całym moim ciele? Po cóż tacy ludzie jak ja pełzają między ziemią a niebem? Czy ona nie widzi, że się czołgam? Nie widzi, że płaczę? Gdybym wbił sobie palce w żyły i wyrwał z nich cokolwiek wartego ofiary, moją duszę czy krew, moją przeszłość czy przyszłość, to ja pierdolę, dokonałbym tego.

      Czegokolwiek, czegokolwiek, czegokolwiek.

      Padam na kolana przed własną żoną. Widzę szok malujący się na jej twarzy, kiedy opieram dłonie grzbietami na udach i zwracam wnętrzami do sufitu w jednoznacznie uległej pozie. To nie spontaniczny gest wyrażający potrzebę i adorację, który wykonałem rankiem w rezydencji, to przemyślany gest uległości i pokory, na który nigdy dotąd jeszcze się wobec niej nie zdobyłem.

      Psalm pięćdziesiąty pierwszy. Psalm cudzołożnika. Psalm ojca opłakującego syna, którego nie powinien był począć. To właśnie cytuję:

      – „Ty się bowiem nie radujesz ofiarą i nie chcesz całopaleń, choćbym je dawał”.

      Greer wpatruje się we mnie w ciemności wielkimi srebrnymi oczami.

      – „Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym”.

      Po policzku mojej królowej spływa pojedyncza łza, a ja jej nie ocieram. Pozwalam jej opaść, trzymając ręce rozłożone i puste.

      – „Panie, okaż Syjonowi łaskę w Twej dobroci: odbuduj mury Jeruzalem! Wtedy będą Ci się podobać prawe ofiary”.

      Po mojej najukochańszej w świecie twarzy spływa kolejna łza i moją pierś dławi wspólny ból. Już nigdy więcej nie zawiodę jej i Embry’ego. Nie zawiodę jej.

      Będę ją kochać, aż gwiazdy się wypalą i będą tkwić na czarnym niebie jako zimne skały.

      Prawe ofiary, przypominam sobie. Pana radują wyłącznie prawe ofiary. Jakiż zlany krwią i niemrawy byłby ten świat, gdybyśmy wszyscy oddali się męczeństwu. Cóż za ponętna pierdolona przynęta nurzać się w melancholii, poddawać niemocy i rozczulać nad sobą. Ale świat nie został stworzony dla krwawienia i niemrawości, a te przynęty są pułapkami na ulegających nastrojom i próżnych. Świat musi się kręcić, bitwy trzeba staczać, graale nie znajdą się same. Jakkolwiek kusząca mogłaby się zdawać ofiara dla ofiary, jakkolwiek kuszące mogłoby się zdawać samobiczowanie, melancholia i zachłanna posępność – to nie jest prawa ofiara. To służyłoby wyłącznie mnie, a ja mam obowiązek służyć tak wielu innym.

      Świat musi się kręcić.

      A jednak…

      A jednak przez krótką chwilę zastanawiam się, jak to jest po drugiej stronie. Jak to jest nie musieć służyć nikomu, móc podążać za własnymi, choćby najbardziej przelotnymi impulsami, zmierzać do własnych samolubnych celów. Jak by to było poddać się. Ugiąć. Choćby tylko na chwilę złożyć koronę i miecz na posadzce i nieść swoje serce w rękach.

      – Trzymam to w sobie, jak umiem – odpowiadam w końcu. – I obawiam się, że w tej chwili nie najlepiej mi to idzie. Ale muszę to robić, Greer. Muszę, nawet jeśli od tego rozpływają się we mnie kości i jeśli pożera mnie to żywcem. Nawet jeśli czasami fantazjuję o nietrzymaniu tego wcale.

      – Pozwól mi… – błaga – pozwól mi potrzymać to za ciebie. Zbij mnie, zerżnij, zrób wszystko, czego ci trzeba.

      Cokolwiek, czego potrzebuję. Czy ona zdaje sobie sprawę, że w tej chwili potrzebuję wszystkiego? Jestem rozdziawioną, zasysającą pustką nienasyconego łaknienia.

      – Czy możemy czegoś spróbować? – Serce tłucze mi się nieznośnie w piersi, w ustach mi zaschło. Niezdarny. Czuję się, jak chłopiec zapraszający kogoś na pierwszą randkę.

      – Czy możesz… czy możemy, to znaczy… chcę…

      Odchrząkuję i spuszczam wzrok na swoje ręce oparte na udach.

      – Dziś chcę być twoim niewolnikiem. Wiem, że przez cały dzień przygotowywałem cię na odwrotny scenariusz i jeśli zechcesz, żebym był twoim panem, dotrzymam słowa. Po prostu pomyślałem… – Głos mi się łamie, brak mi słów. Odchylam głowę i patrzę w sufit. – Po prostu chcę wiedzieć, jak to jest. Nie chcę zawsze dźwigać ciężaru panowania.

      Słyszę szelest sukni, słyszę oddech Greer.

      – Mogę spróbować. Ale to nie będzie… Nie jestem tobą, Ash. Obawiam się, że będę się czuć niezręcznie. Jak dziecko, które coś udaje.

      Opuszczam głowę, by na nią spojrzeć.

      – Jesteś doskonała – mówię cicho. – Wszystko, co zrobisz, będzie doskonałe.

      Przygryza wargę, a ja widzę niepewność w jej oczach jak morze w księżycowym blasku. Obawia się, że okaże się niezdarna, że nie zdoła mnie zaspokoić. Rozumiem to – panowanie jest dużo trudniejsze niż uległość. Osoba dominująca musi nie tylko planować, lecz także odgadywać, czego potrzebuje osoba podległa, musi nieustannie czuwać nad przebiegiem wydarzeń i prowadzić partnera przez ból i rozkosz. To ciężka robota. Radosna i przyjemna, często, lecz jednak ciężka. I oto w trakcie trwającego od rana spektaklu naraz, bez ostrzeżenia, nie dając jej szans na przygotowanie własnego scenariusza, proszę Greer, by zamieniła się ze mną miejscami.

      Jednak gotów jestem złamać się i runąć w proch. I jeśli jest na tej planecie osoba, przed którą mogę to zrobić, zachowując poczucie bezpieczeństwa, to jest nią Greer Galloway Colchester.

      – Proszę – szepczę. Schylam się, opieram dłonie na podłodze przed Greer i biję przed nią czołem. – Chcę poczuć się wolny od ciężaru władzy. Choćby tylko na kilka minut.

      – Jestem zdenerwowana – przyznaje. – Zdarzało mi się… СКАЧАТЬ