Koniec świata nr.13. Katarzyna Ryrych
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Koniec świata nr.13 - Katarzyna Ryrych страница 4

Название: Koniec świata nr.13

Автор: Katarzyna Ryrych

Издательство: PDW

Жанр: Детские приключения

Серия: To lubię

isbn: 9788376728544

isbn:

СКАЧАТЬ alt=""/>

      – To biel cynkowa – sprostowała Sabina, która znała na pamięć wszystkie nazwy wypisane na tubkach.

      – Jestem Piotr Muzyk, malarz – uśmiechnął się ojciec. – Malarz. Piotr Muzyk.

      – Malarz czy muzyk, proszę się zdecydować – zażywny jegomość lekko poczerwieniał z irytacji.

      – Malarz Muzyk – powiedziała Sabina, z zainteresowaniem przyglądając się, jak gruby chłopiec pakuje łapę w miseczkę z olejem lnianym.

      – Proszę zadzwonić pod ten numer, jak się pan zdecyduje, kim jest – jegomość wytarł rękę chłopca chustką, rzucił na stół wizytówkę i wyszli, zatrzaskując za sobą drzwi.

      Ledwie na schodach ucichły ich kroki, zadzwonił telefon.

      – Czy był u was prezes Nowicki? – Sabina rozpoznała głos Ciotki Plotki. – Właśnie posłałam go do pracowni, chciał zamówić portret wnuka…

      Ojciec Sabiny mruknął coś niezrozumiałego i spojrzał na kartonik, który przykleił się do palety.

      – Radosław Nowicki – przeczytała głośno i wyraźnie Sabina, przechylając się przez ramię ojca.

      – Chyba powinienem zmienić nazwisko – powiedział ojciec, kiedy wieczorem cała rodzina usiadła do kolacji.

      – I jak, dotarł do was Radek? – Ciotka Plotka wpadła do kuchni, powiewając jedwabnym szalem.

      Ojciec Sabiny podał siostrze poplamioną farbami wizytówkę.

      – Owszem – powiedział ponuro. – Chyba powinienem zmienić nazwisko – powtórzył po chwili.

      – Jak to ? – Ciotka Plotka lekko pobladła na twarzy. – Czyżby coś poszło…

      – Tak – przytaknął ojciec. – Wszystko poszło nie tak. Nie zrozumiał, że malarz może mieć na nazwisko Muzyk.

      – I odwrotnie – wtrąciła nieproszona Sabina.

      – Nic z tego nie rozumiem – powiedziała Ciotka Plotka.

      – Ja też – podsumowała Sabina.

      Wieczorem podsłuchała, jak mama i ciotka rozmawiały o czymś, co nazywało się „kwiprokwo”, i o tym, że ciotka straciła wszelkie szanse na zostanie panią Nowicką, bo przecież nikt normalny nie chciałby wiązać się z kimś, kto mieszka w domu wariatów.

      – I na dodatek rodzinny dom wariatów znajduje się na ulicy o nazwie Koniec świata numer 13 – oświadczyła Sabina.

      Odłożyła na bok książkę, westchnęła i przymknęła oczy.

      Obudziło ją ciche chrobotanie. To Szczurek Jurek wdrapał się na łóżko i napoczął okładkę.

      Palcem na wodzie pisane, czyli Sabina bierze sprawy w swoje ręce

      Spotkanie przyjaciół na ulicy Koniec świata numer 13 zakończyło się o świcie, kiedy Sabina spała smacznie, zapomniawszy o czerwonym pasku i płynących z jego posiadania korzyściach. Kiedy otworzyła oczy, w mieszkaniu było podejrzanie cicho.

      Nawet Szczurek Jurek spał w swoim domku, a przez uchylone okno nie dochodziły dźwięki radia z mieszkania Wiedźmalinowskiej. W tej ciszy było coś nienormalnego i Sabina przez jedną krótką chwilę zastanowiła się, czy przypadkiem nie nadszedł Armagedon, którym straszyli nawiedzający ich od czasu do czasu Kociarze. Oczywiście kiedy Sabina użyła tego słowa, mama wytłumaczyła jej, że są to świadkowie Jehowy i że każdy ma prawo wierzyć, w co chce, niezależnie od tego, czy to się komuś podoba, czy nie.

      – Nawet w Latającego Potwora Spaghetti – oświadczył chłopak, którego włosy przypominały wielokolorowego mopa, a który pobierał lekcje rysunku u ojca Sabiny.

      Zapytany nieco później o szczegóły, poinformował, że wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti noszą na głowie sitka do odcedzania makaronu, co trzeźwo myślącej Sabinie wydało się głupie, ale nie powiedziała tego głośno, bo przecież należało szanować każde wyznanie.

      Tymczasowo porzuciła temat Kociarzy i po dalsze informacje udała się do Wiedźmalinowskiej. Ta najpierw przeżegnała się, a następnie obdarowała Sabinę obrazkiem przedstawiającym Anioła Stróża.

      Sabina schowała obrazek do kieszeni i opuściła mieszkanie sąsiadki, zastanawiając się, jak to możliwe, aby dorosła osoba nie miała najmniejszego pojęcia o tym, że należy szanować każde przekonanie religijne.

      Kiedy przy jakiejś okazji opowiedziano tę historię jako rodzinną anegdotę, Babcia Saper zrobiła Oburzoną Minę numer 3 i orzekła, że rodzice Sabiny robią błąd wychowawczy za błędem, albowiem dzieci należy wychowywać, a nie INFORMOWAĆ, bo inaczej rosną na przemądrzałe i niesympatyczne.

      Sabina za przemądrzałą nie uważała się wcale. Nie wiedziała jeszcze tak wielu rzeczy – na przykład tego, czy globalne ocieplenie jest wymysłem bandy ekologów, czy też realnym zagrożeniem, i czy białe niedźwiedzie na biegunie poradzą sobie ze zdobywaniem pożywienia.

      Tak czy siak – nie nastąpiła żadna, nawet najmniejsza katastrofa, chociaż wszedłszy do kuchni, Sabina z pewnością wolałaby jednak katastrofę ekologiczną.

      W kuchni, omijając śpiącego na wiklinowej kanapce Wuja Psuja, z marsową miną krzątała się Babcia Funia.

      – Mam świadectwo z czerwonym paskiem – pochwaliła się odruchowo Sabina.

      Babcia Funia zmarszczyła się zupełnie jak bokserka Wiedźmalinowskiej.

      – Niestety, kochanie, w tym miesiącu nie mam już ani funia – powiedziała, mieszając coś, co podejrzanie bulgotało w dużym czerwonym rondlu. – Nie masz pojęcia, ile kosztują mnie artystyczne pasje twojej matki – westchnęła. – Twój ojciec powinien zarobić przynajmniej na farby i pędzle, nie mówiąc już o…

      Babcia Funia najwyraźniej po raz kolejny zamierzała wyliczyć wszystko, co zakupiła w okresie Wielkiego Kryzysu, jaki trapił rodzinę Muzyków od ubiegłego lata.

      – Wcale nie jest łatwo wyżyć ze sztuki – wypaliła Sabina, zanim zdążyła ugryźć się w język, bo chociaż z całego serca pragnęła mieć normalnych rodziców podobnych do rodziców Zuzi, za nic w świecie nie pozwoliłaby nikomu krytykować Piotra i Pauliny.

      Babcia Funia prychnęła z oburzeniem.

      – A proponowałam twojej mamie, żeby zaczęła uczyć plastyki w szkole…

      Sabina nabrała głęboki haust powietrza i w myśli policzyła do trzech, tak jak wyczytała to na jednej ze stron internetowych. Uczenie plastyki w szkole – pomyślała i przypomniała sobie panią Romanę, która bezskutecznie próbowała zapanować nad szalejącą na lekcjach plastyki klasą. Koledzy i koleżanki Sabiny Muzyk lat dwanaście zajmowali się na tej lekcji wszystkim, tylko nie posłusznym malowaniem sztucznych kwiatków w glinianym wazonie. Nad СКАЧАТЬ