Niegrzeczne. Jacek Hołub
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niegrzeczne - Jacek Hołub страница 8

Название: Niegrzeczne

Автор: Jacek Hołub

Издательство: PDW

Жанр: Языкознание

Серия: Reportaż

isbn: 9788380499683

isbn:

СКАЧАТЬ do nich przysiadła. Po dziesięciu minutach koleżanki gdzieś poszły. Marta została sama.

      Była zła:

      – Ale ta Iza jest bezczelna.

      – Dlaczego?

      – Bo gadała z tymi dziewczynami, a do mnie nic.

      – No dobra, ale czy ty próbowałaś z nimi rozmawiać?

      – Nie! Przecież Iza to moja koleżanka!

      – No ale przecież one też są jej koleżankami. Jak chcesz z nimi porozmawiać, to możesz je o coś zapytać. Musisz jakoś zacząć rozmowę.

      Nie umiała zagadnąć. Nie rozumiała, że mogą się bawić we czwórkę. Sama nie zacznie rozmowy, a do kogoś ma pretensje. „Iza jest bezczelna, bo rozmawia z innymi dziewczynami”.

      Marta woli kontakt z dorosłymi. Najlepiej czuje się w domu starców, w którym mam swoją kuchnię. Może dlatego, że tu nikt nie daje jej do zrozumienia, że jest dziwna. Akceptują ją taką, jaka jest. Zna imiona i nazwiska wszystkich pensjonariuszy ośrodka, wie kto, co i jak. Mogłaby cały czas spędzać z nimi, chce im podawać jedzenie, lać wodę do kubków. Wszystkim mówi po imieniu, nawet do mnie, taty i babci.

      Na przykład:

      – Zadzwoń do Haliny, bo chciałam jej coś powiedzieć.

      Próbuję ją tego oduczyć:

      – Marta, przecież to twoja babcia, nie żadna „Halina”.

      Ale ona robi swoje.

      Najbardziej lubiła jednego pana, Romka. Bardzo spokojny, po sześćdziesiątce, przez wiele lat był bezdomny. Tak trafił do nas. Dla niej to był „Romek kochany”. Zawsze się dziwiłam, jak mi opowiadał, że Marta to jedna z niewielu osób, które go nie denerwują. Rozmawiali, chodzili na spacery, czasem grali na dworze w piłkę. Aż w końcu Romka przenieśli do innego domu pomocy społecznej. Marta przeszła nad tym do porządku dziennego, jakby jej to w ogóle nie obeszło.

      Teraz dotrzymuje towarzystwa pani Jadzi. Ale pewnie niedługo cierpliwość starszej pani się skończy, bo jak Marta woła do niej „Chodź!”, to musi iść, a jak: „Stój!”, to ma stać. Nie rozumie, że to osoba w podeszłym wieku, jest schorowana, może nie mieć siły albo ochoty na jej zabawy. To bardzo miła kobieta, ale ostatnio nie puszczam do niej córki. Gdy Marta jest z nią pół godziny, to jeszcze jest dobrze, ale jak godzinę, to zaczyna sobie wymyślać różne zabawy, coś jej zabiera, przekłada. Nie da sobie powiedzieć, że tak nie można.

      Mój brat ma małą córeczkę, Marta chciałaby ją ciągle wozić w wózku. Wozi ją i patrzy na kółka, przykrywa ją kołderką, chce jej cały czas dawać pić.

      Ale gdy ją pytam:

      – A chciałabyś mieć takiego brata albo siostrę?

      – Nie.

      – A czemu?

      – Bo zrobi kupę i będzie śmierdzieć.

      Marta do dzisiaj ma problemy z higieną, musimy jej pomagać. Nienawidzi kąpieli, mycia zębów i głowy. Muszę milion razy powtarzać, żeby poszła się umyć, a potem stać nad nią i jej pilnować. Najlepiej, żebym to ja ją myła, bo jak zrobi to sama, to pożal się Boże. Ale zębów umyć sobie nie da. Zęby to jedna wielka walka. Ile miała szczoteczek: świecąca, błyszcząca, elektryczna… A ile past: tej nie, bo ją parzy, tamta też nie, bo ją od niej boli.

      Kiedy miała cztery lata, kupiliśmy jej pod choinkę lalkę, która mówi, je, sika i robi kupę. Mieliśmy taką Wigilię, że ja dziękuję. Przyszedł czas na otwieranie prezentów, wyjęła zabawkę, cała szczęśliwa. Tata ją podłączył. Wszystko było super, dopóki w pewnym momencie lalka nie powiedziała: „Mamo, chcę jeść”. Dokładnie tak samo mówiła Marta.

      Gdy usłyszała ten głos, wpadła w taki szał, że nie umieliśmy jej uspokoić w cztery osoby. Cisnęła lalką o ziemię, zaczęła krzyczeć: „Wyłącz to, wyłącz! Nie chcę tej lalki! Zabierz ją!”.

      Musiałam ją natychmiast schować, nie chciała nawet na nią spojrzeć. Cała się trzęsła ze złości, że lalka zaraz zrobi kupę i co będzie. Tłumaczyliśmy, że to przecież nie jest prawdziwe dziecko, ale z kupą nie dała się przekonać.

      Niedawno, po pięciu latach, wyciągnęliśmy tę lalkę z szafy i miała ją pokazać znajomemu. Była przerażona. Poryczała się i uciekła do łazienki. Bo lalka zrobi kupę. Przekonywałam ją: „Marta, przecież to nie jest prawdziwa kupa. Powąchaj!”. Nie i koniec. Kupa to dla niej problem. Gdy idzie do ubikacji, mówi: „Mamo, musisz mnie wytrzeć”. Po pieskach – mamy dwa – też kup nie zbiera, bo ją brzydzą. Nie dotknie, to silniejsze od niej.

      Z ubieraniem też jest problem. Niektórych rzeczy nie włoży. Chciałam, żeby poszła na zakończenie roku szkolnego na galowo, ale się nie zgodziła. Musiałam odpuścić. Poszła ubrana, że śmiech na sali. Włożyła niebieską sukienkę w falbany i powiedziała, że nie włoży niczego innego, bo to ją boli, to ciśnie, metki ją uwierają. Noszenie butów też ją boli. Tak samo rajtuz.

      Boi się spać sama. Jeszcze do niedawna spała ze mną albo z tatą. Tłumaczyłam jej: „Marta, ty musisz sama spać, bo nie może być tak, że będziesz miała trzydzieści lat i będziesz spała w jednym łóżku z tatą”. W końcu dała się przekonać. Piotr koło swojego łóżka postawił mniejsze i śpią osobno. U mnie w jej pokoju mamy we wnęce duże łóżko, gdzie spałyśmy obie, i wersalkę. Kiedyś leżałyśmy obok siebie i ona mówi do mnie tak:

      – Mamo, to ja może pójdę sama spać?

      Byłam padnięta. Pomyślałam: „No nie. Kurczę, teraz będę musiała rozkładać tę wersalkę”. Wykombinowałam:

      – Wiesz co, ze mną jeszcze możesz spać, tylko z tatą nie wypada, bo jesteś dziewczynką.

      Marta popatrzyła na mnie i spytała:

      – Ty się boisz sama spać?

      – Nie wiem. Może trochę – zażartowałam.

      – Mamo, a jak ja będę miała trzydzieści lat, to wciąż będę musiała z tobą spać, bo ty się boisz?

      Marta ma różnego rodzaju natręctwa i dziwactwa. Zachowuje się jak chłopak. Chce sikać na stojąco. Dotyka ziemi, asfaltu. Musi dotknąć co drugiego stopnia na schodach, ściany, coś tam poklepać. I to drapanie. Czasami drapie się pół nocy, do krwi. Nogi i ręce ma całe w strupach. Podobno wszystko ją swędzi, ale odkąd dostała leki, jest lepiej.

      Albo mówi do mnie: „Pogłaskaj psa. Pogłaskaj psa”. I tak dwadzieścia tysięcy razy. Muszę to zrobić, bo nie przestanie. Myślę sobie: „To natręctwo, nie robi tego specjalnie”, ale równocześnie mam wrażenie, że to na mnie wymusza. Boję się, że jak raz jej ulegnę i jej się uda, to zrobi to jeszcze raz i jeszcze. I zwali na autyzm. Marta jest bardzo inteligentna. Umie manipulować.

      Czasami nie do końca potrafię wyczuć, gdzie kończą się zaburzenia córki, a zaczyna jej trudny charakter. Niekiedy mam wrażenie, że wszystko doskonale rozumie, tylko robi mi na złość. I daję СКАЧАТЬ