Czy można w to wierzyć, skoro kilka dni wcześniej ta sama gazeta powątpiewała, czy Gorgonowa w ogóle kiedykolwiek mieszkała w Dalmacji i czy zna język serbski?
Popołudniówki piszą, że jest zła i próżna i zanim wyjdzie z celi na przesłuchanie, zawsze długo się stroi, szminkuje usta, pudruje twarz i przegląda się w lustrze. Prasa rewolwerowa, jak ją nazywają we Lwowie, odpowiada na zapotrzebowanie czytelników, którzy chcą czytać o moralnym zepsuciu domu Zaremby, dowiedzieć się szczegółów – kto, kogo, z kim i dlaczego – poznać bliżej bohaterów, spojrzeć im w oczy (redakcje biją się o zdjęcie inżyniera Zaremby, ale nigdzie nie mogą go zdobyć) i ocenić, kto jest zły, a kto dobry.
Zła jest Gorgonowa, bo omotała starego, wykorzystała go, być może kosztem jego dzieci, a na koniec zabiła mu córkę, z którą konkurowała.
Zły jest Zaremba, bo dał się młódce omamić. Zamiast wieść żywot wdowca i odwiedzać chorą żonę w szpitalu, zakochał się bez pamięci. W zamordowaniu córki może nie brał udziału, ale kryje swoją kochanicę.
Dobra jest Lusia (nikt nie nazywa jej już Elżbietą), dziewczynka, która chciała wyrwać tatusia z rąk złej „macochy” i zapłaciła za to najwyższą cenę.
Gazety czynią z Gorgonowej uosobienie zła. Gdyby oprzeć się na tym, co piszą, byłaby bardziej podstępna niż Lady Makbet i gorsza niż macocha Kopciuszka.
Z przecieków ze śledztwa, plotek, strzępków informacji budują portret kobiety potwora. Piszą, że jej postępowanie cechuje cynizm, że nie okazuje skruchy. Że usta ma wykrzywione w nonszalanckim uśmiechu, gdy spotyka się z sędzią śledczym, a kpiący uśmieszek pojawia się na jej twarzy, gdy mówi o śmierci Lusi.
Nie mieliśmy jeszcze w Polsce sprawy, która by w tak niezwykły sposób zajmowała opinię publiczną – pisze komentator Senior w endeckich „Nowinach Codziennych”. – Roznamiętnienie, pełne gwałtownych nieraz dysput, przenika nawet do wnętrza rodzin. Ogromna większość szerokich mas obserwuje sprawę Gorgonowej z niesłabnącą ciekawością.
Czym wytłumaczyć to zjawisko?
Przede wszystkim wzmaga powszechne zaciekawienie fakt, że oskarżoną o zbrodnię jest kobieta. Kobiety bowiem stosunkowo rzadko dokonują zbrodni morderstwa własnymi rękoma. Za to morderstwo popełnione przez kobietę bezpośrednio jest o wiele bardziej wyrafinowane.
Po wtóre zaś fascynująco działa moment zagadki. Tajemnica willi brzuchowickiej została tak zagmatwana, że znak zapytania nie tylko się nie rozwiewa, ale coraz bardziej rośnie. Trudność dotarcia do źródeł prawdy czyni z procesu Gorgonowej sensację specjalnego kalibru.
Ale jest jeszcze coś więcej. To zbiorowe poczucie sprawiedliwości. Poczucie tak silnie, nieraz nawet aż namiętnie, dowodzi istnienia w Polsce czułego sumienia publicznego, zdolnego do reakcji zbiorowych i bardzo silnych.
Nadkomisarz Józef Frankiewicz natychmiast po przyjeździe do Lwowa na podstawie zeznań świadków odtwarza ostatnie chwile życia siedemnastoletniej Elżbiety Zarembianki. To jeden z ważniejszych dokumentów śledztwa, z którego poznajemy szczegółowy przebieg wypadków i to, co działo się tuż po śmierci dziewczynki.
Frankiewicz pisze, że ze Lwowa do Brzuchowic rodzina inżyniera Zaremby przyjeżdża w środę, 23 grudnia. Wszyscy już wiedzą, że jest to pożegnalne spotkanie. Nigdy w takim składzie w tej willi pewnie się już nie spotkają, bo czterdziestoośmioletni inżynier postanowił rozstać się z młodszą o osiemnaście lat partnerką. Klamka zapadła kilkanaście dni temu, gdy Zaremba wynajął czteropokojowe mieszkanie w kamienicy przy ulicy Potockiego 71. Zbyt małe, by zamieszkała tu jeszcze z nim Rita z ich czteroletnią córeczką. Więc na Potockiego przeniosą się z inżynierem tylko dzieci z pierwszego związku – siedemnastoletnia Lusia i jej o trzy lata młodszy brat Stanisław. Czekają już tylko na informację od dotychczasowych lokatorów, którzy mają zwolnić mieszkanie najpóźniej do 1 stycznia.
W związku z tym Rita z Romusią muszą opuścić ich wspólne siedmiopokojowe mieszkanie wynajmowane przy ulicy Dembińskiego 8 i przenieść się do domu Zaremby w Brzuchowicach. Brzuchowice to taki lwowski Konstancin, do którego ciągną bogacze ze Lwowa. Wśród piaszczystych pagórków porośniętych sosnami postawili tu swoje luksusowe domy. Pomiędzy nimi przy bocznej ulicy stoi letni dom Henryka Zaremby, w którym po rozstaniu będzie mogła zamieszkać z dzieckiem Gorgonowa. Ponieważ Rita nigdzie nie pracuje, inżynier zgodził się też łożyć na jej i córeczki utrzymanie.
Atmosfera schyłku związku sprawia, że pod koniec grudnia w willi jest jak na polu minowym. Ciągle wybuchają awantury. Największy żal Rita ma do córki Zaremby, która podburza ojca przeciwko niej. Guwernantka nie szczędzi złośliwości dziewczynie. Lusia, kiedy tylko może, schodzi jej z drogi, bo wie, że to ostatnie wspólne chwile. Rano wyjeżdża kolejką do Lwowa pakować rzeczy w starym mieszkaniu, wraca wieczorem, je kolację, kładzie się spać. Nie dostarcza żadnych pretekstów do kłótni.
Lusia wychodzi z domu, gdy na dworze jest jeszcze ciemno. Na stację idzie najkrótszą drogą, obok domu ogrodnika, przez furtkę z tyłu ogrodu. Klucz zawsze wisi tam na gwoździu przy bramie. Potem przemierza kilkaset metrów leśną dróżką do dworca kolejowego Hołosko. (Willa Zaremby leży na terenie wsi Łączki, na granicy dwóch gmin – Brzuchowice i Hołosko). Dworzec to dwie budy zbite z desek otoczone drewnianym płotem – w jednej jest kasa biletowa, w drugiej poczekalnia. O szóstej czterdzieści pięć Lusia wyrusza pierwszym pociągiem do Lwowa. To tylko dziewięć kilometrów. Droga na miejsce z dwoma przystankami – w Rzęśnie Polskiej i Kleparowie – zajmuje kwadrans.
Do kamienicy przy ulicy Dembińskiego można z Dworca Głównego dojechać tramwajem. Cztery przystanki dwójką. Wysiąść trzeba na ostatnim, przy ulicy Gródeckiej.
Dembińskiego to mała uliczka odchodząca od placu Bema przy dawnych austriackich koszarach. Tu Lusia zostaje aż do wieczora, pakując rodzinny dobytek.
O dziewiątej wyjeżdża z Brzuchowic Zaremba. Do Lwowa dociera autobusem. Swoje biuro architektoniczne ma w dwupiętrowej kamienicy przy ulicy Kopernika 10, naprzeciw nowoczesnego kina Kopernik. I choć na Dembińskiego stąd niedaleko, nie spotyka się tego dnia z córką. Lusia telefonuje do niego koło południa. Mówi, że wróci wieczorem do domu sama. Prosi, żeby ktoś na nią czekał na peronie.
Zaremba wraca ze Lwowa pociągiem o piętnastej dwadzieścia pięć. Dołącza do Stasia i Romusi, bawiących się w śniegu w ogrodzie. Lepi z dziećmi bałwana, rzuca śnieżkami, ciągnie Romusię na sankach. Gdy zapada zmrok, СКАЧАТЬ