Название: Koronkowa robota
Автор: Cezary Łazarewicz
Издательство: PDW
Жанр: Биографии и Мемуары
Серия: Reportaż
isbn: 9788380496637
isbn:
I to z kluczowych dowodów wszystko.
– Czy przyznaje się pani do zamordowania Elżbiety Zarembianki? – pyta ją na każdym przesłuchaniu młody asesor sądowy Zdzisław Kulczycki, do którego sprawa trafiła dość przypadkowo. (Adwokaci z palestry długo będą się dziwić, dlaczego podjęto lekkomyślną decyzję, by sprawę powierzyć właśnie jemu, asesorowi posiadającemu zaledwie kilkumiesięczne doświadczenie śledcze, a nie sędziemu śledczemu z długim stażem).
Za każdym razem Rita odpowiada podobnie:
– Nie. Nie uczyniłam tego! – Po czym pyta przesłuchującego: – Skąd te podejrzenia? Kto śmie mnie podejrzewać?
Później dialog wygląda mniej więcej tak:
– Więc kto, zdaniem pani, dopuścił się tej zbrodni?
– Nie wiem. Cóż to mnie obchodzi? Na to jest policja!
– A co pani na dowody, jakie zebraliśmy przeciwko pani?
– Nic. Nie uważam, by udowadniały moją winę. To są może dowody przeciw komu innemu.
– Może pani wskaże, kogo pani podejrzewa o morderstwo?
– Nie. Niech panowie się tym martwią.
– Skąd się wziął kilof w basenie?
– Co mnie to obchodzi? Używał go dozorca.
– Skąd pochodzi wybita szyba?
– Stłukłam ją łokciem. Było to po ujawnieniu morderstwa, gdy mąż mój wołał: „Wody, wody!”. Pośpieszyłam na dwór po wodę. Chciałam wrócić przez werandę i stłukłam szybę, by przekręcić klucz tkwiący od wnętrza.
– Skoro pani stłukła szybę łokciem, to skąd ma pani okaleczenia na przegubie dłoni?
– Zraniłam się przy usuwaniu odłamków pozostałych w ramie okna.
– Jak to? Tam leży trup, ktoś wzywa pomocy, pani śpieszy z wodą i nagle zatrzymuje panią taki drobiazg jak usuwanie odłamków z ramy okna?
– No tak. Jestem taka skrupulatna, że z miejsca musiałam to posprzątać.
– Proszę pani – mówi pojednawczo sędzia. – Gdyby pani ze skruchą powiedziała prawdę, byłaby to okoliczność łagodząca. Wzięłaby pani sobie adwokata i obrona byłaby możliwsza!
– Nie potrzebuję adwokata – odpowiada – bo nie poczuwam się do winy, jak pan taki psycholog, to niech pan udowodni przed sądem, że jestem zbrodniarką.
„Zeznając, zaciska szczęki, trwa przy tonie, w jaki uderzyła od pierwszej chwili. Gdy jej przedkładają rzeczowe dowody, pąsowieje na całej twarzy aż po szyję, ale ironicznie się uśmiecha i wszystkiemu przeczy” – zauważa dziennikarz „Słowa Polskiego”.
Lwów, niedziela, 7 lutego 1932
Sędzia Zdzisław Kulczycki wydaje naczelnikowi Majewskiemu polecenie wypuszczenia inżyniera Zaremby z więzienia w Brygidkach. Śledztwo w sprawie tego podejrzanego zostało umorzone z braku dowodów.
„Zrozumiano, że padłem ofiarą fatalnej pomyłki” – zanotował Zaremba.
Następnego ranka, 7 lutego 1932 roku, strażnicy zaprowadzili go do kancelarii. Żegnał go tam osobiście inspektor Raczyński, zastępca naczelnika więzienia.
– Poleciłem wyprowadzić pana boczną bramą, bo przy głównej kłębią się od rana ludzie – powiedział Zarembie. Wytłumaczył mu, że pobyt w więzieniu uczynił go bardzo znaną i popularną osobą w Polsce.
– Na artykułach o panu można grubo zarobić – powiedział.
Dziennikarze nie dali się zwieść. Gdy o dziesiątej, po pięciu tygodniach spędzonych przez Zarembę w areszcie, otwiera się przed nim boczna brama więzienia, stoi już za nią grupka najwytrwalszych pismaków.
– Muszę iść na cmentarz, na grób córki – oznajmia im Zaremba.
– Rozumiemy – odpowiadają życzliwie. – Zawieziemy tam pana.
Redakcyjne auta parkują pod tą samą bramą, której bronili niedawno policjanci. Do grobu Lusi prowadzi wydeptana w śniegu ścieżka. Spod białej czapy sterczą suche kwiaty i przywiędłe wieńce. Zaremba klęka.
– Widzisz, Lusiu – szepce pod nosem – obcym wolno było ci oddać hołd, tylko Tineczek [tak go nazywała] nie mógł cię pożegnać, bo go trzymano w więzieniu.
„Wystarczył areszt, aby pogrążono mnie w kałuży oszczerstw. Mój ukochany Lwów odbierał mi szacunek na mocy gazeciarskich plotek” – pisał.
Nie czyta więc gazet. Pełne jadu i gróźb listy selekcjonuje mu Staś.
Nadawcy wysyłają płynące z serca życzenia: by zasiadł na ławie oskarżonych obok Gorgonowej, by szlag go trafił i zadyndał na stryczku.
Nie może wyjść na ulicę. Gdziekolwiek się pojawi, wytykają go palcami, tworzą się wokół niego zbiegowiska. Wszędzie słyszy za plecami: „To Zaremba, Zaremba, Zaremba”.
„Mam wrażenie, że motorowy, ujrzawszy mnie gdzieś na zakręcie ulicy, zapominał o wozie i zbaczał na niewłaściwą linię, że woźnica wypuszczał z rąk kierownictwo nad końmi, że szofer wjeżdżał na chodnik, żeby mi się przypatrzyć”.
Zaremba bardzo długo nie może uwierzyć w winę konkubiny. Truchleje, gdy podczas pierwszego przesłuchania we Lwowie dowiaduje się, że to zapewne ona zabiła mu córkę.
– To nie może być ona – przekonuje Frankiewicza i Responda.
Oni mu wtedy spokojnie i logicznie tłumaczą, że nie mógł to być nikt inny.
– Tylko ona – mówią. – Bo przecież nie pan zamordował córkę. I nie brat siostrę. A trzecim domownikiem, wokół którego skupiły się poszlaki, zbierające się w łańcuch dowodowy, była Gorgonowa.
– Zważ pan – mówią do niego Frankiewicz z Respondem – morderca obcy uciekłby w strachu, pozostawiając narzędzie zbrodni, a nie trudziłby się jego СКАЧАТЬ