Buntowniczka. Lisa Kleypas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Buntowniczka - Lisa Kleypas страница 15

Название: Buntowniczka

Автор: Lisa Kleypas

Издательство: PDW

Жанр: Короткие любовные романы

Серия:

isbn: 9788381696289

isbn:

СКАЧАТЬ noszą lepsze.

      Helen, mająca za sobą lata praktyki w roli rodzinnego rozjemcy Ravenelów, przytrzymała język za zębami i policzyła dwa razy do dziesięciu, zanim uznała, że może odpowiedzieć.

      − Mam tylko kilka par pończoch – wyjaśniła w końcu. – Zamiast kupować nowe, wolę cerować stare, a zaoszczędzone pieniądze wydać na książki. Może taki kawałek dzianiny nie ma dla ciebie wartości, ale dla mnie jest ważny.

      Rhys milczał z brwiami ściągniętymi na czole. Widziała, że jest gotów na dalszy spór. Tymczasem kompletnie ją zaskoczył, kiedy odezwał się łagodnym głosem:

      − Przepraszam, Helen. Zachowałem się bezmyślnie. Nie powinienem niszczyć twoich rzeczy.

      Wiedząc, że Rhys Winterborne nie należy do mężczyzn skłonnych do przeprosin, a tym bardziej do kajania się, Helen złagodziła swój gniew.

      − Przyjmuję przeprosiny.

      − Od tej pory będę traktował twoją własność z należnym szacunkiem.

      Helen uśmiechnęła się kpiąco.

      − Niewiele wniosę do twojego majątku, jeśli nie liczyć dwustu orchidei.

      Dłonie Rhysa opadły na jej barki, palce zaczęły się bawić ramiączkami koszulki.

      − Zechcesz je zabrać z Hampshire? – zapytał.

      − Wątpię, żeby starczyło tu dla nich miejsca.

      − Już ja znajdę miejsce.

      Popatrzyła na niego wielkimi oczami.

      − Naprawdę?

      − Oczywiście. – Z uwodzicielską delikatnością gładził krągłości jej ramion. – Musisz mieć wszystko, czego ci potrzeba do szczęścia. Orchidee… książki… czy tkalnię jedwabiu na najcieńsze pończochy.

      Śmiech ugrzązł jej w gardle, a puls przyspieszył, kiedy dłonie wzmocniły pieszczotę.

      − Błagam, nie kupuj dla mnie wytwórni pończoch.

      − Już ją mam. W Whitchurch. – Pochylił się, aby ucałować jasną skórę jej barku. Muśnięcie jego ust było ciepłe i ulotne niczym promień słońca. – Zabiorę cię tam któregoś dnia, jeśli zechcesz. To imponujący widok – rzędy wielkich maszyn przerabiających surowy jedwab na nici cieńsze od twojego włosa.

      − Chciałabym to zobaczyć – powiedziała z takim entuzjazmem, że aż się uśmiechnął.

      − I zobaczysz. – Przesiał między palcami jej jasne loki. – Będziesz miała stałą dostawę pończoch i wstążek, cariad.

      Rhys ułożył Helen na łóżku, wsunął ręce pod jej koszulkę i dotarł do wiązania pantalonów. Napięła się i chwyciła go za ręce.

      − Jestem bardzo wstydliwa – szepnęła.

      Delikatnie musnął wargami jej ucho.

      − W jaki sposób wstydliwa dama sobie życzy, abym zdjął jej bieliznę? Szybko czy powoli?

      − Szybko… tak myślę.

      Ściągnął jej majtki, zanim zdążyła wziąć kolejny oddech, jednym sprawnym ruchem. Jej nagie uda pokryły się gęsią skórką.

      Rhys wyprostował się i zaczął rozluźniać węzeł krawata. Helen, rozumiejąc, że zamierza się przed nią rozebrać, wsunęła się w pościel i podciągnęła pod brodę kołdrę z edredonowego puchu. Łóżko było miękkie i czyste; czuła świeżą woń sody do prania. Ten zapach przypominał jej Eversby Priory. Trwała nieruchomo, wpatrzona w ogień na kominku, świadoma każdego ruchu Rhysa na peryferiach jej pola widzenia. Zdążył już zdjąć kołnierzyk i rozpiąć mankiety. Za moment dołączyły do nich kamizelka i koszula.

      − Patrz, jeśli masz ochotę – zachęcił lekkim tonem. – W przeciwieństwie do ciebie ja nie jestem wstydliwy.

      Helen jeszcze wyżej podciągnęła kołdrę i zaryzykowała nieśmiałe spojrzenie… A potem już nie była w stanie oderwać wzroku.

      Bo też widok był fantastyczny. Rhys był ubrany tylko w spodnie, z szelkami zwisającymi z wąskich bioder. Mięśnie torsu sprawiały wrażenie tak twardych, jakby odlano je ze stali. Widać było, że czuje się swobodnie, choć jest półnagi. Usiadł na brzegu łóżka i zaczął zdejmować buty. Na jego plecach także prężyły się twarde muskuły, opięte śniadą, lśniącą skórą. Kiedy wstał i odwrócił się ku niej, Helen zamrugała z zaskoczenia, bo dopiero teraz dostrzegła, że na szerokiej piersi mężczyzny nie ma ani jednego włoska.

      Często, gdy w Eversby Priory jej brat nonszalancko paradował po domu w rozchełstanym szlafroku, Helen widziała zarost na jego piersi, wyzierający z wycięcia pod szyją. A kiedy młodszy brat Devona, West, leżał w łóżku z gorączką i przeziębieniem, zauważyła, że on też ma tam zarost. To doprowadziło ją do wniosku, że wszyscy mężczyźni muszą wyglądać w ten sposób.

      − Jesteś… jesteś gładki – powiedziała z płonącą twarzą.

      Rhys uśmiechnął się nieznacznie.

      − Dziedzictwo Winterborne’ów. Mój ojciec i wujowie wyglądali tak samo. – Gdy zaczął rozpinać spodnie, Helen umknęła spojrzeniem w bok. – W młodości to było moim przekleństwem – ciągnął, nie kryjąc żalu. – Miałem pierś gładką jak niemowlak, podczas gdy inni zaczynali już hodować futro. Kumple szydzili ze mnie bezlitośnie. Przez jakiś czas przezywali mnie nawet „borsukiem”.

      − Borsukiem? – powtórzyła ze zdziwieniem.

      − Nigdy nie słyszałaś powiedzenia „goły jak zadek borsuka”? Nie? Długie, sztywne włosy z pędzli do golenia pochodzą z okolic nasady borsuczego ogona. Jest taki kawał, że większość borsuków w Anglii ma zadki wyskubane do łysego.

      − Bardzo nieładnie cię potraktowali – powiedziała Helen z naganą.

      Rhys zachichotał.

      − Takie są chłopaki. Wierz mi, sam nie byłem lepszy. Kiedy podrosłem i miałem już na tyle siły, żeby spuścić im manto, nie śmieli mnie więcej obrażać.

      Materac ugiął się pod jego ciężarem, kiedy wszedł do łóżka. O Boże. Zaczęło się! Helen odruchowo zakryła rękami łono i podciągnęła kolana. Jeszcze nigdy nie była tak bezbronna na łasce innego człowieka.

      − Spokojnie – dobiegł ją uspokajający głos. – Nic się nie bój. Yr Duw, ale jesteś zimna. Czekaj, niech cię ogrzeję.

      Drobne, spięte ciało Helen zostało zagarnięte jednym ruchem i przyciśnięte do masy mięśni i gorącej skóry. Lodowate stopy dotknęły owłosionych nóg. Rhys przesunął dłoń na plecy Helen i przygarnął ją jeszcze mocniej. Tulił ją i ogrzewał, a blask ognia z kominka pełgał po łożu. Wreszcie, w cieple, Helen zaczęła się odprężać.

СКАЧАТЬ