Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi - B.V. Larson страница 14

Название: Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi

Автор: B.V. Larson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-66375-12-3

isbn:

СКАЧАТЬ ciałach i kadłubie okrętów, a nam było zbyt niedobrze, żeby mówić.

      Po chwili przed dziobem otworzyła się wyrwa. Na szczęście okręt był w ruchu i leciał we właściwą stronę. Wsunęliśmy się w migoczący fuksją i pomarańczem portal, a potem zniknęliśmy w niebycie.

      Wyłoniliśmy się po niecałej sekundzie. Znaleźliśmy się w innym miejscu, choć niedaleko punktu, w którym rozpoczęliśmy podróż. Prawdę mówiąc, w pierwszej chwili odniosłem wrażenie, że wcale się nie przemieściliśmy.

      Otaczały nas odłamki brudnego lodu i wirujące asteroidy. Przyjrzałem się pierwszym danym z czujników. Wkrótce do systemu spłynęło dość informacji, żebym mógł rozejrzeć się swoją ulepszoną percepcją, uzyskując spójny obraz. Ruchem ręki posłałem ten obraz na centralny wyświetlacz.

      Nie dalej niż dwadzieścia tysięcy kilometrów za naszą rufą poruszył się holownik. Uśmiechnąłem się.

      – Abramsowi się udało – powiedziałem, a potem zrzygałem się na pokład.

      Kilka osób zrobiło to samo. Dalton odwrócił się do mnie, cały zielony na twarzy, z opuchniętym i przekrwionym okiem.

      – Czemu musiał nam znowu wykręcić bebechy jak za dawnych czasów? – zapytał.

      Wzruszyłem ramionami.

      – Dałem mu wolną rękę. Może zdjął ograniczniki? Zresztą nieważne, dotarliśmy w jednym kawałku. A teraz, pilocie, zawracamy. Główne działa na tamten holownik.

      Dalton wrócił za stery i przytulił ekrany, jakby miał zaraz zsunąć się z krzesła – ale nie spadł.

      Holownik długo nie przeczuwał, jaki los go czeka – do momentu, gdy byliśmy bardzo blisko. Wtedy zawirował i rzucił się do ucieczki. Mia wykazała się instynktem drapieżcy. Uciekająca zwierzyna – ten widok zawsze wypełniał koci umysł żądzą mordu, a ona nie była wyjątkiem. Już pierwszy strzał przeciął statek na pół. Holownik skonał wraz z całą załogą w kuli gazów i odłamków metalu.

      – Zidentyfikowano drugi cel – oznajmiła komandor Lang­ston. – Już ucieka, sir.

      – Da radę?

      Lang­ston odpowiedziała po chwili:

      – Nie. Już po nim. Jest szybszy, ale to nie okręt wojenny, a znajduje się w zasięgu.

      – Mia, zniszcz go.

      – Chwileczkę, kapitanie – powiedziała Lang­ston.

      Uniosłem rękę, dając Mii znak, żeby się wstrzymała. Moja dziewczyna syknęła ze zniecierpliwieniem. Chciała znów zabijać. Poczuła smak krwi i jeszcze się nie nasyciła.

      – O co chodzi, Lang­ston? Załoga próbuje się poddać?

      – Nie, sir. Ale nawet nie daliśmy im szansy…

      Machnąłem ręką.

      – To jednostka Fexa. Od miesięcy zrzucają kamienie i komety na planetę pełną cywilów. Gdyby choć jeden głaz przedarł się przez tarcze, zabiłby miliony osób. Co więcej, to nie wojna obronna albo odpowiedź na prowokację, tylko próba podboju. Słowem: nie zamierzam ograniczać strat wśród tych jednostek, czy są załogowe, czy bezzałogowe.

      Komandor zbladła i odwróciła się do swojej konsoli.

      – Zrozumiałam, kapitanie.

      – Mia, ognia.

      – Najwyższa pora – wymamrotała. Nasze uzbrojenie znów zagrzmiało.

      Po chwili drugi stateczek wirował w przestrzeni, zmieniony w pozbawioną życia, zamarzającą kulę żużlu.

      Polowanie trwało dalej, aż dogoniliśmy i zniszczyliśmy pięć jednostek.

      Po mniej więcej godzinie okręt Urgha utworzył własną wyrwę i do nas dołączył. Moim zdaniem znów głupio postąpił. Mógł równie dobrze skoczyć do dowolnej innej eskadry oblężeniowej i samodzielnie ją wyeliminować. Fakt, że postanowił za nami podążyć dopiero wtedy, gdy wypełniliśmy misję, świadczył o tym, że Urghowi nadal nie podobał się ten plan. Wciąż chciał wykonać ostatnią, chwalebną szarżę na wielkie okręty wojenne przebywające na orbicie jego rodzinnej planety.

      – Kapitanie Urgh! – zawołałem na powitanie, wszelkie wątpliwości zachowując dla siebie. – Wspaniale, że dołączyłeś do nas na polowaniu. Przetrąciliśmy kark jednej grupie zbrodniarzy i wkrótce…

      – Przyleciałem, żeby cię powstrzymać, kapitanie Blake.

      Zamrugałem raz, a potem drugi, i dopiero wtedy odpowiedziałem:

      – Powstrzymać? Dlaczego? Zabrakło ci odwagi? Czy te maleńkie stateczki, te metalowe insekty, które chcą unicestwić całą twoją rasę, okazały się zbyt przerażające…?

      – Nic z tych rzeczy, Blake – przerwał mi Urgh. – Przyszła wiadomość od Fexa. Zgodził się wycofać z układu i obiecał przerwać to potworne oblężenie.

      – Naprawdę? – zapytałem zdziwiony.

      Trochę wprawdzie zaszkodziłem Fexowi, ale nie bał się strat na tyle panicznie, żeby zniechęciła go utrata holowników.

      – To potwierdzona informacja – kontynuował Urgh. – Wystarczy, że przerwiemy atak i poddamy nasze okręty, a wtedy admirał Fex i jego flota zostawi Terrapin w spokoju. Naturalnie przystaniemy na jego hojną propozycję.

      – Jakżeby inaczej… – wycedziłem, mrużąc oczy.

      Fex, ten chytry drań. Okłamywał ich – nie miałem żadnych wątpliwości. Terrapinianie nie znali go tak, jak ja. Większość rebelianckich Kherów była honorowa. Nie rozumieli i nie spodziewali się, że ktoś może kłamać, oszukiwać i stosować podstępy. Ale Fex był wysokim, chudym naczelnym o rękach długich jak u gibona. Nie należało mu w żadnym wypadku ufać.

      Nasuwał się problem: jak skłonić zmęczonych wojną Terrapinian do uwierzenia w ten niewygodny fakt?

      11

      Już wcześniej kroczyliśmy ścieżką podstępu, jak ujęliby to bardziej honorowi Kherowie. Niestety, nie było odwrotu – jeśli mieliśmy wyjść z sytuacji jako zwycięzcy, należało zniżyć się do poziomu Fexa, a potem jeszcze trochę. Musieliśmy zejść w głębiny tak zdradzieckie, że nawet on by się tego nie spodziewał.

      Taki się pojawiał problem, gdy na polu bitwy ścierało się dwóch Kherów wywodzących się od naczelnych. Instynkt nakazywał wyciągać do uścisku dłoń i szczerzyć zęby w uśmiechu, jednocześnie trzymając za plecami broń. Najlepiej sztylet, aby zatopić go w piersi niczego niespodziewającego się adwersarza.

      Kiedy mój umysł zaczynał błądzić tak mrocznymi ścieżkami, nie dało się go już powstrzymać. Miałem w sercu bardzo niewiele zaufania. Byłem przekonany, СКАЧАТЬ