Название: Grzechy młodości
Автор: Edyta Świętek
Издательство: PDW
Жанр: Современные любовные романы
isbn: 9788366217997
isbn:
– Ano nie. Taka mi się trafiła.
– To przecież Henryk Jercha[7]! – krzyknął ktoś w gęstniejącym tłumie, rozpoznawszy wysoką postać.
– Tak, tak! Nasz Nieustraszony Keny!
– Bohater! Jak zwykle przybył w odpowiednim momencie!
– Trzeba mu dać medal za tych wszystkich, których uratował do tej pory.
– I puścić wzmiankę w Dzienniku Telewizyjnym. Zasługuje na to jak mało kto!
– Ludzie! A niech ktoś z was leci zadzwonić po pogotowie! – krzyknął zniecierpliwiony ratownik.
Wraz z pomocnikiem ułożyli nieszczęśnicę na trawie i przystąpili do udrażniania dróg oddechowych. Nim nadjechała karetka, kobieta, pobudzona kilkunastoma uciśnięciami w klatkę piersiową, odkrztusiła wodę i zaczęła samodzielnie oddychać.
– No już dobrze, dobrze. Będzie pani żyć. – Dryblas pogłaskał ją po policzku, a ona, zaskoczona takim gestem ze strony zupełnie obcego człowieka, załkała cichutko, lecz żałośnie. – Nie ma o co płakać. Zaraz przyjedzie doktor. Lepiej będzie, jeśli panią przebada – stwierdził.
Jakby w odpowiedzi dobiegł ich przeciągły jęk sanitarki.
Elżbieta Trzeciak leżała na trawie, spoglądając w przymglone, różowiejące niebo. Promienie słońca prześwitywały znad koron drzew. Przyjemnie było poczuć ich ciepło na twarzy. Wchłonąć w płuca zapach nadbrzeżnej łąki. Usłyszeć świergot ptaków, brzęczenie owadów, plusk przepływającej w pobliżu Brdy.
A jednak serce Elżuni ściskała straszna żałość. Bo choć w chwili, gdy wydawało jej się, że za moment wyzionie ducha, pożałowała swego desperackiego kroku, to jednak wciąż pamiętała, że ma tylko cztery powody, by żyć i nieskończenie wiele, by umrzeć.
Wiesław, Maria, Jan, Hanna – wyliczyła kolejno w myślach imiona swoich dzieci.
A potem przez jej ciało przepłynęła fala nieprzyjemnych spazmów przechodzących w ból brzucha. Było jej zimno, a do skóry przywierało mokre ubranie, lecz mimo to poczuła świeżą wilgoć między udami – znacznie cieplejszą.
– Ojej! Ma pani tutaj krew! – przejął się człowiek zwany Nieustraszonym Kenym. Z przestrachem spoglądał na podomkę, która była zadarta na tyle nieprzyzwoicie, że odsłaniała sporą część nóg uratowanej. – Uderzyła pani o coś pod wodą?
– Nie… Nie wiem – odparła Trzeciakowa, dla której to wszystko przebiegło jakoś tak szybko, że niewiele zarejestrowała w pamięci. Przypuszczała, co może być przyczyną krwawienia.
Boże! Co ja najlepszego narobiłam!
Zaczęła żałośnie łkać, zaciskając dłonie na przemoczonej do cna odzieży. Wierzgała niezdarnie, ryjąc ziemię piętami. W jej gardle narastał krzyk rozpaczy.
– Boli? – dociekał zmartwiony Henryk. – Proszę się nie ruszać, by nie pogarszać sytuacji. Niech pani wytrzyma, niech pani będzie dzielna. Pogotowie już przyjechało. Już idą ratownicy. Wszystko będzie dobrze, żabciu. Wszystko będzie dobrze – pocieszał Elżbietę, głaszcząc jej dłoń.
– No i co my tutaj mamy? – zapytał sanitariusz z karetki, który jako pierwszy dotarł na miejsce. A widząc, że niedoszła ofiara Brdy jest przytomna, choć mocno rozhisteryzowana, odetchnął nieznacznie i zapytał: – Kogoś tym razem uratował, Keny?
– Ano wyłowiłem kobitkę, ale ona cosik krwawi.
– Tak, widzę. Pakujemy panią na nosze – oznajmił mężczyzna. – Coś panią boli? Może się pani ruszać?
– Brzuch – jęknęła Elżunia.
Nie chciała przy tych wszystkich obcych gapiach wspominać o tym, że prawdopodobnie nieumyślnie doprowadziła do poronienia.
[3] Pion odpowiedzialny za ochronę operacyjną kościołów i związków wyznaniowych.
[4] Postaci autentyczne: Czesław i Władysław Mateccy zakupili w 1928 r. budynek, w którym otwarli Dom Towarowy.
[5] Postaci autentyczne: Stefan Majewicz, Władysław Kosicki i Józef Kosicki zakupili w 1919 r. hotel, który prowadzili aż do wybuchu II wojny światowej.
[6] Wiktor Weynerowski – założyciel wytwórni obuwia, którą po latach przekształcono w Bydgoskie Zakłady Obuwia „Kobra”.
[7] Postać autentyczna. Najsławniejszy bydgoski ratownik WOPR. Uratował około 200 osób. Wystąpił jako kaskader w filmie Zamach (1959 r.) w reżyserii Jerzego Passendorfera.
ROZDZIAŁ 2
Mówiły mu, że łotr, mówiły mu, że drań,
że takie byle co, że tylko ręką machnąć nań[8]
[8] Fragment tekstu piosenki Mówiły mu z repertuaru Maryli Rodowicz. Słowa: Andrzej Bianusz, muzyka: Stefan Rembowski.
Bezsilność
– Ale jak ty to sobie wyobrażasz, Tymku? – oburzyła się Franciszka, gdy syn poprosił ją, by zamieszkała u niego na czas pobytu żony w szpitalu. – A co mam zrobić z Piotrusiem i Beatką? Zostawić ich samych?
– No przecież Beata chodzi do przedszkola. Agata może ją zaprowadzać i przyprowadzać. A Piotrka zabierz po prostu ze sobą. Jakoś to przeżyjemy. Mamo, bardzo cię proszę… Nie mogę wziąć sobie wolnego! Nie teraz, gdy mamy urwanie głowy z nowym oddziałem! Awans kosztował mnie zbyt wiele zachodu, bym mógł go ot tak zaprzepaścić. No… Zrozum mnie. To naprawdę wyjątkowa sytuacja… – jęczał mężczyzna, na którego dwie godziny wcześniej niczym grom z jasnego nieba spadła nowina, że Elżbieta trafiła na pogotowie.
Trudno było mu uwierzyć w to, co usłyszał przez telefon, więc mimo późnej pory poszedł na ulicę Szpitalną, by zasięgnąć informacji na miejscu. Oczywiście nikt nie wpuścił go do chorej, ale już wiedział, że tonącą żonę wyłowił z Brdy jakiś śmiałek. Niestety na skutek szoku, a może wręcz uderzenia o coś, kobieta straciła dziecko.
Nie mógł pojąć, jak to wszystko było możliwe. Wszak nic nie wiedział o kolejnej ciąży, choć owszem, coś mu świtało, że Elżunia wspominała o kiepskim samopoczuciu. Ale ona wciąż na coś narzekała, więc kto by tam zwracał uwagę na jej słowa? Problemem było to, skąd wzięła się w wodzie. Byłaby aż taką ofiarą losu, by na oślep wleźć do Brdy? To wszystko zaprzątało jego uwagę tylko trochę mniej niż problem w postaci opieki nad dziećmi w czasie СКАЧАТЬ