Название: Grzechy młodości
Автор: Edyta Świętek
Издательство: PDW
Жанр: Современные любовные романы
isbn: 9788366217997
isbn:
[9] Konstanty Ildefons Gałczyński, Rozmowa liryczna w Siódme niebo, Warszawa 1973, s. 318.
ROZDZIAŁ 3
Będę czuwać gdybyś zasnął
By na własność zabrać sny
I przypilnuję swoją własność
Którą jesteś ty[10]
[10] Fragment tekstu piosenki Chcę mieć ciebie na własność z repertuaru grupy Filipinki. Słowa: Włodzimierz Patuszyński, muzyka: Bohdan Kezik.
Na nowej drodze życia
– Trzeciak, personalny cię wzywa.
Młody robotnik uniósł wzrok znad warsztatu i kiwnął głową do Marka Biernata.
– A! Pewnie dostałem w końcu pokój w hotelu robotniczym – stwierdził z entuzjazmem i odłożył but z niezamocowaną podeszwą.
Nareszcie! O matko, nareszcie! – Przepełniała go radość, gdy szedł korytarzem w stronę działu kadr. Wszak wezwanie tam mogło oznaczać wyłącznie jedno! Po miesiącu oczekiwania miały spełnić się jego marzenia!
Oczyma wyobraźni już widział, jak wraca na Kapuściska i mówi Justynie, że otrzymali przydział. Jak pakują pospiesznie najważniejsze rzeczy, by spędzić pierwszą noc na swoim – bez wchodzenia komuś w paradę, zabierania miejsca, zajmowania łazienki, z której wszyscy naraz potrzebują korzystać.
– A to się Justyna ucieszy!
– Siadajcie, Trzeciak.
Personalny spojrzał na Eugeniusza znad grubych plastikowych oprawek imitujących szylkret. Jego twarz miała srogi wyraz, lecz chłopak przyzwyczajony już był do poważnej aparycji przełożonego. Teraz siedział jak na szpilkach, z napięciem oczekując na dokument, który miał poprawić jakość jego życia. Widział na biurku teczkę opatrzoną swoim imieniem i nazwiskiem oraz wystający z niej górny brzeg jakiegoś dokumentu.
– No… Trzeciak, doigrałeś się. Od początku miałem cię na oku, bo wiedziałem, żeś jest elementem wywrotowym. Zresztą razem z tobą przyszło do fabryki odgórne zalecenie, by zwracać uwagę na twoje poczynania. I całe szczęście, bo mały włos, a pogrążyłbyś przedsiębiorstwo!
– Nie rozumiem – odparł nieprzyjemnie zaskoczony pracownik. Z miejsca poczuł uderzenie gorąca, gdyż w rzeczywistości podejrzewał, o co może chodzić przełożonemu. Nie przypuszczał tylko, że sprawa wyjdzie na jaw właśnie teraz.
– Rozumiesz, rozumiesz, dywersancie!
Personalny schylił się i podniósł coś, co leżało poza linią wzroku robotnika. Po chwili rzucił na blat biurka wysoki, sznurowany trzewik wzmacniany na cholewce dodatkowymi sprzączkami. Dokładnie taki sam, jakie nosili zomowcy oraz funkcjonariusze milicji.
– Solidna robota, nie? Nasze buty mają wielu odbiorców w kraju i za granicą. Ludzie chętnie je kupują, i wciąż rośnie zapotrzebowanie. Nikt nie zgłasza reklamacji dotyczących kiepskiej jakości lub wad ukrytych. A wiesz dlaczego, Trzeciak? Bo zakładowa komórka kontrolna nie pozwala na wypuszczanie bubli. A teraz spójrz tam. – Wskazał Eugeniuszowi stół stojący za jego plecami, na którym ułożonych było kilkadziesiąt par butów. – Widzisz to? Tak, skurczybyku, to twoje dzieło. W każdej parze tkwi w podeszwie pinezka, której nie widać gołym okiem. Być może nawet jest niewyczuwalna przy pierwszym założeniu buta, lecz gdy się chwilę pochodzi, zaczyna przebijać wyściółkę. W efekcie końcowym miało to pewnie kłuć funkcjonariuszy w pięty, co? Uniemożliwiać pełnienie obowiązków i pociągać za sobą konieczność wymiany butów na nowe! Chciałeś narazić służby mundurowe na zbędne koszty? A może doprowadzić Kobrę do ruiny? – krzyczał mężczyzna, nie dopuszczając młodego do głosu. – Jaki miałeś cel? No? Gadaj, psiakrew!
– Żaden. To nie ja – odparł Gienek.
– Myślisz, że tego nie można ustalić? Głupek – żachnął się personalny. – Ewidencja! Mówi ci to coś?
– Ja tego nie zrobiłem – powtórzył Eugeniusz.
Czuł, że nadciągają kolejne problemy. Oczywiście łgał, bo w rzeczywistości to on odpowiadał za każdą z tych pinezek. To był jego pomysł i sam go realizował, nie wtajemniczając postronnych osób. Dokładał jednak starań, by nic nie było widać, i aby zrobić to tak, jak przedstawił przełożony: usterka miała się pojawiać w trakcie użytkowania butów. Uznał więc za niemożliwe, by kontrola jakości wykryła defekty. A zatem ktoś musiał go uważnie obserwować. Patrzeć mu na ręce i widzieć podkładanie pinezek. Ktoś zauważył, że pracuje wolniej niż inni, ponieważ drobny akt dywersji zabierał trochę czasu.
Trzeciak ciekaw był, kto jest kapusiem, lecz na razie większy problem stanowiło to, jakie konsekwencje pociągnie za sobą jego działalność. Nie musiał oczekiwać długo na informację. Kwadrans później opuszczał gabinet personalnego z podpisanym wypowiedzeniem oraz świadectwem pracy.
Kurwa! Co ja narobiłem – jęczał w duchu, wracając tramwajem do domu. Nie dość, że stracił zatrudnienie, to jeszcze zniknęła perspektywa wyprowadzki od rodziców. Co ja powiem Justynie? Jak spojrzę jej w oczy? Zawiodłem na całej linii! Co mnie podkusiło, by podkładać pinezki? Że też nie mogli wywieźć w cholerę tych butów. Gdyby opuściły zakład, sprawa nie wydałaby się tak szybko, może nawet wcale.
Odkąd złożył wniosek o przydział w hotelu robotniczym, pracował wyjątkowo sumiennie. Poniechał swego procederu, gdyż żywił obawy, że może sobie napytać biedy. A ponieważ przez ładnych parę tygodni rzecz uchodziła mu na sucho, uwierzył, że nikt nie wykrył dywersji. Cóż, nie mógł cofnąć czasu. Prawda była taka, że nim usłyszał o ciąży, wykonywał pracę z ogromną niechęcią. Wtedy dręczyła go myśl, że tymi samymi trepami, które przechodzą przez jego ręce, ktoś kiedyś zostanie skopany. To wzbudzało w Gienku wielki wewnętrzny gniew, skutkiem czego najpierw była niestaranna robota, a potem koncepcja z pinezkami.
Była późna noc, gdy ktoś załomotał w drzwi Trzeciaków. Elżbieta wstała z łóżka niechętnie, choć jeszcze nie spała, bo złość na Tymka, który błyskawicznie powrócił do swoich paskudnych nawyków, skutecznie spędzała jej sen z powiek. Zakładała, że to mąż wrócił z popijawy. Chętnie przetrzymałaby tego drania do rana na klatce schodowej, lecz nie chciała zakłócać spokoju innym mieszkańcom wieżowca. Przypuszczała jednak, że takie postępowanie doprowadziłoby do karczemnej awantury, a może nawet do interwencji milicjantów. Mogłaby w ten sposób nieźle zaszkodzić Tymoteuszowi, lecz poniekąd zrobiłaby również krzywdę całej rodzinie. No bo co by to było, gdyby sprawa odbiła się echem w jego zakładzie pracy? Gdyby go zdegradowano i obniżono mu pobory?
Nie miałby na biby i dziwki – pomyślała z zaciekłością, która była do niej niepodobna jeszcze kilka tygodni temu.
Tak, tabletki zapisane przez psychiatrę zdecydowanie pomogły. Wyzwalały СКАЧАТЬ