Grzechy młodości. Edyta Świętek
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Grzechy młodości - Edyta Świętek страница 17

Название: Grzechy młodości

Автор: Edyta Świętek

Издательство: PDW

Жанр: Современные любовные романы

Серия:

isbn: 9788366217997

isbn:

СКАЧАТЬ setkę. Romek coś mówił, chichotał, wycierał szminkę z jego twarzy. W następnej migawce Tymek wiódł prym na parkiecie, tańcząc z dwoma łasiczkami w minispódniczkach. Pannice ocierały się o jego ciało – zmysłowe, chętne do figli, prowokujące.

      Po kilku godzinach szaleńczej imprezy, której szczegóły znikały w alkoholowych oparach, przyszedł czas na powrót do domu. Tymoteusz przełamał wewnętrzny opór związany z tą koniecznością. Włożył marynarkę, którą dawno temu przewiesił przez poręcz krzesła. Sprawdził, czy w kieszeni nadal tkwi portfel. Na szczęście nikt mu go nie ukradł, choć na dłużą chwilę mężczyzna spuścił go z oczu. Wewnątrz wciąż był plik „Koperników” – będzie czym pokryć i rachunek, i taryfę na Kapuściska.

      Tymoteusz, Roman i dwie panie o wątpliwej reputacji opuścili knajpę. Jedna z kobiet, ta która przez cały wieczór na krok nie odstępowała Trzeciaka, wypiła pod koniec zdecydowanie za dużo i ledwo trzymała się na nogach. Tymek miał ochotę porzucić ją w Savoyu, lecz jej koleżanka nalegała na zabranie dziewczyny. Obiecała, że nie sprawią kłopotu, byle panowie pomogli wsadzić ją do taksówki. Mężczyznę ogarnęła litość dla zalanej ślicznotki. Mocno złapał pijaną pannicę pod ramię i wyprowadził na zewnątrz.

      Pogrążona we śnie Bydgoszcz była cicha, opustoszała. Niemal wszystkie okna mieszkań tonęły w ciemnościach. Na ulicach panował bezruch. Nawet zgrzyt tramwajów zamilkł.

      Noc przyniosła miłe orzeźwienie. Lekki chłodzik muskał skronie Trzeciaka. Mężczyzna odetchnął głęboko. Świat zaczynał nabierać wyrazistości, kłęby spowijające jego zmroczony alkoholem umysł znikały.

      Trudno mnie znieczulić – pomyślał. W rzeczy samej miał dużą tolerancję na alkohol. Mógł sporo wypić, a pozostawał świadomy i niemalże trzeźwy. Nie zataczał się, nie bełkotał. Tak było i tym razem. Po krótkotrwałym kryzysie wracał do siebie. Znowu pamiętał o czekającej w domu żonie. Czuł, że tym razem eskapada nie ujdzie mu na sucho. Nie będzie łez i stłumionego pociągania nosem, lecz awantura oraz przytyki, jakim jest draniem i jak bardzo zmarnował jej życie. Tak! Dopuścił się tego, co mu zarzucała! Był świadom własnych grzechów. Momentalnie utracił dobry nastrój. – Musiałbym chyba wypić całe morze gorzały, by choć na chwilę wyrzucić z pamięci tę miągwę.

      – To co? Idziemy na postój taxi, nie? – rzucił Roman.

      – Wiadomo. Macie na taksówkę, dziewczyny? – zainteresował się Tymek. Po mile spędzonym wieczorze gotów był w razie czego pokryć koszt powrotu nowych znajomych do domu.

      – Ależ oczywiście. Na gablotę zawsze jest forsa – zachichotała Agnieszka, nieco trzeźwiejsza z pań, uwieszona boku Romana.

      Szli w stronę postoju. W ciszy miasta ich kroki odbijały się głośnym echem. Mocno podchmielona partnerka Trzeciaka wciąż nie mogła zachować równowagi. Zataczała się tak, że ledwo był w stanie ją utrzymać.

      – Niedobrze mi – wybełkotała w pewnym momencie.

      Towarzystwo przystanęło na chwilę.

      – Ej, Staszka, będziesz rzygać? – zapytała koleżanka.

      – Nn… Nie – odparła, opierając dłonie o drzewo.

      – No to chodź! Trzeba wracać do chaty!

      – Ii… Idź sama. Ja zaraz przyjdę – wymamrotała zamroczona kobieta.

      – Ale nie możesz zostać tutaj sama! No chodź!

      Pijana obstawała jednak przy pozostaniu pod drzewem. Agnieszka zaczęła prosić mężczyzn, by nie porzucali ich w pół drogi do postoju, bo raz, że ktoś je może napaść, a dwa, to tylko chwilowy kaprys Staszki, a ona zawsze tak ma, jak wypije.

      – A może pójdziesz ze mną po taksówkę? – zaproponowała Dereniowi. – Podjedziemy tutaj i pomożecie mi ją wsadzić do auta. Dalej już sobie poradzę. Chodzi tylko o to, by ją stąd wywieźć. No i żeby nie zostawała sama, bo ona czasami dostaje po wódce kukułki i robi jakieś głupie rzeczy. Kiedyś wlazła na drzewo i nie chciała zejść, bo twierdziła, że jest sową.

      – Nieźle jej odwala – skwitował Roman. – Dobra, idziemy po taryfę. Zostań z nią, Tymku, my zaraz wrócimy. Mam nadzieję, że znajdziemy jakiegoś gablociarza na postoju – powiedział z lekką niechęcią. Nocą w środku tygodnia taksówki nie były sprawą tak oczywistą jak w sobotę czy niedzielę. A on potrzebował trzech kierowców: dla siebie, dla Tymka i dla tych dziewczyn. Każde bowiem zmierzało w innym kierunku, choć na szczęście panienki mieszkały razem w hotelu robotniczym na osiedlu Jachcice.

      Trzeciak został sam z kobietą, która zaliczała właśnie jakiś szalony odlot. Krążyła wokół drzewa, wciąż trzymając się dłońmi pnia. Coś tam do siebie mamrotała pod nosem i sprawiała wrażenie nieobecnej duchem.

      Ale bagno! Co za pokręcona noc – stwierdził mężczyzna. Usiadł na ławce obok skweru. Oparł łokcie o kolana i ukrył twarz w dłoniach. Właściwie jego obecność w tym miejscu była zbędna. Równie dobrze Agnieszka mogła lecieć po tę cholerną taksówkę sama. Poczuł zmęczenie wcześniejszą libacją oraz życiem jako takim. Wszystko nie tak. Wszystko jest, do cholery jasnej, nie tak!

      Ogarnęło go uczucie beznadziejności. Przecież nie chciał źle. Nie chciał być tak złym mężem. Gdy dwanaście lat temu brał ślub z Elżbietą, wierzył, że będą szczęśliwi. Kochał ją wtedy jak wariat. Świata poza nią nie widział.

      Podniósł wzrok, gdy usłyszał odgłos kroków. Miał nadzieję, że Romek wraca z tą pannicą. Że przyszli, by uwolnić go od towarzystwa pijanej Staszki. To jednak nie był kolega, ale trzech mętnych typków, którzy z miejsca zainteresowali się samotną panią.

      – Ej, niunia, a co ty tak ściskasz to drzewo?

      – Uścisnąłbym lalunię. Patrz, jakie ma fajne cycki.

      Podeszli bliżej. Jeden z nich już obejmował Staszkę, a ta nagle jakby trochę otrzeźwiała i zaczęła odpychać napastnika. Podniosła pisk, który jednak został stłumiony czyjąś dłonią. Tymoteusz, wcześniej całkowicie niewidoczny dla opryszków, bez namysłu zerwał się z ławki.

      – Ej! Zostawcie ją! – krzyknął, licząc na to, że hałas skutecznie spłoszy smarkaczy. Osiągnął jednak skutek odwrotny do zamierzonego, gdyż już po chwili otoczyli go i zaczęli zadawać ciosy. Choć górował nad nimi wzrostem, alkohol źle wpływał na jego koncentrację, więc zaliczył kilka solidnych razów.

      – Dawaj portfel, frajerze – usłyszał nagle. Jednocześnie poczuł na szyi chłodny dotyk stali.

      Mocno buzowała w nim adrenalina. Zamiast wyjąć z kieszeni przedmiot ich pożądania, zaczął wierzgać. Dziewczyna piszczała coraz głośniej. W kilku oknach rozbłysły światła.

      – Ciszej tam, do cholery, bo wezwę milicję! – wrzasnął ktoś z pobliskiej kamienicy.

      Od strony postoju taksówek już nadbiegał Roman.

      Tymek wciąż robił uniki i młócił na oślep pięściami. Nagle jednak poczuł wbijające się w pierś ostrze noża.

      – O kurwa! – jęknął, nim runął na СКАЧАТЬ