Название: Starość aksolotla
Автор: Jacek Dukaj
Издательство: PDW
Жанр: Научная фантастика
isbn: 9788308071076
isbn:
W przypadku neutronowych bomb mowa jednak o niewielkich zasięgach i kilkudziesięciogodzinnym okresie od napromieniowania do zgonu. A tu smażyło ludzi niemal momentalnie, kamery uliczne z azjatyckich metropolii pokazywały tysiące przechodniów skoszonych prawie na miejscu, aleje trupów, nad którymi tylko wiatr porusza reklamami i śmieciami.
Tatar był po fizyce jądrowej, powinien wiedzieć.
– No jak to możliwe?
– Niemożliwe! – jęknęło blade Tatarzysko. – Atmosfera je gasi.
– Nie gasi.
– Powinna! Nawet te z fuzji, neutrony na czternaście mega, niewiele by z nich doszło do powierzchni Ziemi.
– Mega?
– Megaelektronowoltów. Potem masz już relatywistyczne prędkości, nie wiem, kurwa, działo z gwiazdy neutronowej czy co.
– Znaczy, idzie to z góry.
– Ale widzisz, nie od Słońca.
Gdyby to Słońce tak wtem przyprażyło, już by wszyscy w Polsce nie żyli, Polska znajdowała się przecież na półkuli dnia, była szesnasta czterdzieści jeden i siedemnaście sekund. Grześ obracał planetą na flashowej symulacji BBC. Fala uderzyła od 123°W do 57°E, mniej więcej w płaszczyźnie ekliptyki, i szła zgodnie z obrotem Ziemi, to znaczy na zachód. Mieli trzy godziny i trzynaście minut do zagłady.
Chyba że wcześniej fala wygaśnie, tak samo niespodziewanie i niewytłumaczalnie, jak się pojawiła.
PROMIEŃ ŚMIERCI
Fala promieniowania zabójczego dla materii organicznej. W miarę obrotów Ziemi wokół jej osi, fala przesuwa się na zachód, obejmując zawsze jedną półkulę globu.
Grześ zaczął guglać o górnikach i załogach łodzi podwodnych. Czy masy ziemi i wody nie powinny osłonić materii organicznej? A może pomylił neutrony z neutrinami?
– Ale oni nie umierają od napromieniowania. Raczej jakby ścięło się w nich białko.
– Mikrofalówka z niebios.
– Wtedy tak samo powinien topić się plastik. Nie?
– Ktoś to w ogóle mierzy?
– Automaty. Trzeba się zdalnie dobrać do sprzętu laboratoryjnego za południkiem śmierci, przejąć kontrolę nad miernikami, zassać dane przez satelity.
Spojrzeli na Rytkę.
– Odpierdolić się, panowie – poprosiła grzecznie, zgarbiona nad klawiaturą. – Bo się rozproszę.
Grzesiu doznał klinicznego rozdwojenia jaźni: za kilka godzin umrze, a zarazem przygląda się sobie jak ludzikowi w miasteczku lego, rączka w górę, rączka w dół, główka w prawo, posadzić go, postawić, wymienić klocki.
Wyszedł z IT.
Na górnych piętrach panowała zupełnie inna atmosfera. Większość pracowników, którzy jeszcze nie pojechali do domów, zgromadziła się przy ekranach z newsami, tam komentowali obrazy gore, sącząc kawę lub piwo; najmocniejszą oznaką stresu był tu nerwowy chichot starszej sekretarki. Główny księgowy wyprzedawał czym prędzej akcje azjatyckich spółek, a dział prawny sumował odszkodowania za kontrakty zerwane z powodu masowej śmierci klientów i podwykonawców. No tak, pomyślał Grześ, przecież to oczywiste: ten hollywoodzki Armagedon jest niemożliwy w realu.
Na tablicy zleceń wypisywano flamastrem zakłady o południk, na którym zabójcze promieniowanie się zatrzyma.
Grzesiu wyjął z automatu batonik Snickersa i puszkę coli, wrócił do piwnic IT – i momentalnie stracił całą nadzieję.
Prezesunio siedział po turecku w kącie przy koszu na śmieci i szlochał wściekle do smartfona. Bociek zalogował się do swojego MMO i sprintował przez bezludne dungeony. – Przynajmniej zrobię ostatni level. – Tatar zaś zamknął się w łazience i wydawał stamtąd dźwięki rodem z horroru o mózgożercach.
Zegar nad drzwiami odliczał sekundy. Była siedemnasta osiemnaście.
Grzesiu wypił colę, zjadł batonik – i cukier we krwi na powrót skleił mu świadomość. Grzesiu wrócił do realu.
Zadzwonił do Danki; zajęte. Zadzwonił do brata; zajęte. Zadzwonił do ojca – w tym momencie zablokowała się sieć komórkowa.
Józuś kolebał się na piętach i walił łbem w pokrywę klimatyzatora.
– Nie wierzę kurwa nie wierzę nie wierzę.
Rytka skończyła klepać w klawiaturę; teraz siedziała w milczeniu z założonymi na piersiach rękoma, z miną zdegustowanej wiedźmy.
Grześ przycupnął obok.
– No więc?
– Idziemy się upić.
– Co tam masz?
– Weszłam na chińskie satelity. Ciągnę feed prosto z Guójiā Hángtiānjú.
Guójiā Hángtiānjú
Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna.
Państwowa instytucja zarządzająca chińskim programem kosmicznym, podlegająca Ministerstwu Przemysłu i Informacji.
– Cała Azja się usmażyła, Azja i ścinek Ameryki, masz to live z kamer CNN-u i Al-Jazeery.
– Chciałam zassać surowe dane o delcie natężenia, w miarę jak się Ziemia obraca.
– I co z tym natężeniem? Maleje?
– Rosło skokowo przez pierwsze dwanaście sekund, a potem wykres płaski jak stół.
– Co to jest, do cholery? Supernowa?
– Supernowa spiekłaby nas na wszystkich długościach. Anyway. Idziemy się upić.
supernowa
Faza w życiu gwiazdy, w której przechodzi ona gwałtowną eksplozję o ogromnej sile, wyrzucając dużą część swojej masy, reszta zaś często zapada się do postaci czarnej dziury. Promieniowanie emitowane w trakcie eksplozji rozchodzi się nie tylko w paśmie widzialnym (nawet odległe supernowe przyćmiewają swym blaskiem gwiazdy i planety), ale też jako m.in. promienie gamma, szkodliwe dla życia na planetach typu Ziemia.
Ostatnia zaobserwowana eksplozja supernowej w naszej galaktyce СКАЧАТЬ