Starość aksolotla. Jacek Dukaj
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Starość aksolotla - Jacek Dukaj страница 2

Название: Starość aksolotla

Автор: Jacek Dukaj

Издательство: PDW

Жанр: Научная фантастика

Серия:

isbn: 9788308071076

isbn:

СКАЧАТЬ guglali. Wikipedia się zawiesiła. Na światowych serwisach znalazł wyjaśnienia dla laików: bomba neutronowa zabija tak zwanymi szybkimi neutronami, nie samą falą uderzeniową; budynki i sprzęty pozostają nietknięte, ginie natomiast materia organiczna – i to na razie wyglądało na najcelniejszą diagnozę katastrofy.

      W przypadku neutronowych bomb mowa jednak o niewielkich zasięgach i kilkudziesięciogodzinnym okresie od napromieniowania do zgonu. A tu smażyło ludzi niemal momentalnie, kamery uliczne z azjatyckich metropolii pokazywały tysiące przechodniów skoszonych prawie na miejscu, aleje trupów, nad którymi tylko wiatr porusza reklamami i śmieciami.

      Tatar był po fizyce jądrowej, powinien wiedzieć.

      – No jak to możliwe?

      – Niemożliwe! – jęknęło blade Tatarzysko. – Atmosfera je gasi.

      – Nie gasi.

      – Powinna! Nawet te z fuzji, neutrony na czternaście mega, niewiele by z nich doszło do powierzchni Ziemi.

      – Mega?

      – Megaelektronowoltów. Potem masz już relatywistyczne prędkości, nie wiem, kurwa, działo z gwiazdy neutronowej czy co.

      – Znaczy, idzie to z góry.

      – Ale widzisz, nie od Słońca.

      Gdyby to Słońce tak wtem przyprażyło, już by wszyscy w Polsce nie żyli, Polska znajdowała się przecież na półkuli dnia, była szesnasta czterdzieści jeden i siedemnaście sekund. Grześ obracał planetą na flashowej symulacji BBC. Fala uderzyła od 123°W do 57°E, mniej więcej w płaszczyźnie ekliptyki, i szła zgodnie z obrotem Ziemi, to znaczy na zachód. Mieli trzy godziny i trzynaście minut do zagłady.

      Chyba że wcześniej fala wygaśnie, tak samo niespodziewanie i niewytłumaczalnie, jak się pojawiła.

      PROMIEŃ ŚMIERCI

      Fala promieniowania zabójczego dla materii organicznej. W miarę obrotów Ziemi wokół jej osi, fala przesuwa się na zachód, obejmując zawsze jedną półkulę globu.

      Grześ zaczął guglać o górnikach i załogach łodzi podwodnych. Czy masy ziemi i wody nie powinny osłonić materii organicznej? A może pomylił neutrony z neutrinami?

      – Ale oni nie umierają od napromieniowania. Raczej jakby ścięło się w nich białko.

      – Mikrofalówka z niebios.

      – Wtedy tak samo powinien topić się plastik. Nie?

      – Ktoś to w ogóle mierzy?

      – Automaty. Trzeba się zdalnie dobrać do sprzętu laboratoryjnego za południkiem śmierci, przejąć kontrolę nad miernikami, zassać dane przez satelity.

      Spojrzeli na Rytkę.

      – Odpierdolić się, panowie – poprosiła grzecznie, zgarbiona nad klawiaturą. – Bo się rozproszę.

      Grzesiu doznał klinicznego rozdwojenia jaźni: za kilka godzin umrze, a zarazem przygląda się sobie jak ludzikowi w miasteczku lego, rączka w górę, rączka w dół, główka w prawo, posadzić go, postawić, wymienić klocki.

      Wyszedł z IT.

      Na górnych piętrach panowała zupełnie inna atmosfera. Większość pracowników, którzy jeszcze nie pojechali do domów, zgromadziła się przy ekranach z newsami, tam komentowali obrazy gore, sącząc kawę lub piwo; najmocniejszą oznaką stresu był tu nerwowy chichot starszej sekretarki. Główny księgowy wyprzedawał czym prędzej akcje azjatyckich spółek, a dział prawny sumował odszkodowania za kontrakty zerwane z powodu masowej śmierci klientów i podwykonawców. No tak, pomyślał Grześ, przecież to oczywiste: ten hollywoodzki Armagedon jest niemożliwy w realu.

      Na tablicy zleceń wypisywano flamastrem zakłady o południk, na którym zabójcze promieniowanie się zatrzyma.

      Grzesiu wyjął z automatu batonik Snickersa i puszkę coli, wrócił do piwnic IT – i momentalnie stracił całą nadzieję.

      Prezesunio siedział po turecku w kącie przy koszu na śmieci i szlochał wściekle do smartfona. Bociek zalogował się do swojego MMO i sprintował przez bezludne dungeony. – Przynajmniej zrobię ostatni level. – Tatar zaś zamknął się w łazience i wydawał stamtąd dźwięki rodem z horroru o mózgożercach.

      Zegar nad drzwiami odliczał sekundy. Była siedemnasta osiemnaście.

      Grzesiu wypił colę, zjadł batonik – i cukier we krwi na powrót skleił mu świadomość. Grzesiu wrócił do realu.

      Zadzwonił do Danki; zajęte. Zadzwonił do brata; zajęte. Zadzwonił do ojca – w tym momencie zablokowała się sieć komórkowa.

      Józuś kolebał się na piętach i walił łbem w pokrywę klimatyzatora.

      – Nie wierzę kurwa nie wierzę nie wierzę.

      Rytka skończyła klepać w klawiaturę; teraz siedziała w milczeniu z założonymi na piersiach rękoma, z miną zdegustowanej wiedźmy.

      Grześ przycupnął obok.

      – No więc?

      – Idziemy się upić.

      – Co tam masz?

      – Weszłam na chińskie satelity. Ciągnę feed prosto z Guójiā Hángtiānjú.

      Guójiā Hángtiānjú

      Chińska Narodowa Agencja Kosmiczna.

      Państwowa instytucja zarządzająca chińskim programem kosmicznym, podlegająca Ministerstwu Przemysłu i Informacji.

      – Cała Azja się usmażyła, Azja i ścinek Ameryki, masz to live z kamer CNN-u i Al-Jazeery.

      – Chciałam zassać surowe dane o delcie natężenia, w miarę jak się Ziemia obraca.

      – I co z tym natężeniem? Maleje?

      – Rosło skokowo przez pierwsze dwanaście sekund, a potem wykres płaski jak stół.

      – Co to jest, do cholery? Supernowa?

      – Supernowa spiekłaby nas na wszystkich długościach. Anyway. Idziemy się upić.

      supernowa

      Faza w życiu gwiazdy, w której przechodzi ona gwałtowną eksplozję o ogromnej sile, wyrzucając dużą część swojej masy, reszta zaś często zapada się do postaci czarnej dziury. Promieniowanie emitowane w trakcie eksplozji rozchodzi się nie tylko w paśmie widzialnym (nawet odległe supernowe przyćmiewają swym blaskiem gwiazdy i planety), ale też jako m.in. promienie gamma, szkodliwe dla życia na planetach typu Ziemia.

      Ostatnia zaobserwowana eksplozja supernowej w naszej galaktyce СКАЧАТЬ