Rodzanice. Katarzyna Puzyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rodzanice - Katarzyna Puzyńska страница 19

Название: Rodzanice

Автор: Katarzyna Puzyńska

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Lipowo

isbn: 9788381695534

isbn:

СКАЧАТЬ Michaliny był więc ktoś inny. I Podgórski zamierzał jak najszybciej dowiedzieć się kto.

      – Kiedy widzieli państwo córkę po raz ostatni? – zapytał.

      – Wczoraj wieczorem – podpowiedziała Bożena. Otarła łzy i otuliła twarz szalikiem.

      – Wczoraj? – wtrąciła się Emilia. – I nie zdziwili się państwo, że jej nie ma?

      – Miśka miała nocować w sklepie – wyjaśnił Józef Kaczmarek.

      Daniel skinął głową. Po śmierci Wiery sklep odziedziczyła Weronika. Bardzo przeżywała odejście przyjaciółki, więc gdyby nie wynikła sprawa anonimowego listu, zapewne długo nic by się tam nie działo.

      Kiedy rozpętała się afera z anonimowym listem, Weronika zdecydowała w geście solidarności, że pomoże Agnieszce Mróz. Kiedy dawna służąca Kojarskiego zamieszkała w mieszkaniu na górze, wkrótce dołączyła do niej Grażyna Kamińska z dziećmi, a sklep zmieniał się powoli w społeczność kobiet skrzywdzonych przez los. Weronika wspominała Danielowi, że Michalina zaczęła tam spędzać sporo czasu.

      – Ja tak bardzo się bałam, jak ona sama chodziła do Lipowa. Przez ten las… po tym wszystkim. No ale niedługo przed dwudziestą zadzwoniła, że dotarła na miejsce. Dlatego się nie martwiliśmy.

      Daniel zauważył, że Strzałkowska zerka na niego. Michalina leżała przecież martwa blisko rodzinnej wsi. Dotarła do Lipowa, żeby potem tu wrócić? Jak się znalazła z powrotem w Rodzanicach?

      – Polubiła Agnieszkę i Grażynę – dodał Józef. – Dobrze się z nimi czuła. Taka nić zrozumienia skrzywdzonych kobiet. Zajmowała się dzieciakami Kamińskiej. Jak nam o nich opowiadała, to się zawsze uśmiechała.

      – Myśleliśmy, że to dobrze na nią wpływa – szepnęła Bożena. – W piątek też tam spała i nic się nie stało. Bezpiecznie przebyła całą trasę. Skąd mogliśmy wiedzieć?

      – Wiem, co państwo zapewne myślą… Że jesteśmy nieodpowiedzialni, że po tym wszystkim puszczaliśmy ją do Lipowa samą – wtrącił się znów Józef Kaczmarek. – Ale psycholog, który zajmował się Miśką po porwaniu, radził nam, żebyśmy dali córce trochę wolności. Musiała powoli zacząć żyć. Krok po kroku. Nie mogła siedzieć w domu. To było dla nas trudne, ale wręcz zachęcaliśmy ją, żeby próbowała pokonać lęki. Staraliśmy się być dla niej oparciem. Potrzebowała trochę wolności.

      Daniel nie był pewien, czy nocna wędrówka do sąsiedniej wsi to trochę wolności, czy już bardzo dużo. Co by zrobił, gdyby był na ich miejscu? Gdzie przebiegała granica? Spojrzał w stronę zamarzniętego jeziora, gdzie Koterski pakował właśnie ciało Michaliny do worka na zwłoki. Być może granica przebiegała właśnie tam.

      – Jak się nazywa ten psycholog? – zapytała Strzałkowska. – Z nim też będziemy musieli porozmawiać.

      – Doktor Andrzej Duchnowski. Przyjmuje w Magnolii – wyjaśniła Bożena Kaczmarek. – To psychiatra i psycholog. Naprawdę świetny specjalista. Miśka zrobiła bardzo duże postępy. Od całkowitego załamania do odzyskania radości. Miała jeszcze całe życie przed sobą, a ktoś…

      Matka zamordowanej dziewczyny znów nie dokończyła.

      – Doktor Duchnowski, tak? – zapytała Emilia, wyciągając notes, nieco oschłym, oficjalnym tonem. Znów wyszło niezbyt taktownie.

      Daniel miał ochotę powiedzieć jej, że niepotrzebnie zapisuje. Znał Duchnowskiego. Doktor pomógł mu przestać pić. Po skandalu na weselu nie było innego wyjścia. Podgórski nawet nie chciał wspominać tego upokorzenia. Duchnowski faktycznie był człowiekiem godnym zaufania.

      Weronika radziła, żeby Daniel wyjechał do ośrodka pod Warszawą i w ten sposób oderwał się od codziennych kłopotów. Nie chciał. Wręcz przeciwnie. Po tym, co się stało, w pracy znajdował powód, żeby nie zwariować. Dlatego ostatecznie zdecydował się na sesje w Magnolii. Była przecież blisko Lipowa. Podgórski mógł tam wpadać po służbie albo przed nią. Duchnowski pomógł mu poradzić sobie z kilkoma problemami. Może nie ze wszystkimi, ale przynajmniej ze wstydem i wyparciem, które towarzyszą chyba każdemu alkoholikowi.

      Zdawało się, że do czasu wesela sprawa picia została zamieciona pod dywan. Mieszkańcy Lipowa oczywiście plotkowali, ale Daniel bardzo się starał nie dawać im powodów. Ukrywał się z tym, jak mógł. Kiedy teraz myślał o tym, jak jeździł od stacji do stacji, od sklepu do sklepu, żeby nikt nie zorientował się, jak dużo alkoholu kupuje, ogarniał go jeszcze większy wstyd. Kłujący i nieprzyjemny, mimo że minęło sporo czasu. Łudził się, że nikt niczego nie zauważył. Te grzeczne uśmiechy sprzedawczyń, kobiet, które widziały już dostatecznie dużo, żeby takiego jak on rozpoznać z daleka. Tylko uprzejmość, czy obojętność, sprawia, że nie komentują zakupu kolejnych butelek.

      Daniel zerknął na Emilię. A potem było wesele. Wtedy utrzymywanie pozorów stało się po prostu niemożliwe. Wszystkie zahamowania jakby puściły. Zalał się w trupa. Zrobił burdę. Porzygał się na galowy mundur, zeszczał się i naopowiadał takich głupot każdemu, kto się nawinął, że szkoda gadać.

      Jeśli ktokolwiek miał jeszcze wątpliwości, czy Podgórski ma problem alkoholowy, w tamtym momencie zniknęły zupełnie. Nigdy w życiu nie czuł się tak upokorzony jak następnego dnia, kiedy wytrzeźwiał i wyszedł z domu. Ale może czegoś takiego potrzebował. Kubeł zimnej wody na głowę i marsz na terapię.

      No nic. Trzeba będzie zadzwonić do doktora i umówić się znowu. Podgórski chętnie by tego uniknął, ale należało porozmawiać z nim o Michalinie. Może psychiatra powie im coś, co pozwoli szybciej odnaleźć sprawcę.

      – Miśka wzięła nawet ten swój koc – powiedziała Bożena, przerywając milczenie. Głos już jej nie drżał. Teraz był głuchy i beznamiętny. – Wszystko wydawało się takie jak zawsze. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tym razem stanie się coś złego.

      Daniel i Emilia znów wymienili spojrzenia. Przed chwilą zastanawiali się, skąd na ciele zamordowanej dziewczyny znalazł się koc. Wyglądało na to, że nie przyniósł go sprawca, ale sama Michalina.

      – Ten swój koc? – podchwyciła Strzałkowska.

      – Koc z piwnicy – powiedział z wyraźnym obrzydzeniem Józef. – Miśka dostała go od Bohdana. Nie rozstawała się z nim przez te wszystkie lata.

      Bożena chciała chyba coś dodać, ale Józef posłał jej ostrzegawcze spojrzenie, żeby mu nie przerywała.

      – Zawsze spała przykryta tym kocem – opowiadał mężczyzna, pociągając się co rusz za kozią bródkę. – Próbowaliśmy jej go zabrać. Myśleliśmy, że przypomina jej o tamtym cierpieniu, ale ona najwyraźniej czuła się z tym kocem bezpieczna. Jakby był tarczą.

      Tarcza na niewiele się zdała, skoro Michalina leżała na lodzie martwa, miał ochotę dodać Daniel, ale się powstrzymał. Oschłe komentarze to specjalność Strzałkowskiej. Jej domena.

      – A gdzie państwo byli wczoraj wieczorem? – zapytała Emilia.

      Nadal twardo trzymała notes w dłoniach. СКАЧАТЬ