Rodzanice. Katarzyna Puzyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rodzanice - Katarzyna Puzyńska страница 18

Название: Rodzanice

Автор: Katarzyna Puzyńska

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Lipowo

isbn: 9788381695534

isbn:

СКАЧАТЬ – wyjaśnił Marek Zaręba.

      Młody policjant sam codziennie biegał i uprawiał inne sporty. Nie miał najmniejszych problemów z wydostaniem się z lodu na brzeg, mimo kopnego śniegu. Daniel westchnął. Będzie musiał wziąć przykład z Młodego i w końcu wziąć się z powrotem za siebie. Kiedy przestał pić, wrócił do dawnego sposobu odżywiania się i stracone wcześniej kilogramy wracały z dużą prędkością. Nic nie mógł na to poradzić, że jego ciało zdawało się po prostu wygłodniałe. No ale był dopiero styczeń. Może do wiosny się uda.

      – Są tam – dodał Zaręba.

      Kaczmarkowie stali w drugim końcu plaży przytuleni do siebie. Bożena była zdecydowanie wyższa od męża. Z daleka wyglądało to tak, jakby ona była mężczyzną. Nie miałaby najmniejszych trudności, żeby zadać córce pojedynczy cios w brzuch, przebiegło Podgórskiemu przez myśl.

      – Idźcie z technikami do domu Kaczmarków trochę się rozejrzeć – poprosił. – Ja i Emilia tu sobie teraz z nimi pogadamy. Niech nie mają czasu, by w razie czego coś ukryć.

      Podgórski nie chciał dodawać, że zdecydowanie lepiej by było, gdyby Kamiński i Józef Kaczmarek się nie spotkali. Oskarżenia wobec Pawła były ciągle świeże. Tak samo jak wobec samego Józefa. Sąd uznał jednak, że Kaczmarek nie brał udziału w linczu, a samosądu dokonał Bohdan Piotrowski. Sam. Nie wszyscy w to wierzyli. Natomiast wszyscy oskarżali Pawła o karygodne niedopełnienie obowiązków. Daniel znów poczuł wyrzuty sumienia. Może gdyby znali prawdę, zmieniliby zdanie o Kamińskim.

      – Jasne – powiedział Marek Zaręba i pociągnął za sobą Pawła.

      Kamiński splunął, kiedy mijał Kaczmarków. Daniel westchnął. Zimne powietrze wypełniło mu płuca jak tysiące drobniutkich igiełek.

      – Pomóc ci? – zapytał, odwracając się do Emilii.

      Policjantka miała trudności z wejściem na brzeg. Wyglądała, jakby utknęła w zaspie na dobre. Wyciągnął do niej rękę. Strzałkowska rzuciła mu tylko wściekłe spojrzenie i zaczęła sama gramolić się na ląd. Podgórski usiłował się nie uśmiechnąć. Nie wyszło mu.

      – Bardzo kurwa zabawne – warknęła.

      – Widzę, że słownictwa uczysz się od swojego chłopaka.

      – Tak bardzo cię interesuje, z kim sypiam? – zakpiła.

      Podgórski podniósł ręce w geście poddania.

      – Chciałem tylko pomóc. Chodźmy pogadać z Kaczmarkami.

      Ruszyli we dwoje po zaśnieżonej plaży.

      – To pan znalazł ciało, tak? – zapytał Daniel, kiedy przedstawili się rodzicom ofiary. Znali się przelotnie, ale uznał, że w tej sytuacji zwyczajowa formułka i okazanie blach były nieodzowne.

      Józef Kaczmarek poprawił okrągłe okularki i pociągnął się za kozią bródkę nerwowym gestem. Jakby chciał ją wyrwać jednym ruchem.

      – Tak. Wyszedłem rano pobiegać. Mam taką trasę, że biegnę przez las. Potem dobiegam do mostu nad Skarlanką. Biegnę dalej wzdłuż rzeki. Obok młyna, gdzie działy się te okropności – miał zapewne na myśli to, co wydarzyło się podczas śledztwa w sprawie Łaskuna. Dotąd mieszkańcy nie mogli o tym zapomnieć. – Później przez Gaj i wracam ścieżką wzdłuż jeziora. Kiedy tak biegłem, zobaczyłem, że coś leży w śniegu na jeziorze. Ja…

      Głos mu się załamał. Szczupłym ciałem wstrząsnęły łkania, ale po twarzy nie popłynęły łzy.

      – Nie jest pan w stroju do joggingu – zauważyła Emilia Strzałkowska. Słowa zabrzmiały ostro i trochę nie na miejscu w obliczu rozpaczy ojca, który właśnie stracił dziecko.

      Podgórski opanował chęć sięgnięcia po papierosa. Za każdym razem, kiedy musiał się zająć śledztwem dotyczącym śmierci dziecka, myślał o Justynce. Ciekaw był, czy dla Emilii to też nadal bolesne przeżycie. On był pewien, że ból po stracie córeczki nie minie nigdy. Bez względu na to, jak bardzo by się starał go w sobie stłumić. A może wcale nie chciał, żeby ból się przytępił. Czasem miał wrażenie, że to by oznaczało zdradę. Jakby chciał o maleńkiej Justynce zapomnieć.

      – Przebrałem się, zanim państwo przyjechali – wyjaśnił Józef Kaczmarek, oddychając głębiej. – Było mi strasznie zimno. Buty mi przemokły na śniegu. Spodnie też. Jest lodowato…

      Józef Kaczmarek poprawił czapkę i znów nerwowo przejechał ręką po rzadkiej bródce. Kilka włosów na krzyż upodabniało go do uczniaka, który próbuje przekonać wszystkich, że jest już dorosłym mężczyzną.

      Daniel dotknął swojego zarostu automatycznym ruchem. Od jakiegoś czasu zaczął chodzić do profesjonalnego barbera. Przyjmował niedaleko komendy, więc zawsze dało się znaleźć chwilę. Skoro znów był gruby, przynajmniej o to mógł zadbać.

      – Doprawdy – powiedziała Emilia.

      Zabrzmiało to jak wyrzut. Józef chyba też tak to odebrał, bo znów poruszył się niespokojnie.

      – Proszę pani, nie mogłam pozwolić, żeby mąż zachorował – odezwała się Bożena Kaczmarek.

      Była wysoka, o męskiej posturze, ale twarz, choć rysy miała ostre, była wyraźnie kobieca. Nawet na swój sposób piękna. Podobieństwo Michaliny do matki było uderzające.

      – Nawet w obliczu śmierci naszej córki – dodała Bożena. – A może nawet tym bardziej w takiej sytuacji. Teraz przed nami trudny czas. Musimy być silni. Oboje.

      Strzałkowska najwyraźniej nie była przychylnie nastawiona do Józefa, ale Daniel z kolei nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to w Bożenie jest coś dziwnego. Na pewno była zdenerwowana, choć mocno starała się to ukryć. Z drugiej strony czego innego oczekiwać po matce, która właśnie straciła dziecko.

      – A pani co robiła w tym czasie? – zapytał.

      – Ja?

      Bożena wydawała się zaskoczona pytaniem. Podgórski skinął głową.

      – No jak mąż poszedł pobiegać, to ja wyszłam porozmawiać z sąsiadkami. – Spojrzała w górę na Rodzanice. – Ale nie schodziłam tu na dół, a stamtąd nie widać… Nie zobaczyłabym…

      Nie dokończyła. Po jej policzkach potoczyły się łzy. Józef objął żonę opiekuńczym gestem. Przy jego niskim wzroście i jej potężnej budowie wyglądało to dziwacznie. Tym bardziej że Bożena zdawała się nie zwracać uwagi na męża. Jakby nawet nie zauważyła jego starań.

      Daniel poczuł sympatię do niziutkiego Józefa Kaczmarka. A jeżeli nie sympatię, to przynajmniej zrozumienie. Kobiety czasem nie zdają sobie sprawy, że mężczyzna też potrzebuje pocieszenia, kiedy stara się stanąć na wysokości zadania w takiej sytuacji jak ta. Kiedy jego córka leży martwa na śniegu.

      – Moja córeczka. Moja Miśka – szepnęła Bożena. – Najpierw myślałam, СКАЧАТЬ