Название: Osiedle marzeń
Автор: Wojciech Chmielarz
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Jakub Mortka
isbn: 9788380493827
isbn:
– Nikt się nie przyznaje. Brakuje nam oczywistych podejrzanych. Mamy spory materiał dowodowy do obróbki i uciekającą z miejsca zbrodni Ukrainkę.
Prokurator skrzywił się na tę ostatnią informację, jakby ktoś go spoliczkował.
– Cudzoziemiec oznacza kłopoty. Jeszcze Ukrainka – pokręcił głową i wypił łyk kawy – a teraz pragniemy być z nimi w wielkiej przyjaźni, bo Euro. A wie pan, co o tym myślę?
Mortka nie tylko nie wiedział, ale i nie chciał wiedzieć. Nie miało to jednak najmniejszego znaczenia, bo prokuratorowi już świeciły się oczy i nic nie mogło go powstrzymać przed podzieleniem się swoimi refleksjami na temat stosunków polsko-ukraińskich:
– Że dopóki nie przeproszą za Wołyń, to jedyne, na co zasługują, to wyciągnięty w ich stronę środkowy palec. Oni sobie czczą teraz tych morderców z UPA, biegają z czerwono-czarnymi flagami i Banderą na piersiach. A my się do nich łasimy, wciągamy na siłę do Europy, urządzamy jakieś Partnerstwa Wschodnie. Niech oni sobie tam zostaną, w tej swojej dziczy, z Putinem trzymającym ich za karki. O!
Mortka nie odpowiedział. Wsadził monety do automatu i poczekał na swój napój. W tym czasie prokurator ochłonął. Pomasował czoło.
– Coś jeszcze oprócz tej Ukrainki? – zapytał.
– Ofiara wynajmowała pokój od Piotra Celtyckiego.
Szydłoń potrzebował chwili, żeby skojarzyć, skąd zna to nazwisko.
– To ten polityk?
– Tak.
Prokurator przechylił głowę w jedną stronę, a potem w drugą, jakby rozważał wszystkie plusy i minusy sytuacji, w której się znaleźli.
– No trudno – stwierdził wreszcie.
– Będą kłopoty?
Szydłoń machnął ręką.
– Nie będzie. Facet jest na aucie tak długo, że nie ma już żadnych wpływów.
– Ale może mieć przyjaciół.
– Wszystkich do siebie zraził. A gdyby miał na kogoś jakieś haki, to dawno by ich użył. Poza tym pamiętam, komisarzu, że ciągną się za nim różne aferki. A jak jeszcze dodamy do tego zabójstwo, to wszyscy będą się od niego trzymać na długość kija.
– Jakie aferki? – zainteresował się Mortka.
– Na przykład takie, skąd miał pieniądze – wyjaśnił prokurator.
– Czyli nie przejmować się nim?
– Niech pan robi swoje.
Prokurator wziął kolejne kilka łyków kawy. Potem zgniótł pusty kubek w ręku i wyrzucił go do pobliskiego kosza.
– Wie pan, myślałem, że dłużej u was zabawię, ale skoro to trafiło do pana… – Szydłoń zawiesił na moment głos – to chyba będzie dobrze, prawda?
Mortka przytaknął.
– Mam teraz mnóstwo spraw w sądzie. Nawarstwiły się terminy rozpraw – kontynuował prokurator. – Umówmy się tak, że pan robi swoje, a ja swoje. Czyli wie pan, podpisuję papierki i czytam sprawozdania, w których informuje mnie pan, że złapał już sprawcę, i to do tego zgodnie z przepisami.
Komisarzowi podobał się taki układ.
– Zgoda.
– Tylko tym razem proszę spróbować nie zastrzelić sprawcy ani nie urządzać strzelanin na Powązkach, dobra? – zażartował.
Mortka pozwolił sobie na brak uśmiechu. Prokuratorowi zupełnie to nie przeszkadzało. Poklepał policjanta po ramieniu, chwycił swoją teczkę i szybkim krokiem poszedł w kierunku wyjścia z budynku.
– Inni też chcą skorzystać. – Z zamyślenia wyrwał Mortkę znajomy głos.
Odwrócił się. Kochan stał półtora metra za nim. Dłonie miał schowane w kieszeniach, a nogi lekko ugięte, jakby szykował się do skoku. Nie wyglądał dobrze. Cały był sztywny. I utył, ale w dziwny sposób. Nierównomiernie. Najbardziej na policzkach i w biodrach, przez co lekko upodobnił się do gruszki.
– Cześć, Kuba – powiedział podkomisarz.
– Wróciłeś? – zapytał Mortka.
– No.
Mortka kiwnął głową, przyjmując ten fakt do wiadomości. Wziął swoją kawę. Odchodząc, czuł wwiercający mu się w plecy wzrok Kochana.
Rozdział 5
Kochan znał takie sprawy i dziwił się, że Andrzejewski mu jedną przyniósł. I to położył na samym spodzie sterty dokumentów składającej się z takich właśnie beznadziejnych przypadków. Dali mu nawet Trójkę z Neptuna. Co on mógł tam jeszcze znaleźć?
Od czegoś trzeba było zacząć, więc zaczął od Anny Stolarczyk, lat dwadzieścia pięć. Niewysoka, bo metr pięćdziesiąt osiem. Brązowe włosy. Z załączonych do akt zdjęć na podkomisarza patrzyła blada dziewczyna w za dużych okularach i w niemodnej fryzurze. Przypominała Velmę ze Scooby Doo. Na pewno była mądra, ale nikt nie walił sobie konia, myśląc o niej. Pochodziła z Łodzi. Przyjechała na studia do Warszawy i skończyła je z bardzo dobrym wynikiem. Potem pracowała w banku. Nieźle zarabiała, jak na swój wiek. Pięć lat temu zniknęła. Jakby zapadła się pod ziemię. Nikt nie wiedział, co się z nią stało. Ani współlokatorka, ani rodzice, ani koledzy z pracy. Rodzice wspominali coś o chłopaku, z którym niby się spotykała, ale nikogo takiego nie udało się zidentyfikować. Przed zniknięciem wyjęła z konta dużą sumę pieniędzy. Ponad dwadzieścia tysięcy złotych. Policyjni technicy znaleźli drobinki krwi w łazience. Należały do Anny Stolarczyk. Łazienka była świeżo wysprzątana silnymi detergentami. Domyślali się, że ktoś próbował zatrzeć ślady, ale nie mogli wykluczyć wersji, że dziewczyna zacięła się przy depilacji. Natychmiast wzięli w obroty jej współlokatorkę Karolinę Woźniak. Ta nic jednak nie widziała, nic nie słyszała i miała dobre alibi. Akurat wyjechała na weekend do matki na wieś pod Warszawę.
I tutaj sprawa się w naturalny sposób skończyła. Żadnych tropów. Żadnych poszlak. Żadnych punktów zaczepienia.
W Polsce w samym 2009 roku za zaginione uznano piętnaście tysięcy osób. Kochan czytał w internecie teorię, że większość z nich została zabita. Częściowo zapewne była to prawda, ale częściowo nie. Przy czym nie chodziło nawet o to, że policjanci bagatelizowali te sprawy, nie próbowali się dowiedzieć, co wydarzyło się naprawdę. Po prostu jeśli po tygodniu, dwóch dalej nie wiesz, co się stało, to zaczynasz się faktycznie bać, że odnajdziesz ciało. I zdajesz sobie sprawę, że ono najprawdopodobniej nic ci nie da. W żaden sposób nie pociągnie śledztwa do przodu. Oczywiście, СКАЧАТЬ