Ogród bestii. Jeffery Deaver
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ogród bestii - Jeffery Deaver страница 21

Название: Ogród bestii

Автор: Jeffery Deaver

Издательство: PDW

Жанр: Триллеры

Серия: Jeffery Deaver

isbn: 9788376487595

isbn:

СКАЧАТЬ

      – Nie ma też niczego za paznokciami.

      Kohl skinął głową i obmacał nogi ofiary.

      – Jak mówię, najprawdopodobniej inteligent. Ale ma bardzo muskularne nogi. Spójrz na te zdarte buty. Stopy bolą od samego patrzenia. Podejrzewam, że to miłośnik spacerów albo turysta. – Inspektor wstał, stękając z wysiłku.

      – Na przechadzce po obiedzie.

      – Tak, bardzo możliwe. Wykałaczka, może jego. – Kohl podniósł ją i powąchał. Czosnek. Pochylił się i wyczuł tę samą woń w okolicy ust ofiary. – Tak, chyba jego. – Wrzucił wykałaczkę do brązowej koperty i zakleił.

      – A więc padł ofiarą rozboju – ciągnął młody policjant.

      – Na pewno istnieje taka możliwość – odrzekł wolno Kohl. – Ale nie sądzę. Jaki złodziej zabrałby mu absolutnie wszystko?

      Ofiara nie ma na szyi ani uszach żadnych oparzeń od prochu. To oznacza, że pocisk wystrzelono z pewnej odległości. Sprawca podszedłby bliżej i dopiero wtedy zaatakował. – Polizał tępy koniec ołówka i zanotował te spostrzeżenia w wymiętym notesie. – Tak, tak, na pewno są złodzieje, którzy czyhają na ofiarę, strzelają i okradają. Ale to nie pasuje do typowego rabusia, prawda?

      Rana wskazywała, że napastnik nie był z gestapo, SA ani SS. W takim wypadku strzelano zwykle z bliska w przód albo tył głowy.

      – Co on robił w alei? – myślał na głos kandydat na inspektora, rozglądając się, jak gdyby odpowiedź leżała na ziemi.

      – To na razie nas nie interesuje, Janssen. Aleja jest popularnym skrótem między Spenerstrasse a Calvinstrasse. Być może zamierzał zrobić coś zakazanego, ale tego nam wybrana przez niego trasa nie powie. – Kohl ponownie obejrzał ranę głowy, a potem podszedł do muru, na którym rozbryznęła się duża plama krwi.

      – O. – Inspektor z zadowoleniem dostrzegł pocisk leżący w miejscu, gdzie bruk łączył się z ceglaną ścianą. Podniósł go delikatnie przez bibułkę. Był tylko lekko wgnieciony. Kohl od razu rozpoznał kulę dziewięciomilimetrową. Czyli najprawdopodobniej została wystrzelona z pistoletu automatycznego, który wyrzucał łuski.

      – Proszę obejrzeć bruk, centymetr po centymetrze – powiedział do trzeciego funkcjonariusza szupo. – I znaleźć mosiężną łuskę.

      – Tak jest.

      Wyciągnąwszy monokl powiększający z kieszeni kamizelki, Kohl uważnie obejrzał pocisk.

      – Kula jest w bardzo dobrym stanie. Tym lepiej dla nas. Zobaczymy, co te bruzdy i pola gwintu powiedzą nam w Alex. Są bardzo wyraźne.

      – Czyli zabójca miał nową broń – podsunął Janssen, ale zaraz się poprawił: – Albo starą, z której rzadko strzelano.

      – Bardzo dobrze, Janssen. Właśnie to miałem powiedzieć. – Kohl włożył pocisk do następnej brązowej koperty, którą także zakleił. I znów zapisał coś w notesie.

      Janssen ponownie spojrzał na zwłoki.

      – Jeżeli nie został okradziony, to dlaczego są wywrócone na lewą stronę? Pytam o kieszenie.

      – Och, wcale nie twierdzę, że nie został okradziony. Po prostu nie jestem pewien, czy rabunek stanowił główny motyw… A cóż to takiego? Rozepnij mu jeszcze raz marynarkę.

      Janssen spełnił polecenie inspektora.

      – Widzisz te nitki?

      – Gdzie?

      – Tu! – pokazał Kohl.

      – Tak jest.

      – Obcięto metkę. To samo dotyczy pozostałych części garderoby?

      – Identyfikacja – rzekł młodzieniec, oglądając spodnie i koszulę i kiwając głową. – Zabójca nie chciał, żebyśmy wiedzieli, kogo zabił.

      – Wszywki w butach?

      Janssen zdjął buty ofierze i obejrzał.

      – Nie ma, panie inspektorze.

      Kohl zerknął na obuwie i dotknął marynarki.

      – Garnitur jest uszyty z tkaniny… zastępczej. – Inspektor już miał na końcu języka „tkaniny hitlerowskiej”, jak nazywano sztuczny materiał wyrabiany z włókien drzewnych. (Popularny dowcip brzmiał: Jeżeli zrobiła ci się dziura w garniturze, podlej i wystaw na słońce; szybko się zrośnie). Führer ogłosił plan uniezależnienia się kraju od importu towarów z zagranicy. Guma, margaryna, benzyna, olej silnikowy, tkaniny – wszystko to produkowano z materiałów alternatywnych dostępnych w Niemczech. Kłopot polegał oczywiście na tym, że wyroby z substytutów były po prostu gorsze i ludzie czasem nazywali je z pogardą „towarami hitlerowskimi”. Nierozsądnie byłoby jednak używać tego określenia publicznie; ktoś mógłby o tym donieść.

      Odkrycie, którego dokonali, oznaczało, że mężczyzna był prawdopodobnie Niemcem. Cudzoziemcy przebywający obecnie w kraju dysponowali własną walutą, którą mogli wymienić i żaden z nich z pewnością nie miałby ochoty kupować tak tanich ubrań.

      Dlaczego jednak zabójca chciał utrzymać w tajemnicy tożsamość ofiary? Odzieżowy erzac sugerował, że nie jest to nikt szczególny. Ale Kohl uświadomił sobie także, że wielu znaczących ludzi w partii narodowosocjalistycznej mało zarabia, a nawet ci, którzy mieli przyzwoite pensje, często nosili rzeczy z materiałów zastępczych z lojalności wobec Führera: czyżby motywem zabójstwa było stanowisko ofiary w partii albo rządzie?

      – Interesująca rzecz – rzekł Kohl, podnosząc się z trudem. – Zabójca strzela do człowieka w zatłoczonej części miasta. Wie, że ktoś mógł usłyszeć huk strzału, a jednak ryzykuje i zamiast uciekać wycina metki z ubrań. Tym bardziej jestem ciekaw, kim jest ten nieszczęśnik. Pobierz odciski palców, Janssen. Jeżeli będziemy czekać, aż zrobi to lekarz sądowy, to może potrwać wieki.

      – Tak jest. – Młody oficer otworzył teczkę, wydobył sprzęt i zabrał się do pracy.

      Kohl patrzył na bruk.

      – Cały czas mówię „zabójca” w liczbie pojedynczej, ale oczywiście mogło ich być kilkunastu. Nie widzę jednak na ziemi żadnych śladów. – W bardziej otwartych miejscach słynny berliński wiatr pozostawiał na ziemi warstewkę pyłu, która utrwaliłaby ślady. Ale nie w tej osłoniętej alei.

      – Panie inspektorze – zawołał funkcjonariusz szupo. – Nie znalazłem łuski. Przeszukałem cały teren.

      Wiadomość zmartwiła Kohla, a Janssen spostrzegł minę szefa.

      – Czyli nie tylko odciął metki – wyjaśnił inspektor – ale miał też czas, żeby znaleźć łuskę.

      – Zawodowiec.

      – Zawsze powtarzam, Janssen, że kiedy СКАЧАТЬ