Название: Przeciw interpretacji i inne eseje
Автор: Susan Sontag
Издательство: PDW
Жанр: Языкознание
isbn: 9788362376438
isbn:
Nie zamierzam zatem potępiać mody, lecz podkreślić przyczyny współczesnego upodobania do krańcowości w sztuce i myśleniu. Trzeba tylko wystrzegać się hipokryzji, rozumieć, dlaczego czytamy i podziwiamy takich autorów jak Simone Weil. Nie wierzę, że spośród dziesiątek tysięcy czytelników, jakich Weil zdobyła sobie od pośmiertnego wydania jej książek i esejów, więcej niż garstka naprawdę podziela jej poglądy. Nie jest to zresztą konieczne – nie jest konieczne, abyśmy podzielali jej bolesny, nieskonsumowany romans z Kościołem katolickim, przyjmowali jej gnostycką teologię nieobecności Boga, pochwalali ideały wyrzeczenia się ciała lub aprobowali jej zażarcie niesprawiedliwą nienawiść do cywilizacji rzymskiej i Żydów. Podobnie z Kierkegaardem i Nietzschem: większość ich dzisiejszych wielbicieli nie umiałaby wyznawać i nie wyznaje ich idei. Pisarzy o tak bezwzględnej oryginalności czytamy dla ich osobistego autorytetu, przykładu powagi, wyraźnej gotowości do poświęcenia siebie w imię własnych prawd, a jedynie wyrywkowo dla ich „poglądów”. Zdeprawowany Alkibiades słuchał Sokratesa, niezdolny i nieskłonny do zmiany swojego życia, poruszony jednak, wewnętrznie wzbogacony i pełen miłości. Dzisiaj, podobnie, wrażliwy czytelnik okazuje szacunek rzeczywistości duchowej z poziomu, który nie jest i nie mógłby być jego własnym.
Niektóre życiorysy są wzorcowe, niektóre nie, a spośród tych pierwszych jedne zachęcają do naśladowania, innym natomiast przyglądamy się z daleka z mieszaniną politowania, odrazy i czci. Na tym z grubsza polega różnica między bohaterem a świętym (jeśli można użyć tego drugiego terminu w znaczeniu estetycznym, nie religijnym). Takie właśnie życie, absurdalne w swojej przesadzie i pod względem stopnia samookaleczania, prowadziła – jak Kleist, jak Kierkegaard – Simone Weil. Mam tu na myśli jej fanatyczny ascetyzm, pogardę dla przyjemności i szczęścia, szlachetne i śmieszne gesty polityczne, skomplikowane wyrzeczenia, niestrudzone poszukiwanie udręk; nie pomijam też jej nieatrakcyjności, niezdarności fizycznej, migren, gruźlicy. Nikt, kto kocha życie, nie chciałby naśladować jej zapału do męczeństwa ani nie życzyłby go swoim dzieciom czy innym bliskim osobom. Jeżeli jednak kochamy powagę – oraz życie – jej postawa porusza nas, umacnia. Okazując szacunek takim biografiom, uznajemy obecność tajemnicy w świecie, a to właśnie tajemnicy zaprzecza pewność posiadania prawdy – prawdy obiektywnej. W tym sensie wszelka prawda jest powierzchowna, niektóre zaś (ale nie wszystkie) jej wypaczenia, niektóre (ale nie wszystkie) rodzaje nierozsądku, niektóre (ale nie wszystkie) przejawy chorobliwości, niektóre (ale nie wszystkie) życiowe wyrzeczenia wiodą do prawdy, rozsądku, zdrowia, do intensywniejszego życia.
Notatniki Camusa
Wielcy pisarze są albo mężami, albo kochankami. Jedni mają cnoty małżonków: niezawodność, szczerość intencji, wielkoduszność, przyzwoitość, u innych zaś ceni się cechy kochanków – gorący temperament, a nie moralność. Kobiety notorycznie tolerują u kochanka takie cechy, jak kapryśność, egoizm, niesłowność, brutalność, których nie zniosłyby u męża, w zamian za co otrzymują emocje i fale intensywnych uczuć. Nie inaczej jest z czytelnikami – są gotowi przymknąć oko na nieczytelność, natręctwa, bolesne prawdy, kłamstwa i niepoprawną gramatykę, jeśli w zamian pisarz pozwoli im zaznać wyjątkowych uczuć i niebezpiecznych przeżyć. I podobnie jak w życiu, w sztuce także potrzebni są zarówno mężowie, jak i kochankowie. Wielka szkoda, kiedy trzeba między nimi wybierać.
Sztukę do życia upodabnia także to, że kochanek przeważnie zajmuje drugie miejsce. W złotych czasach literatury – czyli nie naszych, rzecz jasna – mężów było więcej niż kochanków. Muzą dzisiejszego pisarstwa jest wszak perwersja. Obecnie dom prozy zapełniają obłąkani kochankowie, weseli gwałciciele, wykastrowani synowie, mężów zaś brakuje. Mężowie mają wyrzuty sumienia, każdy z nich bowiem chciałby być kochankiem. Nawet pisarza tak mocno wpisanego w rolę męża jak Tomasz Mann dręczył ambiwalentny stosunek do moralności, nad czym rozwodził się bezustannie pod pretekstem ukazywania zmagań mieszczanina z artystą. Lecz dzisiejsi autorzy w ogóle nie zastanawiają się nad problemami, z którymi zmagał się Mann. Każdy pisarz, każdy ruch artystyczny rywalizuje ze swoimi poprzednikami, dając wielki popis temperamentu, manifestując swoje obsesje, podkreślając swoją wyjątkowość. Współczesna literatura ma aż nazbyt wielu szalonych geniuszy. Nic więc dziwnego, że kiedy pojawia się autor niezwykle utalentowany, choć nie geniusz, który śmiało przyjmuje odpowiedzialność płynącą z równowagi psychicznej, docenia się go nie tylko za czysto literackie osiągnięcia.
Mam oczywiście na myśli Alberta Camusa, doskonałego męża współczesnego pisarstwa. Ponieważ tworzył on w dzisiejszych czasach, musiał podejmować tematy związane z szaleństwem: samobójstwa, stępienia emocji, poczucia winy czy skrajnej grozy. Robił to jednak rozsądnie, bez wysiłku, z umiarem i pełnym wdzięku dystansem, czym różnił się od innych pisarzy. Za punkt wyjścia brał tezy popularnego nihilizmu i wykorzystując jedynie siłę swego kojącego głosu, prowadził czytelnika do humanistycznych i humanitarnych wniosków, których początkowe założenia wcale nie musiały ich za sobą pociągać. Ten wymykający się logice skok nad otchłanią nihilizmu to dar, którym Camus pozyskał sobie wdzięczność i miłość czytelników. Kafka budzi litość i grozę, Joyce – podziw, Proust i Gide – szacunek, lecz nie przychodzi mi do głowy żaden inny poza Camusem współczesny pisarz, który wzbudza uczucie miłości. Cały świat literacki odczuł jego śmierć w 1960 roku jako osobistą stratę.
W każdej dyskusji na temat Camusa mieszają się sądy o jego osobowości i wartościach moralnych z oceną jakości jego dzieł. Ilekroć się o nim mówi, zawsze pada przynajmniej wzmianka o tym, jakim był dobrym i atrakcyjnym mężczyzną. Pisanie o Camusie polega więc na rozpatrywaniu tego, co się dzieje między wizerunkiem pisarza a jego dziełem, między moralnością a literaturą. Nie wynika to tylko z tego, że sam Camus zmusza czytelników do rozważania problemów moralnych. (Wszystkie jego powieści, dramaty i opowiadania przedstawiają losy postaci wykazujących się odpowiedzialnością lub jej brakiem). Jest tak, ponieważ jego dzieła rozpatrywane wyłącznie w kategoriach literackich nie są na tyle doniosłe, by sprostać podziwowi, jakim chcą je darzyć czytelnicy, którzy woleliby, aby Camus był naprawdę wielkim pisarzem, a nie jedynie bardzo dobrym. Camus jednak nie jest wielki. Warto porównać go tutaj do George’a Orwella i Jamesa Baldwina, dwóch innych pisarzy-mężów, którzy usiłują łączyć sumienie obywatelskie z rolą artysty. Zarówno Orwell, jak i Baldwin lepiej sprawdzają się jako eseiści niż prozaicy. Choć nie można tego powiedzieć o Camusie, pisarzu znacznie ważniejszym, to prawdą jest, że jego dokonania artystyczne pozostają na służbie koncepcji intelektualnych, które w esejach wykłada bardziej kompleksowo. Jego proza ma charakter filozoficzny, objaśniający. Nie ujawnia się on w konstrukcji postaci, takich jak Meursault, Kaligula, Jan, Clamence czy doktor Rieux, widać go raczej w poruszanej problematyce niewinności i winy, odpowiedzialności i nihilistycznego zobojętnienia. Trzy powieści oraz wszystkie opowiadania i dramaty Camusa to jakby ogólne zarysy, szkice, daleko im więc do doskonałości artystycznej. W przeciwieństwie do twórczości Kafki, w której nawet najbardziej objaśniające i symboliczne utwory są jednocześnie w pełni autonomicznymi aktami wyobraźni, pisarstwo Camusa raz za razem zdradza, że jego korzenie tkwią w rozważaniach intelektualnych.
A co z jego esejami, artykułami politycznymi, przemówieniami, krytyką literacką i dziennikarstwem? Są to teksty wybitne. Czy jednak Camus był ważnym myślicielem? Odpowiedź brzmi: nie. Sartre, niezależnie СКАЧАТЬ