Название: Teraz i Na Zawsze
Автор: Sophie Love
Издательство: Lukeman Literary Management Ltd
Жанр: Современные любовные романы
Серия: Pensjonat w Sunset Harbor
isbn: 9781632918895
isbn:
Optymizm towarzyszył jej przez całą drogę, aż po Portsmouth, gdzie samoloty z szumem latały jej nad głową, a ich silniki warczały, podchodząc do lądowania na pasie startowym. Przemknęła przez kolejne miasto, gdzie szron pokrył nasypy po obu stronach autostrady, a później dalej przez Portland, gdzie droga biegła wzdłuż torów kolejowych. Emily chłonęła każdy szczegół, przejęta ogromnym rozmiarem świata.
Kiedy opuszczała Portland, jadąc wzdłuż mostu, rozpaczliwie pragnęła zatrzymać samochód i napawać się widokiem na ocean. Ale niebo coraz bardziej ciemniało i wiedziała, że nie może zbaczać z obranej trasy, jeśli chce dotrzeć do Sunset Harbor przed północą. Miała przed sobą jeszcze co najmniej trzygodzinną podróż, a zegarek na desce rozdzielczej już wskazywał 21:00. Jej żołądek znów zaprotestował, besztając ją za to, że opuściła kolację tak samo jak lunch.
Najbardziej ze wszystkich rzeczy nie mogła się doczekać, kiedy dotrze do domu i prześpi całą noc. Zmęczenie zaczynało dawać o sobie znać. Kanapa u Amy nie była szczególnie wygodna, nie wspominając o emocjonalnym młynie, w którym Emily tkwiła przez całą noc. Ale w domu w Sunset Harbor czekało na nią piękne łóżko z ciemnego dębu z baldachimem stojące w głównej sypialni, tej samej, którą dzielili jej rodzice w swoich lepszych czasach. Myśl o posiadaniu tego wszystkiego na własność była zniewalająca.
Mimo że niebo zagroziło śniegiem, postanowiła opuścić autostradę. Jej tata lubował się w podróżowaniu mniej uczęszczaną trasą – serią mostów rozciągających się nad niezliczonymi rzeczkami wpadającymi do oceanu nieopodal tej części Maine.
Zjechała z autostrady i odetchnęła z ulgą, że może chociaż zwolnić. Droga była bardziej zdradliwa, ale krajobraz był oszałamiający. Emily patrzyła w gwiazdy mrugające nad przejrzystą iskrzącą się wodą.
Jechała Route 1 wzdłuż wybrzeża i chłonęła piękno, które okolica miała jej do zaoferowania. Niebo z szarego zrobiło się czarne i odbijało się w wodzie. Miała wrażenie, że jedzie przez przestrzeń kosmiczną w kierunku nieskończoności.
W kierunku początku reszty jej życia.
*
Wykończona niekończącą się podróżą i walcząca z zamykającymi się powiekami ożywiła się, kiedy reflektory wreszcie oświetliły znak informujący, że właśnie wjeżdża do Sunset Harbor. Jej serce przyspieszyło z ulgi i oczekiwania.
Minęła małe lotnisko i wjechała na most prowadzący do Mount Desert Island, przypominając sobie z ukłuciem nostalgii, jak siedziała w rodzinnym samochodzie przejeżdżającym przez dokładnie ten sam most. Wiedziała, że stąd do domu dzieliło ją już tylko dziesięć mil, więc dotarcie na miejsce powinno zająć nie więcej niż dwadzieścia minut. Serce waliło jej z podekscytowania, a zmęczenie i głód zniknęły.
Uśmiechnęła się do siebie na widok małego drewnianego znaku witającego ją w Sunset Harbor. Wysokie drzewa po obu stronach drogi dodawały Emily otuchy. Wiedziała, że to te same drzewa, na które patrzyła jako dziecko, kiedy tata wiózł ją tą samą drogą.
Kilka minut później przejechała przez most, wzdłuż którego kiedyś, w pewien piękny jesienny wieczór, spacerowała, a czerwone liście trzeszczały pod jej dziecięcymi stopami. Wspomnienie było tak żywe, że niemal widziała oczami wyobraźni fioletowe wełniane rękawiczki, które miała na sobie, idąc za rękę z tatą. Nie mogła mieć wtedy więcej niż pięć lat, ale wspomnienie uderzyło ją, jakby to działo się wczoraj.
Kolejne wspomnienia pojawiały się, kiedy mijała inne charakterystyczne miejsca: restaurację, w której serwowano przepyszne naleśniki; pole namiotowe, na którym przez całe lato powinno roić się od harcerzy; ścieżkę wąską na szerokość jednego pojazdu prowadzącą do Salisbury Cove. Kiedy dotarła do tabliczki z napisem Acadia National Park, uśmiechnęła się, wiedząc, że do końca podróży zostały już tylko dwie mile. Wyglądało na to, że w mgnieniu oka dojedzie do domu. Właśnie zaczął padać śnieg, a jej wysłużony samochód raczej nie poradziłby sobie z zamiecią.
Jakby na zawołanie, gdzieś spod maski pojazdu zaczęły wydobywać się dziwnie zgrzyty. Emily przygryzła wargę z niepokojem. W ich związku to Ben zawsze był tym zaradnym, majsterkowiczem. Jej znajomość mechaniki była fatalna. Modliła się, żeby samochód wytrzymał tę ostatnią milę.
Zgrzyty jednak przybierały na sile i wkrótce dołączyło do nich dziwne warczenie, później irytujące klikanie, aż w końcu świszczenie. Emily uderzyła pięściami w kierownicę i zaklęła pod nosem. Z nieba szybko spadały coraz grubsze płatki śniegu, a samochód coraz bardziej narzekał, aż w końcu zabulgotał i gwałtownie się zatrzymał.
Słuchając syku martwego silnika, Emily siedziała bezradnie i próbowała wymyślić, co zrobić. Zegar wskazywał północ. Nie było żadnego ruchu na drodze, nikt tu nie przebywał na zewnątrz o tak późnej godzinie. Panowała grobowa cisza i, bez światła reflektorów, spektakularny mrok. Przy drodze nie było latarni, a gwiazdy i księżyc skryły się za chmurami. Okolica była przerażająca i Emily uznała, że to idealna sceneria do horroru.
Sięgnęła po telefon, jakby to miało coś pomóc, ale zobaczyła tylko brak zasięgu. Widok tych pięciu pustych kreseczek na pasku sygnału jeszcze bardziej ją zmartwił i sprawił, że poczuła się jeszcze bardziej samotna i odcięta od świata. Po raz pierwszy, od kiedy zostawiła swoje życie w tyle, zaczęła myśleć, że podjęła wyjątkowo głupią decyzję.
Wysiadła z samochodu i zadrżała, kiedy owiał ją mroźny powiew śnieżnej aury. Obeszła pojazd i zerknęła na silnik, nie bardzo wiedząc, czego właściwie szuka.
W tej samej chwili usłyszała dudnienie ciężarówki. Serce napełniło się ulgą, kiedy mrużąc oczy, dostrzegła w oddali dwa przednie reflektory sunące wzdłuż jezdni w jej kierunku. Zaczęła machać ramionami, dając znać kierowcy, aby się zatrzymał.
Na szczęście ciężarówka zahamowała tuż za samochodem Emily, wyrzucając w zimne powietrze obłoki spalin. Spadające płatki śniegu migotały w świetle reflektorów.
Drzwi kierowcy otworzyły się, skrzypiąc, po czym dwie nogi w ciężkich kozakach z chrupnięciem stanęły na śniegu. Emily widziała tylko zarys postaci stojącej przed nią i nagle napadła ją okropna paniczna myśl, że zatrzymała lokalnego mordercę.
– Jesteś w kiepskim położeniu, co? – dobiegł ją chrapliwy męski głos.
Emily próbując powstrzymać się przed drżeniem, potarła ramiona i poczuła gęsią skórkę pod swoją koszulą. Powodem nie był jednak chłód, lecz ten stary mężczyzna.
– Tak, nie wiem, co się dzieje – powiedziała. – Najpierw zaczął wydawać dziwne odgłosy, a potem się zatrzymał.
Mężczyzna podszedł bliżej, wreszcie ukazując swoją twarz w świetle reflektorów ciężarówki. Był bardzo stary. Na pomarszczonej twarzy miał metalicznie siwy zarost. Jego oczy były ciemne, ale połyskiwała w nich ciekawość, kiedy spojrzał na Emily, a później na samochód.
– Nie wiesz, jak to się stało? – zapytał, СКАЧАТЬ