Arabska żona. Tanya Valko
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Arabska żona - Tanya Valko страница 16

Название: Arabska żona

Автор: Tanya Valko

Издательство: PDW

Жанр: Короткие любовные романы

Серия:

isbn: 9788376487410

isbn:

СКАЧАТЬ ale przeważnie tłumaczy się jako raz.

      – To marra tanija? – indaguję, próbując uśpić jego czujność.

      – Aaa… Ty spryciulo, chcesz się uczyć – mówi zadowolony. – Następnym razem, marra tanija znaczy następnym razem.

      – Więc tanija to następny lub następna? – Patrzę na niego z pogardą, a on dopiero teraz się orientuje, o co tak naprawdę mi chodzi. Pięknie go podeszłam.

      – Dociu… – Pokornie pochyla się w moją stronę.

      Mama sznuruje usta i boleśnie kopie mnie pod stołem, co zapewne ma oznaczać: „Daj spokój, idiotko”!

      – Cóż. – Macham ręką, zadowolona ze swojego dochodzenia. – Przecież nie będziemy żyć przeszłością, było – minęło, nieprawdaż?

      – Proszę mamę. – Ahmed jest bardzo poważny i stanowczy. – Do tego nie dam się namówić, nie ma mowy.

      – Ależ… – nie rezygnuje mama.

      – To nie podlega dyskusji. W tej kwestii proszę nie liczyć na żadne ustępstwa.

      – Parę flaszeczek to nie grzech!

      – Mamo – interweniuję, bo widzę, że nie dojdą do porozumienia. – To nasze wesele i bardzo cię proszę, zrezygnuj z tego pomysłu. Ahmed sobie tego nie życzy, ja go w pełni popieram i tak będzie.

      – Toż to polskie wesele! – wykrzykuje matka. – Wstyd przed ludźmi! To taka tradycja, a ty przecież mówiłeś, że u was tradycja to świętość – łapie się ostatniej deski ratunku, uderzając w jego czuły punkt.

      – Droga pani mamo. – Ahmed unosi brwi, nie mogąc się nadziwić jej sprytowi. – Jeśli u was panuje zwyczaj zalewania się na weselach w trupa, to ja, z łaski swojej, pozwolisz, nie będę tego akceptował.

      – Ale…

      – Kupię dobre białe i czerwone wino, będzie szampan, ale żadnej wódki. Upieram się przy tym i nie odpuszczę.

      Matka wychodzi do kuchni i tłucze garnkami. Chce zamanifestować swoje niezadowolenie, ale przede wszystkim chyba rozładować wściekłość. Coś nie zostało zrobione po jej myśli, z czymś się nie zgadzamy, a to już dla niej jest nie do pomyślenia. Wiem, że nie należy dać się zwieść jej pobłażliwości, łagodności i wspaniałomyślności okazywanym w ostatnim czasie. Znam dobrze jej charakter. Zawsze musi postawić na swoim, nie wolno z nią dyskutować, należy wykonywać. Należało mnie wydać za mąż, już obojętnie za kogo, i dlatego matka schowała pazurki i perfekcyjnie do tego doprowadziła. Teraz jeszcze tylko musi przełknąć nasze fanaberie, naszą samowolę, ale jak klamka zapadnie, to… aż się boję.

      Przed ceremonią ślubną denerwuję się bardziej niż przed egzaminem maturalnym. Ten przeszedł gładko i bezstresowo, bo nie zależało mi na ocenach. Nie wybieram się na wyższą uczelnię czy do policealnego studium i należało jedynie go zdać, co mi się zresztą udało. Chciałam mieć to z głowy, a ślub i wesele pragnę na długo zachować w pamięci. Muszą być perfekcyjne.

      Mamy piękną słoneczną pogodę – lato w tym roku przyszło w maju. Rano temperatura wynosi ponad dwadzieścia pięć stopni i rośnie. Niebo jest czyste i błękitne i nie ma szans na najmniejszy nawet podmuch wiatru. Od rana w dniu uroczystości mama chodzi nadęta i niezadowolona. Sądzi, że Ahmed w końcu zmięknie, ale on całkowicie lekceważy jej zachowanie. Zajmuje się mną i naszymi przyjaciółmi, którzy wcześniej przychodzą do mieszkania mamy, aby pomóc nam w ostatnich przygotowaniach. Nie wiem jakim cudem, ale uzbierało się ponad dwadzieścia zaproszonych osób, więc będzie to największe przyjęcie, jakie do tej pory z mamą wydawałyśmy. Nagle słyszymy dzwonek do drzwi. Patrzymy po sobie, bo nikogo więcej się nie spodziewamy. Małe lokum już pęka w szwach i ledwo można się minąć, przechodząc z salonu do mojego pokoju czy kuchni lub łazienki.

      – Nie przeszkadzam? – słychać głos zza uchylonych przez Ahmeda drzwi. Wysoki mężczyzna w średnim wieku, w ciemnym garniturze z białym goździkiem w klapie przestępuje niepewnie z nogi na nogę.

      – Pan do kogo? – pyta zdziwiony Ahmed, rozglądając się dookoła, lecz nikt nie ma zamiaru go oświecić, bo wszyscy są zajęci.

      – Do Doroty – nieśmiało mówi przybysz.

      – Narzeczony? – żartuje, bo dziwnie niepokoi go ta sytuacja.

      – Myślę, że to ty jesteś jej wybrankiem, ja zaś tylko ojcem – smutno się uśmiecha.

      – Przepraszam, proszę wejść. – Ahmed gestem zaprasza do środka. – Tak właśnie mi się wydawało, że skądś pana znam, tylko nie mogłem się zorientować skąd. Jest do pana podobna.

      – Nie wiem. Dawno się nie widzieliśmy.

      – Co ty tutaj robisz? – Wściekle patrzę na człowieka, który zostawił moją mamę, a mnie porzucił jak biedne małe szczenię.

      – Dociu! – Ahmed szepcze z naganą w głosie.

      – Akurat dzisiaj cię tutaj przyniosło, żeby zepsuć najważniejszy dzień w moim życiu?! Nie dość ci było?! – Stoję w białej tiulowej sukni i drę się jak kwiaciarka na straganie.

      – Ja go zaprosiłam. – Matka przepycha się i staje między nami. – Mówiłaś, że się zgadzasz.

      – Wspominałaś o poinformowaniu, a to różnica. Dobrze już… – Macham na to ręką, bo patrzy na mnie z wyrzutem. – Nie pamiętam, może się uczyłam albo myślałam o czymś innym – pokornieję.

      – Lepiej zwracaj uwagę na to, co mówisz – docina mi. – Wejdź – ciepłym tonem zwraca się do mojego ojca. – Uznałam za stosowne, abyś przyjechał na jej ślub.

      – Dziękuję, bardzo ci dziękuję, ale może ja poczekam pod urzędem, bo zdaje się, że macie komplet. – Wycofuje się spłoszony i prawie ucieka.

      – No i dobrze – mówię, obracając się na pięcie.

      – Ładne maniery ma ta twoja panna młoda – matka z pretensją zwraca się do Bogu ducha winnego Ahmeda, chwyta torebkę i wybiega za byłym mężem. Ależ ona jest skończoną idiotką! Gdyby tylko kiwnął palcem, rzuciłaby mu się w ramiona. Co za brak godności! Jestem oburzona i zła.

      Pod ratusz podjeżdżamy białym mercedesem przyozdobionym balonikami i kokardami. W urzędzie stanu cywilnego ruch jak na Marszałkowskiej. Stoi kolejka podenerwowanych młodych par. Goście gubią się i mieszają wzajemnie. Słychać krzyki i nawoływania, tupot szpilek na marmurowej posadzce i płacz dzieci.

      – Mamy małe opóźnionko. – Z sali wychyla się głowa odźwiernego. – Wszyscy dzisiaj chcą się żenić! – chichocze, lecz nikomu z oczekujących nie robi się weselej.

      Patrzymy sobie z Ahmedem głęboko w oczy i nic nie mówimy. Mocno trzymamy się za ręce. Widzę żyłę pulsującą na jego spoconym czole, a szrama na szyi zabarwia się na głęboko fioletowy kolor i odcina od bieli kołnierzyka. Dzisiaj już nie pasował jedwabny szal, żeby ją ukryć, a zresztą przed kim i czegóż tu się wstydzić. Ja ledwo СКАЧАТЬ