Название: Własna firma krok po kroku
Автор: Grzegorz Krzemień
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: О бизнесе популярно
isbn: 978-83-8087-783-2
isbn:
Zaczynasz wypłacać sobie pensję, która nie powoduje, że musisz oszczędzać na jedzeniu (nie przesadzam!). Nadal jednak trzeba pamiętać, że ludzie, którzy dla ciebie pracują, stoją w kolejce po wypłatę i są przed tobą20, ponieważ brak poczucia stabilności wypłaty jest ważnym czynnikiem, który powoduje chęć zmiany pracy. Na tak wczesnym etapie rozwoju firmy więzi z pracownikami nie są aż tak silne, jak później. Pracownicy traktują cię jak wariata porywającego się z motyką na słońce. W takich okolicznościach każdy sygnał, że coś jest nie tak z kasą, dla większości ludzi stanowi silny impuls do zmiany.
Jeżeli nie znasz się na finansach, a właściwie – nawet jeśli się znasz, zatrudnij fachowca od księgowości. Przepisy zmieniają się tak szybko, że nie jesteś w stanie tego ogarnąć. Funkcjonujesz w firmie po to, by ją rozwijać, a nie pilnować numerów faktur. Pamiętaj o tym. Poza tym jest wtedy ktoś, kto wytłumaczy ci, że nie traktujesz VAT-u jako fajnej górki pieniędzy, która bierze się nie wiadomo skąd i którą możesz roztrwonić. Znam przypadek, kiedy początkujący przedsiębiorcy balowali, bo klient „przesłał więcej pieniędzy”, czyli fakturę powiększoną o VAT, a potem był problem z zapłaceniem podatku. A, niestety, urząd skarbowy nie zna się na żartach.
Bliżej trzeba się przyjrzeć rentowności tego, co robicie, i utrzymywać ją na takim poziomie, aby można było sobie pozwolić na odkładanie w kolejnych miesiącach oszczędności na przyszłe inwestycje. Inwestyje brzmią poważnie, więc od razu dopowiem, że na tym etapie nie chodzi o zakup ziemi pod nowy gazoport, a o bardziej codzienne problemy, jak np. zatrunienie nowego handlowca czy zakup potrzebnego oprogramowania. Oczywiście na początku niełatwo poznać rentowność innych firm i w związku z tym nie wiesz, jak wypadasz na tle branży. Do mnie ta informacja dotarła dopiero po kilku latach działalności. W moje branży wynosi ona kilkanaście procent. Jeśli osiągasz kilka procent, to otrzymujesz już sygnał, że z firmą jest coś nie tak. Z kolei rentowność sięgająca powyżej 20 procent oznacza, że firma jest dobrze zarządzana.
Ten etap to również fantastyczny czas, kiedy możesz wykazać się niesamowitą kreatywnością, żeby maksymalnie obniżyć koszty. Drukowanie na drugiej stronie zadrukowanych kartek? Proste. Wykorzystywanie darmowych wersji oprogramowania do oporu? No jasne. Naciąganie licencji na software? Tak, to proste. Ale też nielegalne. Więc są granice oszczędzania, których się nie przekracza.
W tym okresie w sferze finansowej dominuje spojrzenie krótkookresowe. Masz w sobie głębokie przekonanie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni kwartał. Jest w tym odrobina racji, bo bez oszczędności lub możliwości kredytowania z reguły sił i środków na działanie – kiedy koszty są wyższe niż przychody – wystarcza na kwartał.
Jak wspomniałem, na wielu polach potrzebna jest odwaga i determinacja. Powtórzę: nie bój się dzwonić do klientów i ponaglać do uregulowania zobowiązań, jeśli są przeterminowane. Im większa firma, tym bardziej sformalizowany proces obiegu faktury i większe prawdopodobieństwo zapłaty w terminie. Ludzie, którzy pracują w takich firmach, oddzielają pracę z tobą od zapłaty. Czasami nawet nie znają ludzi, którzy w imieniu ich firmy finalnie wprowadzają faktury i zajmują się przelewami i czasami autentycznie razem z tobą dziwią się, że jeszcze przelew nie dotarł.
Początki są trudne finansowo. Wszystkie swoje zaskórniaki, jeśli w ogóle je masz, ładujesz w rozwój firmy. Stąd pewnie nie raz i nie dwa odwiedzisz mamę w niedzielę na obiedzie, dasz się namówić na zabranie sałatki czy makaronu na jutro. Mówiąc żartobliwie: przez pierwsze miesiące rodzina ma duży wkład w właściwe odżywianie się twórców biznesu.
Ludzie
Wspólnicy, czyli w grupie raźniej
Biznes tworzy się zespołowo. Mało kto startuje samotnie. Zawsze dobrze mieć kogoś, kto wspomoże mentalnie swoją wiedzą czy finansowo. To ułatwia start. Dobrze jest znać się wcześniej, coś wspólnie przeżyć i wiedzieć z praktyki, jaki dana osoba ma charakter. Może to nie ślub, ale pewnie przez najbliższe lata będziecie częściej widzieć się niż z rodziną. Warto więc wybrać rozsądnie.
Należy zwrócić uwagę na takie kwestie, jak zaufanie oraz podział obowiązków. Przecież jedziecie na tym samym wózku, zależycie od siebie. A od was dwóch czy dwojga zależą losy całej firmy. Co warto wziąć pod uwagę – poza zaufaniem i sprawdzonym charakterem – wybierając wspólnika? Konkretne umiejętności, najlepiej sprzedażowe bądź finansowe, z naciskiem na poważne podejście do powierzonych zadań oraz dbałość o koszty.
Wyżej założyłem, że będziesz miał jednego wspólnika, ale przecież może być was więcej. W praktyce okazuje się, że najkorzystniejszym rozwiązaniem i dla ciebie, i całej organizacji, jest postawić na nieparzystą, ale niezbyt dużą liczbę osób w zarządczym i właścicielskim gronie. Według mnie najlepsze rozwiązanie to trójka wspólników. W przypadku impasu można jednego z was przekonać do swoich racji. A jest to na tyle małe grono, że zwykle możliwe jest wypracowanie najlepszego rozwiązania. Nie chodzi przecież o bezlitosne wykorzystywanie większości i przegłosowywanie swoich racji w stosunku 2 – 1. Tak nie współtworzy się zgranego teamu, a przecież od zarządu wszystko się zaczyna. To liderzy wskazują kierunek działania, ale też dają dobry przykład innym pracownikom.
Wprawdzie na początku z reguły się o tym nie myśli. Górę bierze zaufanie. Ważniejsze wydają się inne sprawy, ale… Warto zadbać o dobrze spisaną umowę między udziałowcami czy wspólnikami w biznesie. Kto co posiada, co wnosi do spółki itd. To ważne, gdy nadejdzie czas ewaluacji tego związku, ale nie uprzedzajmy faktów.
Ważne jest również, aby weszły wam w nawyk spotkania i omawianie tego, co dzieje się w firmie na poziomie właścicieli czy zarządu. Bez tego wcześniej czy później – raczej zdecydowanie wcześniej – pojawią się problemy. Wizje firmy zaczną się rozjeżdżać. Pojawią się nieporozumienia, tarcia, a może nawet kłótnie i długotrwałe spory. Stąd dość blisko do rozłamu. Niemało firm kończy w ten sposób, że z jednej powstają dwie. Zwykle dzieje się to w pierwszych latach jej funkcjonowania. W tym czasie ma miejsce próba charakterów, nawet wśród dobrych znajomych. Może się okazać, że na wakacjach świetnie się rozumiecie, a w biznesie – niekoniecznie. Nie pasujecie do siebie i tyle. To się zdarza. Tak jak w prawdziwym życiu, lepiej od razu się rozejść, niż męczyć przez kolejne lata.
Dobrze chyba pasuje tu metafora ze świata muzycznego. Większość zespołów muzycznych ma w swojej historii przełomy związane z wewnętrznymi napięciami, z którymi wiążą się zmiany w składzie. Ileż to historii znamy, kiedy lider odchodzi i zakłada nową grupę, z powodzeniem wprowadzając coś nowego do muzyki albo też odcinając kupony od dorobku. W każdym razie zanim zespołowo osiągnie się sukces, trzeba się przetrzeć. Ktoś rezygnuje, innego trzeba wypchnąć z zespołu. Brutalne? Tak, jak całe nasze życie. Wracając do osób, które rezygnują na starcie. Pomyśl, co po latach czuł piąty członek The Beatles21; ten, który zaczynał na początku z zespołem, ale później zrezygnował. Albo trzeci wspólnik, który wycofał się z Apple’aСКАЧАТЬ
20
O tym, jak bardzo tego rodzaju zasady mogą wpływać na współpracę i kulturę organizacyjną, zob. w: S. Sinek,
21
W The Beatles poza znaną czwórką był jeszcze jeden muzyk (oprócz wyrzuconego wcześniej Petera Besta), Stuart Sutcliffe, który u progu kariery grupy z Liverpoolu odszedł z zespołu. Więcej: http://www.eskarock.pl/eska_rock_news/piaty_beatles_-_kim_byl_stuart_sutcliffe_5_faktow_o_tajemniczym_muzyku_the_beatles/123555, dostęp: 19 października 2018.