Inferno. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Inferno - Дэн Браун страница 16

Название: Inferno

Автор: Дэн Браун

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7508-852-6

isbn:

СКАЧАТЬ Znów zaczynał się czuć jak człowiek. Nawet ból głowy prawie mu przeszedł.

      – Poczułam się jak na filmie o Jamesie Bondzie – rzuciła żartobliwym tonem Sienna. – Jesteś szpiegiem?

      W tym akurat momencie Langdon nie miał pojęcia, kim jest. Myśl o tym, że stracił dwa dni z życiorysu i znalazł się w krytycznej sytuacji, była trudna do zniesienia, a tu w dodatku za dwadzieścia minut czekało go spotkanie z przedstawicielami amerykańskiego konsulatu w podupadającym hoteliku.

      Co tu się dzieje?

      Spojrzał na Siennę i nagle zdał sobie sprawę, że choć za chwilę ich drogi się rozejdą, nie wszystko zostało powiedziane. Oczyma wyobraźni znów ujrzał konającego brodatego lekarza.

      – Sienna – wyszeptał. – Twój przyjaciel… doktor Marconi… czuję się podle. – Skinęła obojętnie głową. – Przepraszam też za to, że cię w to wciągnąłem. Wiem, że masz trudną sytuację w szpitalu, a jeśli zacznie się dochodzenie… – zawiesił głos.

      – Nie martw się – odparła. – Przywykłam do częstych przeprowadzek.

      Jej puste spojrzenie powiedziało Langdonowi, że tego ranka w życiu młodej lekarki doszło do kolejnej zmiany. Chociaż sam nie wiedział, na czym stoi, z całego serca współczuł tej kobiecie.

      Uratowała mi życie… rujnując przy okazji swoje.

      Siedzieli w kompletnej ciszy przez ponad minutę, a atmosfera gęstniała coraz bardziej, jakby chcieli się odezwać, ale nie mieli sobie nic do powiedzenia. Mimo wszystko byli tylko przypadkowymi znajomymi, jak ludzie, którzy idą tą samą drogą, dopóki nie dotrą do rozwidlenia, gdzie każde oddala się w innym kierunku.

      – Sienna – przemówił w końcu Robert. – Gdy załatwię wszystko w konsulacie, spróbuję ci jakoś pomóc… jeśli pozwolisz.

      – Dziękuję – wyszeptała, zwracając smutne spojrzenie ku oknu.

      Mijały minuty, a Sienna nie odrywała wzroku od widoku za oknem, zastanawiając się równocześnie, co przyniesie nowy dzień. Była pewna tylko jednego: bez względu na to, co się wydarzy, już wieczorem jej życie będzie wyglądało zupełnie inaczej.

      Zdawała sobie sprawę, że to zapewne działanie adrenaliny, lecz coś ją pociągało w amerykańskim profesorze. Nie tylko był przystojny, ale też wszystko wskazywało na to, że ma dobre serce. W innym, niedostępnym jej życiu Robert Langdon mógłby być człowiekiem, z którym umiałaby się związać.

      Nie zechciałby mnie, uznała jednak. Jestem zwichnięta.

      Gdy opędzała się od tych myśli, ruch za oknem zwrócił jej uwagę. Wyprostowała się, przyciskając twarz do szyby, by spojrzeć w dół.

      – Robert, patrz!

      Langdon zerknął na ulicę i zobaczył czarny motocykl marki BMW, który właśnie zatrzymywał się przed wejściem do Pensione la Fiorentina. Kierowca był szczupły, ale dobrze umięśniony, ubrany w czarny skórzany kombinezon i kask. Gdy zsiadł z  siodełka i zdjął lśniące nakrycie głowy, Sienna usłyszała, jak Robert wstrzymuje oddech.

      Irokeza tej kobiety nie dało się z niczym pomylić.

      Kobieta w dole wyjęła znajomo wyglądający pistolet, sprawdziła tłumik, po czym schowała broń do kieszeni. Następnie, poruszając się z zabójczą gracją, wślizgnęła się za drzwi hotelu.

      – Robercie – wyszeptała Sienna drżącym z przejęcia głosem. – Twój rząd nasłał na ciebie zabójcę.

      Rozdział 13

      Robert Langdon czuł ogarniającą go panikę, gdy stał przy oknie mieszkania i spoglądał w kierunku hotelu mieszczącego się po drugiej stronie ulicy. Uczesana w irokeza kobieta właśnie tam weszła, aczkolwiek Langdon w dalszym ciągu nie pojmował, skąd znała ten adres.

      Adrenalina krążyła w jego żyłach, ponownie zakłócając procesy myślowe.

      – Mój własny rząd nasłał na mnie zabójcę?

      Sienna wyglądała na równie zaskoczoną.

      – Robercie, to oznacza, że poprzednia próba zabicia cię w  szpitalu także była usankcjonowana przez władze. – Wstała, by jeszcze raz sprawdzić, czy dobrze zamknęła drzwi. – Jeśli amerykański konsulat otrzymał pozwolenie na zabicie ciebie… – Nie dokończyła, gdyż implikacje tego faktu były tyleż oczywiste, co przerażające.

      Co ja ich zdaniem zrobiłem? Dlaczego władze amerykańskie na mnie polują?

      W jego głowie znów rozległy się dwa słowa, które mamrotał, wtaczając się do szpitala.

      Ve… sorry. Ve… sorry.

      – Nie jesteś tutaj bezpieczny – stwierdziła Sienna. – Żadne z nas nie jest tu bezpieczne. – Wskazała na drugą stronę ulicy. – Ta kobieta widziała, jak uciekamy razem ze szpitala, zatem można założyć, że amerykański rząd i włoska policja zrobią wszystko, by mnie namierzyć. Wprawdzie to mieszkanie zostało wynajęte na inne nazwisko, ale i tak na nie trafią. – Spojrzała na pojemnik leżący wciąż na stole. – Musisz go otworzyć. Natychmiast. – Langdon zmierzył wzrokiem tytanowy cylinder, skupiając się na czerwonym symbolu. – Cokolwiek w nim jest, musi nosić jakiś znak identyfikacyjny – kontynuowała lekarka. – Nalepkę firmową, numer telefonu, co bądź. To kluczowa informacja dla nas obojga. W końcu wasz rząd odpowiada za śmierć mojego przyjaciela! – Ból przebijający z jej głosu wyrwał Langdona z zamyślenia.

      Robert przytaknął, wiedząc, że kobieta ma rację.

      – Tak. Bardzo przepraszam. – Aż się skrzywił, słysząc ponownie te słowa. Podszedł do stołu, zastanawiając się, co znajdzie wewnątrz pojemnika. – Otwarcie go może nas narazić na ogromne niebezpieczeństwo.

      Doktor Brooks zastanawiała się przez chwilę.

      – Zawartość na pewno została dobrze zabezpieczona. Spodziewam się, że trafisz na fiolkę z grubego pleksiglasu. Ten cylindryczny pojemnik stanowi tylko osłonę zewnętrzną stosowaną w czasie transportu.

      Langdon wyjrzał przez okno na zaparkowany przed hotelem czarny motocykl. Kobieta jeszcze nie wróciła, ale lada moment odkryje, że nie ma go pod wskazanym adresem. Zastanowił się, jaki będzie jej kolejny ruch i ile czasu im zostało, zanim ktoś załomocze do drzwi tego mieszkania.

      Wziął się w garść. Podniósł tytanowy pojemnik i niechętnie przyłożył kciuk do czytnika biometrycznego. Po chwili usłyszał kliknięcie.

      Zanim zamek zdążył się ponownie zablokować, Langdon przekręcił obie połówki cylindra w przeciwne strony. Gdy wykonał ćwierć obrotu, rozległo się piknięcie. Było już za późno, żeby się wycofać.

      Dłonie mu się spociły, gdy rozkręcał do końca pojemnik. Obie połówki przesuwały się gładko po idealnym gwincie. Czuł się tak, jakby otwierał cenną rosyjską matrioszkę, z tą tylko różnicą, СКАЧАТЬ