Zwodniczy punkt. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zwodniczy punkt - Дэн Браун страница 24

Название: Zwodniczy punkt

Автор: Дэн Браун

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7999-258-4

isbn:

СКАЧАТЬ – Występują wyłącznie w meteorytach.

      Rachel zmrużyła oczy, patrząc na kuleczki.

      – Zgadza się, nigdy nie widziałam czegoś podobnego w ziemskich skałach.

      – I pani nie zobaczy! – oświadczył Corky. – Te struktury geologiczne po prostu nie występują na Ziemi. Niektóre są wyjątkowo stare, być może zbudowane z pierwotnej materii kosmicznej. Inne są znacznie młodsze, jak te w pani ręku. Chondry w tym meteorycie mają tylko około stu dziewięćdziesięciu milionów lat.

      – Tylko?

      – Jasne! W kategoriach geologicznych powstały zaledwie wczoraj. Ale rzecz w tym, że obecność chondr jednoznacznie świadczy o tym, iż mamy do czynienia z meteorytem.

      – W porządku, rozumiem. Chondry przesądzają sprawę.

      – Na koniec – Corky westchnął – jeśli nie przekonała pani skorupa obtopieniowa i chondry, my, astronomowie, mamy prosty sposób na potwierdzenie pochodzenia próbki.

      – Mianowicie?

      Corky nonszalancko wzruszył ramionami.

      – Używamy petrograficznego mikroskopu polaryzacyjnego, spektrometru rentgenofluorescencyjnego, analizatora aktywacji neutronowej albo spektrometru do zmierzenia proporcji ferromagnetyków.

      Tolland jęknął.

      – Teraz się popisuje. Chodzi mu po prostu o analizę składu chemicznego.

      – Hej, gwiazdorze! Naukę zostaw naukowcom! – parsknął Corky. Do Rachel zaś powiedział: – Skały ziemskie charakteryzują się albo bardzo wysoką, albo bardzo niską zawartością mineralnego niklu. W meteorytach mamy wartości pośrednie. Tym samym, jeśli procentowy udział niklu mieści się w średnim przedziale, to analizowana próbka jest meteorytem, bez cienia wątpliwości.

      Rachel zaczęła się irytować.

      – W porządku, panowie, skorupa obtopieniowa, chondry i średnia zawartość niklu świadczą o pozaziemskim pochodzeniu próbki. Rozumiem. – Położyła meteoryt na stole. –Ale co ztego? I coja tu robię?

      Corky westchnął uroczyście.

      – Chce pani zobaczyć próbkę meteorytu, który NASA znalazła w lodzie pod nami?

      Błagam, zanim tu umrę.

      Tym razem Corky sięgnął do kieszeni na piersi i wyjął niewielką kamienną tarczkę. Plasterek skały wielkości płyty CD miał nieco ponad centymetr grubości i pod względem budowy przypominał kamienny meteoryt, który przed chwilą oglądała.

      – To fragment próbki rdzeniowej, którą wywierciliśmy wczoraj. – Corky podał jej dysk.

      Zdecydowanie nie robił piorunującego wrażenia. Pomarańczowo-biała, ciężka skała, z jednej strony obtopiona i czarna. Najwyraźniej próbka pochodziła z powłoki meteorytu.

      – Widzę skorupę obtopieniową – powiedziała Rachel.

      Corky pokiwał głową.

      – Tak, próbka została pobrana z zewnętrznej warstwy, dlatego jest trochę obtopiona.

      Rachel przechyliła dysk do światła i zauważyła maleńkie metaliczne kuleczki.

      – Widzę też chondry.

      – Dobrze – pochwalił Corky głosem drżącym z podniecenia. – I mogę pani zdradzić, że badanie pod petrograficznym mikroskopem polaryzacyjnym wykazało średnią zawartość niklu, zupełnie inną niż w skałach ziemskich. Gratulacje, dowiodła pani, że skała, którą trzyma pani w dłoni, pochodzi z kosmosu.

      Rachel podniosła głowę, skonsternowana.

      – Doktorze Marlinson, to meteoryt. Powinien pochodzić z kosmosu. Czyżbym coś przeoczyła?

      Corky i Tolland wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Tolland położył rękę na jej ramieniu i szepnął:

      – Przewróć na drugą stronę.

      Rachel przekręciła tarczkę. Przez chwilę jej mózg przetwarzał informacje, jakich dostarczały oczy.

      Prawda uderzyła ją jak rozpędzona ciężarówka.

      Niemożliwe!, wykrzyknęła w duchu, wiedząc, że jej definicja „niemożliwego” zmieniła się raz na zawsze. W skale tkwiła forma, której obecność w ziemskich skałach nie jest niczym niezwykłym, ale w meteorycie była absolutnie nie do pomyślenia.

      – To… – Rachel zająknęła się, nie mogąc wykrztusić słowa. – To… robak! Ten meteoryt zawiera skamielinę jakiegoś robaka!

      Tolland i Corky błysnęli promiennymi uśmiechami.

      – Witamy na pokładzie – mruknął Corky.

      Emocje na chwilę odebrały jej mowę. Nawet w stanie oszołomienia, w jakim trwała, rozumiała, że skamieniałość bezsprzecznie była kiedyś organizmem żywym. Odcisk miał około siedmiu centymetrów długości i wyglądał na brzuszną stronę dużego żuka albo pełzającego owada. Siedem par wieloczłonowych odnóży skupiało się pod ochronnym szkieletem zewnętrznym, podzielonym na segmenty jak pancerz pancernika.

      Zakręciło jej się w głowie.

      – Owad z kosmosu…

      – To równonóg – poprawił Corky. – Owady mają trzy pary odnóży, nie siedem.

      Rachel ledwo go słyszała. Z niedowierzaniem przyglądała się skamieniałości.

      – Wyraźnie widać – mówił Corky – że pancerz jest segmentowany jak u ziemskiego prosionka, ale dwa wydatne wyrostki na odwłoku upodabniają to stworzenie do psotówki.

      Rachel nie słuchała wykładu Corky’ego. Klasyfikacja okazu nie miała absolutnie żadnego znaczenia. Kawałki układanki z hukiem wpadały na swoje miejsca – tajemniczość prezydenta, podekscytowanie NASA…

      W meteorycie jest skamieniałość! Nie tylko ślad bakterii czy mikrobów, ale wysoko rozwinięty organizm! Dowód, że gdzieś we wszechświecie istnieje życie!

      Rozdział 23

      Po dziesięciu minutach debaty senator Sexton zaczął się zastanawiać, dlaczego w ogóle się przejmował. Marjorie Tench okazała się zdecydowanie przecenionym przeciwnikiem. Wbrew reputacji, bardziej przypominała jagnię ofiarne niż bezwzględnego adwersarza.

      Zgadza się, na początku rozmowy zyskała przewagę, atakując jego stanowisko antyaborcyjne jako wyraz uprzedzenia do kobiet, ale niedługo potem, zamiast przyprzeć go do muru, popełniła niewybaczalny błąd. Wypytując, jak senator wyobraża sobie poprawienie sytuacji finansowej szkół bez podnoszenia podatków, złośliwie skomentowała jego skłonność do zrzucania winy za wszystko na NASA.

СКАЧАТЬ